sobota, 24 września 2016

Rozdzial 46

Nina’s POV

Eddie wbiegł do domu bez pukania, z największym uśmiechem na twarzy, jaki kiedykolwiek u niego widziałam.

– Cześć! Jestem Eddie. Mam 7 lat. Jak macie na imię? – jego mama weszła do środka chwilę później z dużą torbą w dłoni. Pani Miller, wyglądająca zawsze po prostu jak matka, z niechlujnym kokiem i codziennymi ubraniami, dzisiaj miała podkręcone końcówki włosów, naturalny makijaż i wieczorową sukienkę. Wyglądała 10 lat młodziej, a jej drżące ręce zdradzały, że czuła się jakby szła na pierwszą randkę.
– Dzień dobry, pani Miller – przywitał ją Fabian – Niech pani pozwoli sobie pomóc, wezmę to – wziął od niej torbę, w której dostrzegłam mnóstwo jedzenia i zabawek – Jak długo pani zostaje?
– W zasadzie, to za chwilę wychodzę. Już jestem spóźniona. Mieliśmy się spotkać o 19, a jest już 18:50. Mam tylko do przekazania wam kilka wskazówek. Jeśli zacznie się stawiać czy pajacować, po prostu weźcie go na kilka minut do kąta. Ma lekkie uczulenie na laktozę, więc nie dawajcie mu za dużo nabiału. Mam dla niego jedzenie w torbie i powinno wystarczyć. Lubi utartą marchew, ale lubi też rzucać nią w innych, więc uważajcie – słysząc to, Patricia parsknęła – Mam też w torbie kilka jego ulubionych płyt z muzyką, zabawki i gitarę. Jest tam również kartka z numerem telefonu Erica i mojego. Zadzwońcie, jeśli pojawi się jakiś problem. Teraz muszę już lecieć. Jeszcze raz bardzo wam dziękuję – pocałowała Eddiego w czoło i wyszła w pośpiechu.

– Więc... Powiecie mi jak macie na imię? – zapytał ponownie Eddie, spoglądając na wszystkich dookoła. Każdy po kolei się przedstawił, z wyjątkiem Patricii, która starała się kompletnie go ignorować, pewnie mając nadzieję, że o niej zapomni.

Gdyby miała więcej szczęścia...

– Przepraszam, a ty powiesz mi jak masz na imię? – podszedł do niej niepewnie i pociągnął lekko za rękaw – Proszę?
Pokręciła nosem, ale w końcu spojrzała na niego
– Jestem Patricia. Jeszcze raz się do mnie odezwiesz, a będziesz martwy – odburknęła. Eddie cofnął się o krok, wyglądając na zranionego i przestraszonego. Fabian szybko do niego podszedł i wziął na ręce.
– Patricio... – powiedziałam szorstko
Mój ton mówił sam za siebie. Przewróciła oczami.
– W porządku smarkaczu. Jestem Patricia i to na mnie rozrzuciłeś utartą marchew
– To byłaś ty? Przepraszam! – Patricia odchrząknęła i wróciła do czytania magazynu. Eddie zdawał się być zawiedziony, tak szybkim zakończeniem konwersacji, ale poddał się w nawiązaniu nowej, wiercąc się w uścisku Fabiana, zmuszając go, by postawił go na ziemię. Podbiegł do mnie
– Chcę być trzymany przez ciebie! – spojrzałam niepewnie na Fabiana, który przytaknął uspokajająco. Chwyciłam Eddiego i oparłam na biodrze. To był takie... naturalne. Lecz nadal przerażające jak dla mnie.
– Możemy zagrać w karty, Niiiiino?
– Pewnie, co powiesz na Go Fish? – była to jedyna gra jaką znałam i to zawdzięczam Mark’owi i Haru. Eddie w odpowiedzi pisnął radośnie.
– Też mogę zagrać? – zapytała Amber – To jest ten dzieciak, co shippuje Fabinę, tak? Chce się z nim zaprzyjaźnić!

