sobota, 24 października 2015

Rozdział 23

Nina's POV

Fabian wiedział
Fabian wiedział

    Ta myśl, prześladowała mnie całą noc.
Ta myśl jak i fakt, że nie był mną zdegustowany. Byłam pewna, że jesli się dowie, odbiegnie gdzie pieprz rośnie, tak jak 'przyjaciółka' z podstawówki. Zamiast tego, zaangażował wszystkich do szukania mnie, mimo później pory, gdy powinni spać.

Mówiąc o zdarzeniu, ręce cholernie mnie bolą.

    Pamiętam ból, gdy upadałam i gdy traciłam przytomność, lub wymuszałam utratę przytomności, już nie byłam w stanie znaleźć między tym różnicy. Ledwo co pamiętam głos Mary, mówiącą coś, co nie miało dla mnie żadnego sensu. Pamiętam dużo bólu, wtedy głos Fabiana i jeszcze więcej bólu. Kolejne co pamiętam po tym, to Fabian wyjmujący kolce z mojej skóry, w czasie gdy wszyscy mnie otaczali.

Prawie dostałam w tamtym momencie ataku paniki.

    Nie jestem nim. Słowa Fabiana odbijały się echem w moim umyśle. Przerażały mnie, ponieważ nie, Fabian nie jest nim. I zaczynam to sobie uświadamiać.
    Próbowałam wmówić sobie, że nawet jeśli Fabian nie był nim, nie oznacza, że nie jest jak on, pod maską opiekuńczej osoby. Ale nawet to, zaczynało brzmieć jak ostatnia, desperacka próba oderwania się od Fabiana.
Jakby ostatnie resztki znużonego umysłu, po prostu chciały pozwolić komuś na zbliżenie się do mnie.

    Ale nie mogę pozwolić nikomu się zbliżyć. Zaufanie na końcu przynosi ból. Ufanie komuś oznacza otwarcie samego siebie na destrukcję. Ufając komuś, oznacza że dajemy moc na tą destrukcję. Ufanie komuś oznacza otwarcie samego siebie na destrukcję....
    Ciągle powtarzałam to w myślach. Pozwolenie komuś, na zbliżenie się do mnie, jest niemożliwe. Nawet jeśli chciałabym, nie ma nikogo, kto mógłby być moją opoką. Fabian zapewniał, że chce być moim przyjacielem, obrońcą; teraz. Zapewniał, że nie spostrzega mnie inaczej. Ale to może się zmienić z czasem. Mógłby się mną zmęczyć. Znużyłby się mną i uświadomił sobie, że powinien przestać próbować dawno temu. Wyrzuciłby mnie na ulicę i zniszczył.
    Albo zobaczyłby wszystkie moje blizny, tym razem nie przez przemoczoną bluzkę i oddalił się, zanim zdążyłby zaoferować mi, bycie moim największym wsparciem.

Ale to nie brzmi jakby był to Fabian... wyszeptał głos w mojej głowie. Fabian jest tu od początku i nigdy się nie zawahał. Dlaczego miałby się odwrócić od ciebie teraz?

    Ponieważ to była tylko sztuczka. Nigdy nie zapomnę tego, jak on był idealnym ojczymem miesiące przed śmiercią mamy, a zmienił się w potwora, gdy ona zginęła. To mogłoby się stać z Fabianem. To się stanie z Fabianem.

Ale na teraz, muszę iść dalej ścieżką, na którą weszliśmy. Muszę porozmawiać z nim o tym wszystkim, zanim zerwę wszelkie kontakty z nim.
Nie ważne, co z tego wyniknie, przeprowadzę się do innego domu. Z tego co się orientuję, jest wolny pokój w Domu Isis i wszyscy stamtąd unikają mnie jak śmierci. Współżylibyśmy tak, jakbym chciała; nigdy nie rozmawiając, całkowicie odizolowana, bez szans, aby ktoś się dowiedział. Na koniec semestru, zmieniłabym klasę, abym nie była z nikim z Anubisa.
Żyliby swoim życiem, ja swoim.
    Fabian wkrótce zapomniałby o mnie i znalazł dziewczynę, którą polubiłby. Mógłby ją pocałować, ponieważ nie bałaby się dotyku, mogliby się pokłócić, ponieważ ona, nie bałaby się, że Fabian ją zrani, gdy się zezłości. Ponieważ by tego nie zrobił. Pewna część mnie, wiedziała o tym. Fabian nie jest typem, krzywdzącym dziewczyny, czy ktokolwiek inny z Anubisa. Nie skrzywdziłby muchy. Mnie?
To już inna sprawa.

    Każda blizna, która na mnie pozostała. To przeze mnie, nie przez niego. Mój ojczym nigdy nie skrzywdził nikogo innego. Wszystkie ślady pozostawiał na mnie, nie na kimś innym. Ponieważ zasługiwałam na to. Wiem o tym. Było mi to wmawiane przez lata.
    Gdybym zaufała Fabianowi, na początku wszystko byłoby dobrze. Nie skrzywdziłby mnie, pomógłby. Ale jeśli nie byłoby widać postępów wystarczająco szybko, albo gdybym dostała ataku w miejscu publicznym, lub gdyby próbował mnie pocałować, wszystko mogłoby się zmienić. Poddałby się i dostrzegłby mnie w ten sam sposób jak on. Zobaczyłby mnie taką, jaka jestem na prawdę. I tak jak zaatakował Mark'a, bo na to zasługiwał, skrzywdziłby mnie, bo zasługuję na to.

To właśnie dlatego, nie mam zamiaru próbować.