Wszyscy prócz mnie i Eddiego, zamarli. Zajęczałam zirytowana.
– Okej, poważnie. Co to Fabina? Chcę wiedzieć w tej chwili. Wszyscy omijacie ten temat od wieków i mam już tego dosyć.
– Fabina to ty i Fabian albo co ważniejsze, Wasz związek – odpowiedziała radośnie Amber. Fabian zakrył twarz dłonią, jakby wolał nie widzieć mojej reakcji – No wiesz, jak w Harrym Potterze były różne shipy? Związek pomiędzy dwiema osobami, realny czy też nie, nazywany jest shippem. Więc Harry i Ginny byli shippem. Ron i Hermiona byli shippem. Harry i Hermiona byli shippem, nawet jeśli nie skończyli razem. Więc na przykład, gdyby Mara chciała razem Harry’ego i Hermionę, shippowałaby ’Harmony’. My wszyscy tutaj shippujemy Fabinę, czyli waszą dwójkę. Chcemy, abyście byli razem. Dotarło?

Wszyscy w ciszy czekali na moją reakcję. Fabian spojrzał na mnie przez szparę pomiędzy palcami
– Shippuję Fabiiiiiinę – krzyknął podekscytowanie Eddie, klaszcząc w dłonie – Oni się kochają i powinni wziąć ślub. Fabina! Fabina! – zaczął skandować, a Amber przybiła mu piątkę.
– Oh – tylko to byłam w stanie z siebie wydusić. Fabian znów schował twarz w dłoniach.
Amber zabrała ode mnie Eddiego.
– Chodź szkrabie. Zagramy w Go Fish i powymieniamy się informacjami o Fabinie, a oni porozmawiają – Eddie przytaknął radośnie. Amber pochyliła się razem z nim, by mógł wyjąć karty z torby
– Patricio, chcesz zagrać?
– Czemu nie – wymamrotała, wstając z kanapy. Poszła za nimi do jadalni – Będę miała szansę, by się odegrać na tym smarkaczu. Ale jeśli spróbuje coś na mnie rozlać, wykopię go z domu i zainstaluję nowy zamek.

Otworzyłam usta. Zamknęłam je. Znów otworzyłam.
– Jak długo wiecie o ’Fabinie’? – zapytałam cicho
– Amber wpadła na to, gdy zrobiłem ten pierwszy szkic przedstawiający ciebie, w twoim pierwszym miesiącu tutaj
– Wasza cała ekipa wiedziała o Fabinie od tamtej pory? – wykrzyknęłam, czując żar na policzkach. Wszyscy przytaknęli z drobnym poczuciem winy – Czuję się jak idiotka!
Fabian podszedł do mnie, chwycił po bokach i przyciągnął do uścisku
– Nie powinnaś. Nie jesteś. Po prostu już wtedy chcieli, abyśmy byli razem. Co w tym złego? – gdy postawił to w takim świetle, zawahałam się, zastanawiając się nad moją przerażoną reakcją.
– To znaczy, chyba... – nie dokończyłam – Czuję się żałośnie.
– I powinnaś – wtrącił się Jerome, z podejrzanym uśmiechem na twarzy – Nadal nie jesteś w związku z tym idiotą. Każecie nam czekać całe wieki – jego zdanie, zostało potwierdzone przez pozostałych w pokoju i moje policzki stały się chyba jeszcze bardziej czerwone.
– Zamknij się – wymamrotałam i poszłam do jadalni grać w Go Fish z Eddiem.

Mark’s POV

– Powoli, powoli – powtarzał Haru, trzymając mnie mocno za przedramię, gdy starałem się dojść do wózka – Nadal jestem zdania, że powinieneś być dłużej w szpitalu. To nie jest dla ciebie bezpieczne – Wywróciłem oczami i nareszcie usiadłem na wózku. Był nawet wygodny.
– Nic mi nie jest, idioto – ubliżenie zostało wypowiedziane z zadowoleniem, a on uśmiechnął się, uspokajając się nieco. W jego oczach moje żarty świadczyły o tym, że rzeczywiście nic mi nie jest i nie miałem zamiaru zmieniać jego sposobu myślenia, ale tak naprawdę, ledwo powstrzymywałem moje całe ciało od drżenia z bólu. Wszystko bolało i to niemiłosiernie mocno. Czy powinienem opuszczać szpital tak wcześnie? Pewnie nie. Czy obchodziło mnie to? Ani trochę.