    Wprowadzę swój plan do życia. Opuszczę ten dom. Zapomną o mnie. Amber stanie się sławna, Mara wygra nagrodę Nobla i tak dalej. Utknę z nim do końca życia, zawsze próbując być dobrą dziewczynką, by nie mieć więcej blizn. Fabian zakocha się. Nigdy nie skrzywdził tej dziewczyny, ponieważ nie zasługiwałaby na takie coś. Pewnego dnia, mógłby usłyszeć moje imię i nawet go nie rozpoznać, bo miałby żonę, dom z białym płotem, dwójkę dzieci i trzecie w drodze. Nina Martin to imię, nad którym nawet by się nie zastanawiał przez lata.

    Gdzieś w głębi mnie, siedziała mała dziewczynka marząca o księciu noszącym ją na rękach o którym zawsze marzyła, zanim on, odebrał całą nadzieję na to.

I gdzieś w głębi mnie, ta mała dziewczynka płakała.

    Na dźwięk budzika prawie wyskoczyłam z własnej skóry.
Najwidoczniej, całą noc spędziłam na rozmyślaniu i nie zasnęłam ani na minutę. Fantastycznie.
W czasie gdy Amber ciągle majaczyła, dlaczego musi wstać - to jest niedziela, dlaczego nie możemy po prostu spać w niedziele - ja wstałam i zaczęłam się szykować. Moje nerwy wykraczały poza możliwą granicę, zadziwiająco dając mi poczucie całkowicie obudzonej mimo, że wcale nie spałam.
I znów, ból promieniujący wzdłuż ramion, również pomagał.

    Gdy zeszłam na dół, prawie wszyscy już tam byli. Usłyszałam chórem 'dzień dobry' i kilka  pytań o moje samopoczucie od Mary i Joy.
    Patricia siedziała na krześle w rogu czytając coś. Otworzyła usta, by coś do mnie powiedzieć, wytedy zamknęła i potrząsnęła głową.

Huh

    Nie było tu Fabiana i najwidoczniej Joy zauważyła sposób w jaki rozglądałam się po pomieszczeniu. Uśmiechnęła się.
- Rozmawia z Trudy w kuchni. Powinien przyjść za moment - przytaknęłam w podziękowaniu za informację, nadal próbując się przyzwyczaić do miłej Joy. Sięgnęłam po jabłko z miski na stole. Gdy je chwyciłam, zaczęła nieco szczypać mnie dłoń, ale ignorowałam to. Ugryzłam jabłko i zaczęłam się zastanawiać, co dokładnie powiedzieć Fabianowi. Chciałam mieć tą rozmowę za sobą, aby - miejmy nadzieje - mogła się wyprowadzić.
- Hej Nino - przywitał mnie Fabian wychodząc z kuchni z uśmiechem na twarzy - Pomyślałem, że moglibyśmy się przejść na spacer wcześniej. Tak może teraz, jeśli ci to nie przeszkadza?

Medium.

    Szybko przytaknęłam, wyciągając notes i długopis, aby być gotowa, gdy zaczniemy. Założyliśmy płaszcze i Fabian poprowadził mnie na zewnątrz. Przez chwilę szliśmy w ciszy, ale w końcu przerwał tą ciszę.
- Jak tam twoje dłonie? - zapytał, spoglądając na moje bandaże - Możesz swobodnie pisać?

Jest w porządku.

    Szczypało trochę, ale nie można porównać tego z żadnym bólem, jaki zaznałam przez te lata. Miałam wysoki próg tolerancji na ból.
- To dobrze - Znów zapadła cisza, dopóki.... - Więc... to twój ojczym.

    Moje ciało całe się napięło i zauważył to. Gdy znów się odezwał, jego głos był bardzo delikatny.
- Dlaczego tego nie zgłosiłaś? - zapytał - Wrzuciliby go za kratki za to, co ci zrobił. Nie wiem jak długo to trwa, ale najwidoczniej nawet kilka lat, więc do czasu, gdyby go wypuścili, byłabyś pełnoletnia i nie musiałabyś więcej z nim mieszkać. I z łatwością, wróciłby do więzienia, gdyby.... - przerwał, gdy zaczęłam pisać.

Tak, wsadziliby go do więzienia, a mnie do rodziny zastępczej. Jest 99% szans, że nie mogłabym znów tu przylecieć, więc nigdy nie zobaczyłabym nikogo z was. I potrafisz wyobrazić sobie mnie w rodzinie zastępczej? Miałabym ataki paniki każdego dnia. I na dodatek, jak rodzice, zobaczyli by jaka jestem, nie chcieliby mieć ze mną do czynienia i zostałabym przeniesiona do kolejnej rodziny, i kolejnej, kolejnej. Nie jestem w stanie tego przeżyć.

    Wiem, że wolałabym zostać z nim, niż przechodzić przez to wszystko. Przynajmniej w ten sposób, mogę być tutaj i chodzić do szkoły. Musiałabym być z nim tylko w czasie wakacji. Mogę to przeżyć.
Bynajmniej, to sobie mówiłam.
- Ale to nie jest w porządku. Jak mam oddychać, wiedząc, że kiedy nadejdą wakacje, w czasie gdy będę nurkować w basenie lub oglądać śmieciowy program telewizyjny, on może cie bić? W czasie w którym ja będę spokojnie spać w ciepłym łóżku, on może... - słowa zaschły w jego gardle i skrzywił się.