Szpitalne sale były dla mnie jak więzienne cele. To zbyt mocno przypominało mi o moim ojcu.

– Masz świadomość co do tego, że mam teraz dla ciebie cały wachlarz nowych przezwisk? – powiedział Haru, popychając mój wózek na szpitalnym korytarzu – Będę miał przy tym sporo zabawy. *Gimpy.
– Wimpy – zrewanżowałem się.
– Hop Along
– Not For Long – nie potrafiłem ukryć uśmiechu
– Ołowiana stopa
– Którą użyję, aby ciebie wykopać do kraju z którego pochodzisz, jeśli się nie zamkniesz.
– Bandaż
– To nie ma nawet sensu!
– Jajecznica
– To też!

Chciałem klepnąć go rękę, ale udało mu się wyminąć mój ograniczony zamach i dotarliśmy do windy. Gdy byliśmy w środku, wcisnąłem guzik
– Czy będzie ktoś w Isis, gdy tam przyjdziemy?
– Tak, ale nie będą się krzątać dookoła. Pewnie boją się, że urwiesz im głowy, gdy się odezwą do ciebie. Wcale nie winię ich za to – w jego głosie pojawiła się ostrość, która zawsze w nim gościła, gdy nachodził nas temat mojej drugiej osobowości. Zawsze owijał w bawełnę, próbując się wymigać z tematu. Jakoś rok temu nawiązał do mojej rozdwojonej osobowości i zacząłem traktować go podobnie jak pozostałych aż przeprosił, gdy oboje wiedzieliśmy, że to ja jestem winien przeprosin. Po tym incydencie nie wróciliśmy do tego tematu.
– Wiesz może co u Niny? – zapytał; starał się odejść od delikatnego tematu – Myślałem, że dzisiaj przyjdzie.
Spuściłem głowę. Jednak ten temat jest dzisiaj nie do uniknięcia
– Josh mnie odwiedził – wymamrotałam na tyle głośno, by mógł usłyszeć. Winda stworzyła echo, więc słowa odbiły się i wróciły do mnie, wymuszając poczucie winy – Chyba potrafisz zgadnąć, co się stało.
– Wróciłeś do swojej drugiej osobowości – odpowiedział Haru. To nie było zgadywanie i nie musiało być – Twój ojciec nie jest już w pobliżu, Mark. Nie musisz dłużej udawać tej osoby, szczególnie w towarzystwie Niny.
Nina. Westchnąłem w myślach. Muszę zrobić coś, by zdobyć jej zaufanie. Szybko wybaczała, dzięki Bogu za to, ale to nie oznacza, że będzie nadal czuła się okay w moim towarzystwie. Mamy już za sobą jej wzdryganie na mój dotyk i nie chciałbym do tego wracać... nawet jeśli zasługuję. Nigdy nie będzie moja i wiedziałem już o tym; było to bolesne.

Nadal tego dobrze nie przyjąłem do siebie, ale starałem się.

– Gdybym w obecności Josha był dla niej miły, straciłbym resztkę reputacji, która pozostała po całej tej sytuacji. Poza tym nie udaję. Nie wiem jak być innym. Bycie takim, jaki jest mój ojciec, to jedyne co potrafię.
Winda zatrzymała się i Haru wypchnął mój wózek na hol, a następnie na szpitalny przedsionek. W oddali słyszałem syrenę i pokręciłem nosem, czując charakterystyczny zapach. Nienawidzę szpitali.
– Jesteś teraz dla mnie miły – przypomniał mi. Zawsze podawał ten sam argument. A ja miałem tę samą odpowiedź.
– Ty jesteś inny – i na tym się kończyło. 