Gdy uświadomiłam sobie, jakie jest zakończenie zdania, wypełni mnie wstyd i zażenowanie.
W czasie w którym ja będę spokojnie spać w ciepłym łóżku, on może cię molestować.
Obróciłam się, próbując ukryć wszelkie emocje i łzy sączące moje oczy. Chwycił mnie za ramię i zadrżałam, ale nie z bólu. Swoją drugą dłoń podniósł i musnął czubek brody, aby mógł spojrzeć mi prosto w twarz.
Jego niebieskie oczy byłby łagodne, wpatrując się tak we mnie...
- Nino, chcę się tylko upewnić... wiesz, że to co ci się przytrafiło, jest złe, prawda? - zapytał cicho - Wiesz, że nie zasługujesz na to?

To były dwa różne pytania.

Wiedziałam, że to co robił, ogólnie jest złe. Bicie i gwałcenie dzieci, nastolatków czy kogokolwiek w każdym wieku, jest okropne. To niszczy życie. Niszczy ludzi.
Ale to było w ogólnym znaczeniu. Jeśli chodzi o mój przypadek, wiem, że jest inaczej.

Zasługuję na to.

Najwidoczniej, zbyt długo zwlekałam z odpowiedzią, bo jego spojrzenie stało się bardziej mroczne, a dłonią, którą trzymał mnie za ramię, zakrył usta na kilka sekund. Ciche o mój Boże, wymsknęło się z jego ust. Łzy w końcu zleciały po moich policzkach, więc ukryłam twarz w dłoniach.

Nie chciałam, aby widział jak płaczę.

On najwidoczniej nie przywiązywał do tej dużej wagi, bo odciągnął moje dłonie i trzymał mocno, ale nie boleśnie.
- Dlaczego? Jak możesz w ogóle myśleć, że to przez co przeszłaś, jest okay?
Wyciągnęłam ręce z jego uścisku i zaczęłam pisać.

Wiem, że teoretycznie, nie jest to w porządku. To jest złe i degustujące. Ludzie, którzy przez to przechodzą, nie zasługują na to. Ale ze mną, nie jest tak samo. Zasługuję na każdą bliznę, którą mam na sobie. Ranił mnie za każdym razem, gdy byłam zła

- Co on uznaje za złe? Jak decyduje jaką masz dostać karę, za każdy zły postępek? - zapytał delikatnie. Nie rozumiałam jego toku myślenia, ale napisałam tyle, ile mogłam.

Wszystko co robię nie po jego myśli, jest uznawane za złe. Gdy za dużo hałasuję, gdy przez przypadek wystraszę go, bo mnie nie zauważył, gdy czegoś nie umyję i tak dalej, codzienne rzeczy. Za to są normalne bicia i noce z nim. Gdy zrobię coś gorszego, na przykład coś zniszczę lub zacznę płakać, wybiera specyficzną karę. Na przykład, gdy miałam 7 lat, zbiłam jego drogi, porcelanowy talerz. Zamknął mnie w szafie na 3 dni bez jedzenia i wody. Najgorsze co może się przytrafić, to pozwolenie komuś na zobaczenie ran, nawet najmniejszą.... ale nie chcę mówić o tym, jaka jest za to kara.

Z każdym słowem które czytał, stawał się coraz to bledszy na twarzy. Do czasu gdy skończył, był biały jak ściana.

Okay, może podałam trochę za dużo szczegółów. Zły krok.

- Siedem? - wyszeptał - To już się działo, gdy miałaś siedem lat? Jak długo to trwa?
Cholera. Na prawdę podałam zbyt dużo szczegółów. Zabrałam od niego notes.

Zaczął mnie ranić, gdy miałam 4 lata. Zaczął przychodzić nocą do mojego pokoju, gdy miałam 10 lat.

    Przez sekundę, myślałam, że Fabian zwymiotuje tu i teraz. Jego ręce całe się trzęsły i schował je we włosach, przeczesując je i podnosząc głowę, spoglądając w niebo. Zamknął oczy i wziął głęboki oddech. Czując się nadzwyczaj winna, napisałam kolejną notatkę.

Przepraszam za rzucenie tego ciężaru, na twoje barki

- Nie, nie, jest w porządku. Chciałem abyś mi powiedziała. Poprosiłem cię o to, nie masz powodu do przeprosin - znów spojrzał na mnie - Więc.... na prawdę sądzisz, że jest to w porządku, gdy przytrafia się tobie.

Dokładnie tak. Mam na myśli, chciałabym, aby tak nie było. Chcę tego bardziej niż czegokolwiek innego. Jednak wiem, że muszę być ukarana, za to, co robię źle. Ludzie nie chcą iść do więzienia za swoje przestępstwa, ale na to zasługują, prawda? To samo jest z nim i ze mną.

Fabian wziął kolejny głęboki oddech.
- Zakończymy tą rozmowę na teraz, ale będę jeszcze chciał kiedyś do tego wrócić, okay? Potrzebuję po prostu trochę czasu, na poskładanie myśli.
    Szybko przytaknęłam, mimo, że nie nie miałam ochoty rozmawiać o tym ponownie.

Powiesz o nim policji?

- Nie, przysięgam, że nie powiem policji, ani nikomu innemu. Oprócz... - zawahał się - Mogę, powiedzieć Amber? I tak jest już blisko poznania prawdy i dobrze wiesz, że utrzyma to w sekrecie. Jest w stanie pomóc ci tak samo jak ja.