    Nina przypominała mi o mojej przeszłości, a także o tym, że ktoś, kto przeszedł bez podobne rzeczy, mógłby zachowywać się inaczej. Jest w stanie trzymać mnie w pionie, o ile nie byłem rozdrażniony, ale nawet ona nie oddziałuje na mnie tak jak Haru. Na początku, gdy został moim współlokatorem, traktowałem go jak pozostałych, ale reagował inaczej. Przyjmował wszystko ze spokojem i patrzył na mnie, jakby mógł przedrzeć się do mojego prawdziwego wnętrza.
    To było 3 miesiące przed wakacjami, gdy wróciłem z wiosennej przerwy z posiniaczoną twarzą i rękoma, z uwagą tworząc historię o wyścigach rowerowych, co bardzo bawiło Josha i jego znajomych, więc prosili o szczegóły. Gdy powiedziałem tę samą historię Haru, zaraz gdy skończyłem, zapytał się kto mi to zrobił i w tamtym momencie podłamałem się.

On jest inny. On jako jedyny widzi... mnie.

– Wiesz, że ta wymówka niedługo przestanie na mnie działać, tak? – zapytał, lecz było w jego głosie zadowolenie. Przypomnienie, że był dla mnie szczególny, że był moim przyjacielem, zawsze poprawiało mu humor.
– Tak Kudłaty, wiem – ziewnąłem – Jak daleko jest twój samochód? – ostatnie szpitalne drzwi otworzyły się przed nami i nareszcie odetchnąłem świeżym powietrzem. Haru wbrew moim sprzeciwom zdjął swoją kurtkę i opatulił mnie w nią. Pachniała nim – jego eukaliptusowym szamponem i mimo wszystko, wtuliłem się bardziej w ciepły materiał.

Fabian’s POV

Podczas czwartej rundy Go Fish – rozgrywki między Amber, Eddiem, Patricią, Jeromem, Marą, Niną i mną – nareszcie poznaliśmy słynnego kota

– SIBUNA! – wrzasnął Eddie, podbiegając do okna w kuchni.
Poszedłem za nim. Na parapecie siedział brązowo-czarno-szary kot. Z jednej strony, na jego pyszczku była duża blizna, a oko albo miał przymknięte, albo wydrapane. Mimo to wyglądał na zdrowego.
– Myślałem, że nazywa się Anubis. Co to Sibuna? – zapytałem, pukając lekko w szybę i uśmiechając się, gdy kot zwrócił na to uwagę. Po chwili dołączyła do nas Nina. Błysk w jej oku, gdy przyglądała się kociakowi mówił jasno, że pokochała go natychmiast.
– Anubis mówione wspak to Sibuna. Potrzebował oryginalnego imienia, więc takie mu dałem – Eddie pobiegł do tylnych drzwi w pralni i po chwili, futrzak wszedł do domu – Nie martwcie się, on może tutaj być. Mój tata pozwala – chwycił delikatnie pupila, usiadł na krześle i położył go sobie na kolana – Poznajcie wszyscy Sibunę!

    Końcem końców, kot pokochał wszystkich prócz Amber, która zapierała się, że tak czy inaczej ma alergię na sierść i Jerome’a, który uznał fakt, że zwierzak go nie polubił, jako życiową porażkę. Najbardziej polubił Ninę, oczywiście nie licząc Eddiego. Kociak spędził większość czasu, turlając się po jej nogach, by zwrócić na siebie uwagę.
– Powinniśmy wpuszczać go częściej. Jest uroczy – zasugerowałem.
Amber zajęczała, będąc jak najdalej od kota, jak było to możliwe, nie wychodząc przy tym z pomieszczenia
– Zgłaszam sprzeciw!
– No daj spokój, Amber. Nie jest taki zły. Nie możemy go wpuszczać, gdy będziesz na górze?
– Możecie go wpuszczać, gdy będę martwa.
Nina poddała się i podrapała Sibunę za ucho
– Jest taki uroczy. Nawet jego blizna już nie rzuca się tak w oczy. Eddie, co mu się stało?
Eddie podniósł na nas swój wzrok i wzruszył ramionami
– Zdaje mi się, że zaatakował go pies. Tata znalazł go, gdy był mały i tuż przed tym, słyszał szczekanie psów, ale nie wiemy nic dokładnie.
– Biedne maleństwo – wymamrotała – Dobrze, że go znaleźliście.
Usiadłem obok Niny, która automatycznie oparła się o mnie.
– Co robisz, Eddie? – zapytałem. Podniósł zeszyt i pokazał nam okładkę – ’Pamiętnik’ napisane kolorowymi kredkami.
– Piszę w moim pamiętniku, jak fajnie tutaj jest i lubię wszystkich prócz... Patty, jak pisze się twoje imię?
Patricia usiadła, rzucając mu niezbyt miłe spojrzenia
– Masz na myśli Patricia? Co ma znaczyć to, że lubisz wszystkich prócz mnie?
– Co do jego obrony, Patty, ty również lubisz wszystkich prócz niego – odezwałem się i natychmiast zostałem spiorunowany przez nią wzrokiem.
– Niech będzie, mała gnido. P-A-T-R-I-C-I-A.
Eddie zapisał starannie imię, a Nina uśmiechnęła się.
– O co chodzi, skarbie? – zapytałem się, przyglądając się jej uważniej. Wpadła na pewien pomysł.
– Nic. Shhh, układam sobie coś w głowie.
Kot wdrapał mi się na kolana i wygodnie ułożył, jasno dając do zrozumienia, że chce drzemki
– Wygląda na to, że prędko nie wstanę – wyszeptałem do Niny i zaśmiała się – Ale dopóki nie odejdziesz, nic nie szkodzi.
– Oczywiście, że nie odejdzie! Jest połową Fabiny, a Fabina jest na wieczność! – zadeklarował Eddie. Amber wybuchnęła śmiechem – Całowaliście się już? – tego się nie spodziewałem.
– Nie – odpowiedziałem, gładząc Ninę po włosach, wiedząc, że czuje się z tym tematem zakłopotana – Pocałujemy się, gdy będzie na to gotowa. O ile będzie na to gotowa. Jeśli nie, to w porządku.
Eddie westchnął ze smutkiem i skierował się ku Ninie
– Będziesz kiedyś gotowa, by go pocałować, Niiiino? – więcej śmiechu, rumieńców i Amber mamrocząca pod nosem, jak bardzo kocha to dziecko.
– Tak – zesztywniałem, słysząc jej odpowiedź; spojrzała na mnie – Nie mogę pozwolić, by czekał całą wieczność. Nie jestem tak okrutna. Widzę siebie gotową... wkrótce.
– A ja nie mam zamiaru poganiać cię do czegokolwiek – obiecałem – Jeśli musiałby, czekałbym i wieczność.

Ale z pewnością nie będę narzekać, jeśli stanie się to jeszcze w tym roku.

Haru’s POV

    Tak jak zakładałem, w Isis nie zastaliśmy żadnej imprezy powitalnej, ale Mark’a raczej to nie obchodziło. Lecz z drugiej strony, ciężko było po nim stwierdzić, o czym myśli. Wszedłem do naszego pokoju, popychając jego wózek. Na szczęście, mieszkaliśmy na parterze, bo inaczej mógłbym go nieźle narazić, próbą wniesienia na górę i nie daj Boże, jeszcze raz wsadzić go do szpitala na kolejne dni.
    Jego część pokoju wyglądała dokładnie tak samo, jak w dzień, w którym poszedł odwiedzić swoich rodziców. Łóżko było nieposłane a na podłodze leżały ubrania. W ramce było zdjęcie jego mamy, ale nigdy nie miał zdjęcia swojego ojca. Obok ramki, na stoliku nocnym leżał stos zeszytów. Szafka była nadal otwarta.
    Moja część była w większym nieładzie niż zwykle. Mimo że łóżko było posłane, a ubrania były w szafie, na pościeli było porozrzucane kilka książek medycznych, a mój sprzęt sportowy wglądał, jakby został byle jak rzucony, a nie ostrożnie odłożony. Lubiłem porządek. Ale ostatnie kilka dni, były życiowym bałaganem, co miało wpływ też na pokój.

Nasz pokój był wciąż taki sam, lecz w jakiś sposób, wszystko było też inne.