    Natychmiast zaczęłam potrząsać przecząco głową. Jedna osoba wystarczy. Dwie osoby wiedzące o tym, to jest niewyobrażalne. Westchnął
- Nino.... potrzebuję kogoś, z kim mógłbym o tym porozmawiać albo inaczej zwariuję od trzymania tego w swojej głowie. Rozmawialiśmy, o tym, że możesz być maltretowana, długo przed tym, jak zobaczyliśmy blizny. Dawała mi rady, a ja jej. Potrafi utrzymać sekret i nie będzie ciebie oceniać. Tak jak ja.
    Jego słowa odbijały się echem w mojej głowie. Potrzebuję kogoś, z kim mógłbym o tym porozmawiać. Rozumiem o co mu chodzi. I wiem, że Amber utrzyma to w sekrecie...

W porządku.

Wyglądał na zaskoczonego, że poddałam się tak łatwo
- Dziękuję ci. Wiem, że dawanie mi tego pozwolenia, nie jest dla ciebie łatwe. Doceniam to - przytaknęłam, uśmiechając się lekko
- Teraz nieco lżejszy temat. Rozmawiałem rano z Trudy i pozwoliła mi... zawsze możesz odmówić, jeśli nie chcesz.
    Nie byłam pewna czy być zadowolona czy przestraszona jego figlarnym uśmiechem, który mimo wcześniejszej rozmowy, podnosił kąciki jego ust.
- Nino, co myślisz o nocnym pikniku, na przednim terenie domu?

Z wszystkiego, czego się spodziewałam, tego nie przypuszczałam.
- Jest dzisiaj pełnia, więc będzie wystarczająco jasno. Mogę przynieść gitarę, trochę jedzenia, gorącą czekoladę - powiedział i mrugnął jednym okiem - Myślę, że potrzebujesz trochę czasu na zrelaksowanie się, bez żadnych zmartwień. Możemy usiąść zaraz przy sadzawce przed domem, jeśli sprawi to, że będziesz czuła się bezpieczniej.

    Spojrzałam na niego zaskoczona ostatnim zdaniem. To, że zwyczajnie odniósł się do tego, nie wydawał się być w jakiś sposób obrażony, zszokowało mnie. Uśmiechnął się, podnosząc jedną brew pytająco.
    Przytaknęłam, czując jak rumieńce oblewają moje policzki. On, podniósł pięść na znak zwycięstwa.
- Spodoba ci się. Będziesz pochłaniać to jedzenie. Musisz wiedzieć, że potrafię zrobić najlepsze kanapki z grillowanym serem. Te z frytkami... będziesz w niebie. Tylko zaczekaj.

    Wróciliśmy do Anubisa w komfortowej ciszy. Doceniam motywację Fabiana do rozluźnienia atmosfery; zdaje mi się, że nasza rozmowa wykończyła go emocjonalnie, ale nie powiedział słowa. Mimo, że nienawidzę tego, jak ta rozmowa się potoczyła, spadł mi najcięższy kamień z serca. Nie powie policji i z tego co się orientuje - nie jest mną zdegustowany

Co za cud.

Jeszcze nie zdecydowałam, czy się przeprowadzić. Jeśli tak, byłoby to lepiej dla wszystkich. Ale po tym spacerze... decyzja zdaje się być tylko trudniejsza do podjęcia.
Doszliśmy do frontowych drzwi.
- Powiem Amber dzisiaj wieczorem lub jutro - powiedział cicho - Powiem też, aby nie bombardowała cię pytaniami

    Wtedy weszliśmy do środka i poszliśmy swoją drogą. On do salonu, ja do siebie do pokoju.
Nie spodziewałam się nikogo czekającego na mnie.
I z całą pewnością, nie spodziewałam się, że mogła to być Patricia.
- Hej - powiedziała drżącym głosem - Możemy porozmawiać?

***
Boomsh... 23 rozdział.
A teraz należy się Wam porządny opiernicz, z którego wykluczam tylko Olę.
Wyświetlenia poprzedniego rozdziału jak zawsze przeciętnie, a komentarze? Jeden? Na prawdę nie liczę na długie recenzje, wystarczy jedno zdanie. To zajmuje pewnie 20 razy mniej czasu niż przeczytanie rozdziału. Proszę, nie róbcie tak więcej. Powtarzałam to dziesiątki razy, ale komentarze motywują mnie i dają też satysfakcję autorce, ponieważ ona również przejmuje się tym tłumaczeniem i informacją zwrotną od czytelników, bo to w końcu jej dzieło.
Anyway. Ważna rozmowa. Propozycja pikniku. I co będzie dalej? Rozmowa z Patricią, tak, to na co część z Was mogła czekać. Tak czy inaczej, następny rozdział będzie fajny. Bardzo, bardzo fajny...
A ja nadal tkwię w 30 rozdziale. chyba od miesiąca nic nie ruszyłam; nauka i ostatnio też zastanawianie się 'co ty do cholery Brad odpierniczasz?' [long story] zajmuje 200% mojego wolnego czasu, eh. I marketing jest nudny i trudny i serio mam dość szkoły, chcę święta, ferie i wakacje.

Ok, nastepny rozdzial: 7/11/15

niestety, znów 2 tygodnie

Nie zapomnijcie o komentarzu, błagam
I dzisiaj przestawienie czasu :)

~ Klaudia x

sobota, 10 października 2015

Rozdział 22

Fabian's POV

    Wleciałem jak strzała do domu bez tchu. Wszyscy siedzieli w salonie, odrabiając lekcje jeszcze przed kolacją, ale wszyscy zaprzestali swoje działania na moją nagłą obecność. Myślę, że musiałem być niezłym widowiskiem - potargane włosy, brudne ubrania, szerokie oczy.
- Cholera Fabian, co się stało? - Zapytał Mick, przyglądając się mi - Niebo spada na ziemię, czy co?
- Inwazja kosmitów, Fabian, powiedz mi, że była inwazja kosmitów! - zatriumfował Alfie, podskakując. Amber wstała i uderzyła go w tył głowy, aby umilkł i mogła się odezwać.
- Fabian, co się stało? Gdzie jest Nina? Myślałam, że jest z tobą.
- Zniknęła - wyrzuciłem z siebie, wciąż próbując złapać oddech i spowolnić bicie serca, zanim sam przysporzę sobie ataku paniki
- Powiedziałem coś, co ją spłoszyło i odbiegła. Nie mogłem za nią nadążyć, zginęła z zasięgu mojego wzroku po 5 minutach. To było pół godziny temu i nadal nie wróciła. Ona zniknęła!

    W jednym momencie, projekty artystyczne i zadania domowe z historii praktycznie zostały zrzucone na podłogę. Nawet Patricia wstała i wyglądała na zmartwioną.
- Musimy ją poszukać. Nie zna tych lasów tak dobrze jak my, pewnie się zgubiła - powiedziała Joy, już ubierająca swoje buty.
- Ale zaraz zapadnie zmrok, nic tam nie zobaczymy! - zaprotestowała Mara
- Ona też nie - odpowiedziała Amber, sięgając po swój płaszcz - Mamy tutaj latarki, tak? I wszyscy mamy telefony. Ona nie ma tego ani tego. Nie może tam zostać całą noc, zamarznie!
- Ona ma rację. Musimy iść. Niech każdy weźmie latarkę, płaszcz, najbardziej wytrzymałe buty jakie macie i telefony - zarządziłem - Niech ktoś powie Trudy zanim wyjdziemy. Jestem pewien, że pozwoli nam i ma numery nas wszystkich w razie potrzeby

    Nina była gdzieś tam na zewnątrz, pewnie zamarzając, prawdopodobnie ranna i zdecydowanie wystraszona na śmierć. Nienawidzę siebie. Mogłem nadać głos swoim domysłom później, gdy bylibyśmy w domu i mógłbym po prostu wyjść, aby dać jej trochę czasu. Wystraszyłem ją i ponosi konsekwencje, gdy nie zasługuje na nic z tych rzeczy.

Jeśli coś jej się stało, nigdy sobie nie wybaczę.

    Pięć minut później, wszyscy byliśmy przed domem, idąc wzdłuż chodnika, ostatnie promienie słońca, rysowały długie cienie na trawie.
- W porządku, więc będzie wyglądać to tak. Mick, sprawdzisz w okolicy Domu Isis. Joy, Dom Senet. Jerome, Alfie i Amber trzy pozostałe domy w przeciwnym kierunku. Nie pukajcie do drzwi i nie pytajcie o nią, nie chcemy robić zamieszania. Tylko sprawdźcie teren i laski w okolicy. Zawsze miejcie domy w zasięgu wzroku, nie chcę, aby ktoś jeszcze się zgubił.
- Co z resztą? - Zapytała Patricia.
- Ty pójdziesz wzdłuż polany, więc będziesz widzieć coś między drzewami jak i polanę. Maro, ty pójdziesz w kierunku opuszczonej chaty. Ja pójdę w kierunku w którym pobiegła.

    Dotarliśmy do miejsca, w którym wszyscy mieliśmy się rozdzielić
- Okay, jeśli ktoś się zgubi, potrzebuje pomocy, lub znajdzie Ninę, dzwoni do mnie, lub do osoby, która powinna być na wyznaczonym terenie, najbliższym do waszego. Wszystko jasne? - Zapytałem drżącym głosem

Wszyscy chórem odpowiedzieli na moje słowa. Amber położyła dłoń na moim ramieniu i pogładziła lekko
- Znajdziemy ją Fabian. Uspokój się, panika nic nie pomoże.
Spróbowałem wziąć głęboki oddech i przytaknąłem. Gdy znów się odezwałem, mój głos był stabilny.
- W porządku, spróbujmy wyrobić się do północy. Do roboty.

    Każdy wyruszył w swoim wyznaczonym kierunku bez słowa. Dotarłem do okolicy polany, gdzie siedzieliśmy, podczas gdy jej śpiewałem, wtedy do lasu za polaną. Poruszałem się o wiele szybciej tym razem, bez obciążenia gitary na plecach.
    Słyszałam Marę wołającą Ninę; była ona na terenie najbliższym do mojego. Oprócz tego, tylko odgłosy natury. Światło mojej latarki odbiło się w oczach kilku zwierząt, które pospiesznie chowały się przede mną.

    Wyobraziłem sobie Ninę martwą lub umierającą. Może upadła i straciła przytomność, może zamarzała, może płakała, może była nieprzytomna. Gdy tak szedłem, moje oczy wypełniły się łzami. Nie powinienem zaczynać tego tematu. Obwiniałem siebie. Jestem kompletnym idiotą. Nawet jeśli ją znajdziemy, już nigdy więcej na mnie nie spojrzy.
    Mimo, że starałem się nie myśleć o tym odkąd za nią wybiegłem, do moich myśli wbiły się słowa, które sprawiły, że odbiegła.

Ojczym

    Wydawał się być miły. Amber wspomniała, że czuła od niego lekko alkohol, ale nie zastanawiałem się nad tym. Był nadzwyczaj uprzejmy, uśmiechał się we wszystkich właściwych momentach i spoglądał na Ninę miłościwie.
    W rzeczywistości, był mężczyzną, który bił Ninę, przez Bóg wie jak długo.

Prawdopodobnie robił coś więcej niż bicie.