– Haru – odezwał się Mark, wyrywając mnie z moich myśli. Obróciłem się do niego. Próbował zdjąć bluzkę. Na jego twarzy była wymalowana frustracja
– Nie mogę zdjąć przez ten gips – błaganie o pomoc w jego głosie było wręcz czyste i natychmiast podszedłem, by mu pomóc – Ubranie zdawało się być łatwiejsze...
– Dopóki ci tego nie zdejmą, proponuję bluzy, idioto – zabrało to trochę czasu, ale wreszcie udało się zdjąć koszulkę.
Westchnął z ulgą, rozciągając się trochę, przy czym bez problemu było widać jego mięśnie. Szybko wbiłem swój wzrok w sufit.
– Dzięki, Kudłaty. Moja mama przyniosła mi te ubrania i nie są mi dobre, ale przynajmniej spodnie są na tyle szerokie, że gips mieści się bez problemu – Zauważył, gdzie wbiłem swój wzrok, albo raczej starałem się, aby nie był wbity i zaśmiał się.
– Daj spokój, jesteś niepoważny. To ty jesteś gejem, a czujesz się mniej komfortowo przy facecie bez koszulki, niż ja, będąc przy geju. Wiem, że to nie oznacza, że czujesz pożądanie każdego osobnika na planecie z chromosomem Y. Nie musisz się aż tak starać, by to udowodnić.


Nope. Nie czułem pożądania do każdego faceta na tej planecie, jak to większość sądzi, że mają geje, ale Mark to już inna sprawa.

– To nadal nie jest na miejscu – powiedziałem sztywno
– Byłem bez koszulki w obecności dziewczyn. Czy gdy patrzyły na mnie, to było nie na miejscu?
– To coś innego.

Wstał i podtrzymywał się mnie, dopóki nie upewnił się, że stoi stabilnie. Potem, do pomocy użył stolika nocnego
– No to świętoszku, teraz lepiej się obróć – zrozumiałem go, dopiero gdy zaczął odpinać spodnie. Natychmiast odwróciłem się – Nie, nie jest to coś innego. Nie obchodzi mnie to, czy widzisz mnie bez koszulki, czy nie. Nie uderzę cię też w twarz, jeśli zaczniesz komplementować moje umięśnienie. Wiem, że jest spektakularne – zażartował, ale przez mój umysł przewinęła się całkiem poważna myśl. Tak, prawda.
– Możemy zakończyć temat?

Słysząc w odpowiedzi jego śmiech, zdecydowałem się użyć innej metody, by zakończył to.
– Zdaje się, że namawiasz mnie, abym podziwiał twoje ciało. Masz może coś do ukrycia, Hampton?
Tak jak się spodziewałem, zamilkł. Mimo że czuł się okay jeśli chodzi o moją orientację, gdy zaczynał się temat, gdzie żartobliwie sugerowałem, że może nie jest on do końca hetero, natychmiast starał się zmieniać temat.
– Nie, nie mam nic do ukrycia – odpowiedział sztywno i tak jak za każdym razem, moje nadzieje traciły swoją wartość.
Mark syknął z bólu i już chciałem się obrócić, by sprawdzić co się stało, ale jego głos powstrzymał mnie
– Przepraszam, nic mi nie jest. Tylko za mocno stanąłem na jedną nogę
Po chwili, szturchnął mnie za ramię
– Już jestem gotowy, przysięgam – Obróciłem się i poczułem ulgę widząc, że mówił prawdę – Tak jest o wiele lepiej. To przynajmniej do siebie pasuje.
– A tamto nie pasowało?
Wywrócił oczami
– Bluzka była purpurowa a spodnie oliwkowe. Tak, pasowało to do siebie, jak lato i śnieg. Jak na geja, masz słabe wyczucie stylu.
Miałem już ochotę go uderzyć, ale powstrzymałem się. Nie powinienem tego robić.