    Ta myśl zawirowała mi w głowie. Przypomniałem sobie, jak myślałem o tym, gdy czatowałem przed jej drzwiami.
Teraz wiedziałem, że to jej ojczym, ktoś z kim mieszkała odkąd zmarła jej mama. Wszystko nabrało jeszcze większego sensu.

    Mimo, że byłem zadowolony z poznania prawdy, pewna część mnie, nie chciała tego wiedzieć.
Dzwonek mojego telefonu, przedarł się przez moje mdłe myśli. Mara. Natychmiast odebrałem.
- Co jest Maro? - zapytałem jak najszybciej.
Po drugiej stronie usłyszałem tłumiony szloch.
- Z-znalazłam ją. Jest d-dużo kr-rwi - wyjąkała, a ja zamarłem z przerażenia - Jest ży-żywa, oddycha, ale nie chce się o-obudzić!
- Maro, oddychaj głęboko, okay? Gdzie jesteś?
Gdy znów się odezwała, jej głos był czystszy i stabilniejszy.
- Kilka jardów na lewo od opuszczonej chaty. Mam włączoną latarkę, więc będziesz w stanie nas zauważyć. Będziesz musiał ją nieść.
- W porządku, będę tam za minutę. Zadzwoń do innych i poinformuj aby wrócili i przygotowali apteczkę - rozłączyłem się, nie czekając na odpowiedź i pobiegłem najszybciej jak mogłem w kierunku chaty.

Krew. Ona krwawi. Jest ranna. Była to mantra krążąca w moich myślach na okrągło aż dobiegłem do chatki.

- Mara?! - wykrzyknąłem
- Tutaj! - zawołała drżącym głosem, nadchodzącym z lewej strony. Podążałem w tamtym kierunku, aż dostrzegłem światło latarki odbijające się na pniach drzew.
- Uważaj, tutaj po mojej lewej stronie, jest ogromny, pnący się krzak jeżyny z kolcami. Myślę, że dlatego jest ranna.

    Uklęknąłem przy Ninie, natychmiast oceniając jej stan. Nieprzytomnie leżała, lekko oparta o drzewo i poprzez słabe światło latarki, dostrzegłem zadrapania i cięcia od dłoni aż po łokcie. Jej oddech był chrapliwy a usta poruszały się szybko, tworząc słowa, których nie potrafiłem odgadnąć. Żaden dźwięk nie wydawał się z jej ust.
- Zadzwoniłam do pozostałych, przygotowują wszystko w domu. Trudy również tam jest, więc pomoże - zadeklarowała Mara, na tyle spokojnie, na ile było ją stać.
- Możesz też już wrócić. Pójdę za tobą - przytaknęła i odbiegła, zostawiając mnie i Ninę w półmroku. Zastanawiałem się, jak ją podnieść, nie sprawiając jej przy tym zbyt dużego bólu.
- Okay Nina, nie wiem czy zemdlałaś, czy może wymusiłaś utratę przytomności, ale jeśli mnie słyszysz, to będzie bolało - powiedziałem szybko, wtedy zaplotłem ramiona wokół jej drobnej sylwetki i podniosłem.

    Zajęczała z bólu i ten dźwięk wbił nóż w moje serce, ale nie odłożyłem jej. Zamiast tego, pośpiesznie zacząłem przedzierać się przez zarośla i drzewa, próbując jej nie trącać.
    Gdy zobaczyłem w oddali światła domu Anubisa, moje oczy wypełniły się łzami z ulgi.
Mick stał przy drzwiach i zauważył nas od razu gdy wyszliśmy z zarośli. Otworzył drzwi i krzyknął coś do wszystkich w środku. Wszedłem po stopniach, potem do salonu. Mieli przygotowane miejsce na dywanie, wyścielone jednym z starych obrusów.

    Wszyscy zaparli dech na widok Niny i sekundę po tym, jak ją położyłem, zrozumiałem dlaczego.
Teraz w pełnym świetle, widziałem każde zadraśnięcie. W jej skórze nadal tkwiły kolce - potwierdzając nasze przypuszczenia, że to przez jeżyny - i jestem pewien, że gdy trzymałem ją w ramionach, tylko sprawiłem, iż utkwiły one głębiej. Na jej twarzy był brud i krew, a jej  falowane włosy były całe rozczochrane; wplątane gałązki i błoto.
- Co ona mówi? - wyszeptała Mara - Nie wiem....
- Powtarza ciągle 'przepraszam' - odpowiedział Jerome.
Gdy doszedłem do tej samej odpowiedzi co on, ciarki przeszły wzdłuż mojego całego ciała. To był niekończący się cykl.

Przepraszam. Przepraszam. Przepraszam.

    Trudy uklękła przy niej i miała zamiar wziąć się za wyjmowanie kolców i oczyszczanie ran, ale powstrzymałem ją.
- Ona wpada w panię podczas dotyku, wiesz o tym. Ale ja mogę ją dotknąć. Sama dotknęła mnie wcześniej i to wiele razy. Najlepszym lekarstwem, jest utrzymanie ją spokojną jak tylko jest to możliwe, a jeśli się obudzi, wpadnie w panikę, jeśli ktoś inny będzie to robił. Pewnie spanikuje tak czy inaczej, ale ze mną nieco mniej. Wiem, że jest to przeciw zasadom, ale proszę, proszę, pozwól mi to zrobić - błagałem, spoglądając to na Ninę, to na nią.
Zawahała się, a potem odsunęła
- No to dalej.

    Odetchnąłem z ulgą. Obróciłem się do Niny i wyjąłem pierwszy kolec, tkwiący po wewnętrznej stronie jej dłoni. Potem kolejny i kolejny.
    Gdy wyciągnąłem czwarty kolec, Nina obudziła się, natychmiast siadając do pionu z zapartym tchem. Spojrzała na każdego po kolei, jej oczy wypełniał strach i nikt nie musiał nic mówić, by każdy wiedział, jak się czuła. Okrążona. Wszyscy oprócz Trudy, Amber i mnie, odsunęli się dalej.
- Nino, spróbuj zachować spokój - powiedziałem powoli, podnosząc ręce i pokazując jej iż nie chcę nic złego zrobić - Straciłaś przytomność w lesie, po tym jak się poraniłaś. Przyniosłem cię tutaj, ale w twojej skórze nadal tkwią kolce. Proszę, pozwolisz mi je wyciągnąć?

    Przyglądała się mi przez ułamek sekundy, a potem zaczęła potrząsać głową, cofając się lekko i sięgając, by wyciągnąć je samemu. Skrzywiła się z bólu poprzez sam ruch.
- Nino, pozwól mi to zrobić. Jeśli spróbujesz, poranisz siebie tylko mocnej - zawahałem się, a potem zniżyłem ton, upewniając się, by nikt inny nie słyszał moich kolejnych słów - Nie skrzywdzę cię z premedytacją. Nie jestem nim.
Zadrżała na tą wypowiedź, ale coś w jej oczach się zmieniło.

Przytaknęła.

   Ostrożnie chwyciłem jej rękę w miejscu, gdzie nie była poraniona. Wtedy wyostrzyłem wzrok w poszukiwaniu kolejnych kolców. Przyglądała się mojej dłoni wędrującej po jej skórze i ponownie skrzywiła się, gdy zatrzymałem ją nad znalezionym kolcem.
- Zamknij oczy - powiedziałem delikatnie. Wbiła we mnie mnie swój wzrok, wyraz jej twarzy mówił, że jej nie przekonam i westchnąłem.
- Najczęściej to myślenie o nadchodzącym bólu, boli najbardziej. Jeśli zamkniesz oczy, nie będziesz wiedzieć, kiedy nachodzi ten ból. Spróbuj zamknąć oczy i skupić się na moim głosie. Tylko na moim głosie.

Chwilę później, zamknęła oczy.

- A więc zacznę mówić o nic nie znaczących rzeczach i chcę abyś myślałam tylko o tym. Możesz to dla mnie zrobić - przytaknęła - To dobrze. Więc, nic nie znaczące rzeczy.... co jeśli opowiedziałbym ci nieco więcej o sobie, jak kilka dni temu? Zobaczmy... mój ulubiony kolor to pomarańczowy - Wyciągnięty kolec - Nie zwykła pomarańcz, tylko raczej kolor nieba tuż przed zachodem słońca.

    Dwa kolce za jednym razem. Chciała się wyrwać, ale stabilnie ją przytrzymałem, zanim spróbowałem prosić, aby pozwoliła mi kontynuować.
- Twój ulubiony kolor to szary, prawda? Przeczytałem to w twoim notesie, ale nie sądzę że to tylko szary - Kolec - Jest w tym coś więcej, tak? Nie czysty szary, coś innego - Kolec - Domyślam się, że będziesz mogła powiedzieć mi później, w porządku? - Kolec - Tak czy inaczej, wracając do mnie. Trzymam w sekrecie pamiętnik. Założę się, że nigdy byś tego nie przypuszczała - Kolec - Mam go schowane gdzieś w moim pokoju. Piszę w nim każdego wieczoru i tylko dla siebie. Drzemią tam moje najgłębsze i najmroczniejsze sekrety. Takie rzeczy jak zauroczenia.
Jak ty


    Wyciągnąłem ostatni kolec i westchnąłem z ulgą. Najgorsze dobiegło końca. Spojrzałem na Ninę, spodziewając się, że będzie miała zamknięte oczy.


    Zamiast tego, były one otwarte, wpatrzone prosto we mnie; łzy spływały po jej policzkach. Były nieco rozproszone i przyglądała się mi, jakbym był puzzlami których nie jest w stanie ułożyć.
- Nadal musimy otrzeć krew i użyć wody utlenionej, aby nie doszło do infekcji - powiedziała cicho Trudy, jakby przebijając bańkę mydlaną, która narastała z każdą sekundą tego momentu,
Gdyby Nina miała wystarczająco dużo krwi w żyłach i nie była na skraju omdlenia, myślę, że zarumieniłaby się.
- Ja otrę krew - zaoferowałem. Trudy podała dwa ręczniki; jeden mokry, a drugi suchy. Zacząłem oczyszczać krew z miejsc pomiędzy ranami tym mokrym, próbując zaoszczędzić jej dodatkowego bólu. Gdy skończyłem, ręcznik był prawie cały czerwony, na jej skórze pozostały tylko zadraśnięcia. Niektóre były lekkie i cienkie, a inne głębokie i szerokie.

    Wszyscy i tak skupiali wzrok na jej innych, białych bliznach, porozrzucanych na całej jej skórze.
- Czas na wodę utlenioną - ogłosiła Trudy niestabilnym głosem - Ja mam to zrobić, czy ty chcesz?
Miałem zamiar odpowiedzieć, że ja, ale Nina wyciągnęła swoją pokaleczoną dłoń, by podać jej butelkę
- Kochanie, nie jestem pewna, czy to dobry po...-
Nina sama chwyciła butelkę z podłogi, nawet nie wzdrygając, gdy jej poranione palce, weszły w kontakt z plastikiem.

    Zanim zdążyliśmy wszcząć kłótnię, Nina odkręciła butelkę i polała ciecz na rękę, trzymając ją nad wcześniej przyniesioną miską.
    Mimo, że nienawidziłem pieczenia wody utlenionej, zawsze byłem zafascynowany bąbelkami, jakie stwarzała. Dzisiaj nie było inaczej
    Nina patrzyła się na to, jakby nie było to nic szczególnego; jakby widziała to każdego dnia.
Myśl o tym, że może rzeczywiście widywała to każdego dnia, wpadła do mojego umysłu i fascynacja szybko zniknęła.

    Do czasu, w którym skończyła z obiema rękoma, większość poszła spać  - zrozumiałe, wiedząc, że jest prawie północ, a będziemy musieli wstać zaraz po świcie słońca. Trudy owinęła jej ramiona w gazę, próbując jej nie dotknąć, a ja nałożyłem na jej dłonie bandaż.
Nie wzdrygnęła ani razu, a ja poczułem dumę rosnącą w moim sercu, ponieważ nie bała się już tak bardzo mojego dotyku.

- Wszystko skończone - powiedziała Trudy, zbierając opatrunki z podłogi - Weź tabletkę przeciwbólową i idź prosto do łóżka, skarbie. Rano wyślę wiadomość do szkoły, tłumacząc, dlaczego nie będziesz mogła wykonywać większości prac na lekcji w poniedziałek, ale będziesz musiała iść. Odpocznij, w porządku?

    Nina lekko się do niej uśmiechnęła i przytaknęła; Trudy wyszła, zostawiając nas samych.
Odwróciła ode mnie swój wzrok. Westchnąłem i sięgnąłem, by dotknąć jej policzka. W końcu znów na mnie spojrzała.
- Nino, powtórzę to jeszcze raz; nie jestem jak twój ojczym - wymamrotałem, wiedząc, że nie ma nikogo w pobliżu kto usłyszałby moje słowa. Mimo to, ona zaczęła panicznie rozglądać się po pokoju, jakby ktoś zaraz miał wyłonić się z cieni.

Jakby czekała, aż jej ojczym pojawi się znikąd.

- To nic między nami nie zmienia, nie dla mnie. Przyjdzie moment, w którym będę chciał zadać ci parę pytań, a ty masz pełne prawo, by nie odpowiedzieć. Nie będę zły - Chciałem zapytać się teraz, ale wiedziałem, że nie jest to odpowiednie miejsce ani czas.
- Ale obiecuję ci, że do czasu naszej rozmowy, nie powiem nikomu prawdy - nieco się uspokoiła, jednak wyciągnąłem drugą dłoń, by ją zatrzymać gestem - Chyba, że będziesz w śmiertelnym niebezpieczeństwie i ujawnienie te informacji będzie jedynym sposobem, abyś była bezpieczna.

    Zajęło jej to chwilę, ale ostatecznie westchnęła i odpuściła sobie. Zorientowałem się też, że nadal trzymałem dłoń na jej policzku i szybko ją odsunąłem, mimoz że moje serce pękło na tą utratę kontaktu.

    W moich odważnych myślach, zdawało mi się, że widziałem zawiedzenie w jej oczach również. Wtedy mrugnęła i wszystko zniknęło, zostało zastąpione zmęczeniem. Poklepałem ją po kolanie i wstałem.
- Śpij dobrze. Do zobaczenia rano.
Gdybym zdecydował patrzeć się na nią, nieco dłużej przed wyjściem, wyraźnie odczytałbym z jej ust 'dziękuję' i tęsknotę  w oczach. gdy wychodziłem.

***
*wbiega*

Późno trochę, wiem, ale jestem!
Mam wrażenie, że językowo, ten rozdział nie wyszedł najgorzej. I jest spokojne zakończenie! W następnym rozdziale... długa rozmowa, yep.
Dacie wiarę, że pierwsza piosenka z playlisty {Stone Cold}, to wersja na żywo w studio, bez przeróbki; autotune? No bo właśnie tak jest. Po prostu... wow.

Wiem, że dzień dobiega końca. ale dzisiaj [10/10/15] obchodzony jest Ogólnoświatowy Dzień Zdrowia Psychicznego. Myślę, że przy fabule Scarred, warto zwrócić na to uwagę. Nina tutaj ma anoreksję, fobię społeczną, wpadnie w lekką depresję i ma zaburzenia, których na chwilę obecną, nie potrafię nazwać. I co? Nikt nie uważa jej za kosmitkę, tylko próbują pomóc. Szkoda, że nie zawsze jest tak w realnym świecie. I przede wszystkim warto pamiętać - depresja, to nie jest ciągły smutek. Anoreksji nie da się wyleczyć "po prostu" jedzeniem. Fobii społecznej, nie da się zwalczyć konfrontacją z ludźmi. Bulimii nie pokona się bez terapii. Zaburzenia afektywne dwubiegunowe, to nie są zwykłe huśtawki nastrojów. Tak wiele osób nie ma pojęcia, na czym te zaburzenia polegają i oceniają. Przy najmniejszych zaburzeniach psychicznych, niektóre struktury mózgu są inne niż u osoby zdrowej, ale serce jest to same. Bije i może zostać zdruzgotane niewłaściwymi słowami. 
Scarred otworzyło mi szerzej oczy i jeśli dotrwacie ze mną do końca tej opowieści, mam nadzieję, że również tego doświadczycie.

Następny rozdział: 24/10/15

6/7 komentarzy = spojler
Proszę o komentarze, potrzebuję trochę motywacji, szkoła wysysa ze mnie wszystko, ew

Ily, Klaudia x