    Za każdym razem, gdy Mark miał odwiedzić rodziców, zmieniałem się w kłębek nerwów. Wiedziałem, że w 95% przypadkach wróci z sińcami, ale wiedziałem też, że byłoby tylko gorzej, gdyby nie przychodził w odwiedziny do domu, a potem musiałby spędzić tam tak czy inaczej wszystkie dłuższe przerwy. Gdy przychodził do domu co tydzień, jego ojciec miał mniejsze pole popisu i nie ranił go tak mocno, w przeciwieństwie do tego, jak zostawał na dłużej i nikt nie musiał widzieć go przez kilka dni, a gojące się rany dawały o sobie znać przez całe miesiące. Za każdym razem, było to jak zawieranie paktu z samym diabłem i doprowadzało mnie to do szaleństwa. Za każdym razem, gdy wychodził, zastanawiałem się, czy jeszcze go kiedyś zobaczę.

    Przez ostatnie 2 lata naszej znajomości, Mark ignorował moje zmartwienia lub wyśmiewał się z nich. Wracał z sińcami, tak, ale ’nie przeszkadzało mu to’. Zapewniał, że mimo iż jego ojciec jest agresywny, to nie jest mordercą.

W zeszłym tygodniu zadzwoniła do mnie jego mama i wszystko runęło.

Ledwo uszedł z życiem.
Odwiedzałem go, gdy był nieprzytomny. Gdy był obudzony, krzyczał, abym wyszedł aż tak się stało.
Nie chciał operacji.

Chciał tylko Ninę. Nina, Nina, Nina, ładniutka dziewczyna z rozdartą osobowością, która wyrwała jego serce. Jest uroczą dziewczyną i bez większych trudności domyśliłem się, że ma przeszłość w pewien sposób podobną do Mark’a, ale krzywiło mnie na myśl o niej. Nieodwracalnie zawirowała w uczuciach Mark’a, a nawet nie chce z nim być. Z jednej strony zrozumiałe, ale czy ona nie widzi, jakie ma u niego szanse?

Ma szanse, o których mogę sobie tylko marzyć – życie z Mark’em, związek. I wyrzuca tę możliwość jak jakiś śmieć.
To wywołało u mnie falę różnych emocji.

– Kudłaty. Haru – powiedział Mark, potrząsając mnie za ramię – Co jest? – Jego wzrok przeniósł się z mojej twarzy, na moje dłonie, którymi ściskałem rączki od wózka tak mocno, że moje kostki były białe.

Puściłem wózek i westchnąłem
– Sorry, tylko... myślałem.
– Wiesz, że nie miałeś na to wpływu, tak? – Tak jak zawsze i tak jak ja potrafiłem zrobić z nim; przejrzał moje myśli na wylot. Udawało mu się to na każdy temat prócz moich uczuć. Zmarszczyłem czoło i odwróciłem wzrok.
– Mogłem cię powstrzymać przed pójściem tam. Oboje wiedzieliśmy, że poniesiesz konsekwencje i puściłem cię tak czy inaczej.
Mark starał się usiąść na wózku, ale zamarł, gdy przeszyło go poczucie winy
– Żyję...
– Dzięki Ninie, wiem.
– To o to chodzi? To, że Nina przekonała mnie do operacji?

Nie często ogarniała mnie złość, ale na jego słowa coś się przełamało.
– Nie! Nie przeszkadza mi to, że Nina cię przekonała, tylko to, że nawet nie pozwoliłeś mi spróbować! Znasz tę dziewczyną od kilku miesięcy, nienawidziła cię i to jej pozwoliłeś przyjść, a mi nie? Byłem zawsze. Nie potrafiłem spać, zanim nie wróciłeś do domu. To ja wymiotowałem i prawie zemdlałem ze stresu gdy, zadzwoniła twoja mama ze szpitala. Tego dnia nie poszedłem do szkoły, tylko prosto do szpitala i proszę, leżałeś tam połamany i zatopiony w bólu nawet podczas snu. Obudziłeś się i co zrobiłeś? Wyzwałeś mnie i wykrzyczałeś, że nie chcesz mnie tutaj, aż wyszedłem! Gdy następnym razem spróbowałem, dowiedziałem się, że nie chcesz widzieć mnie w szczególności!

    Przeszedłem wzdłuż pokoju. Złość tkwiąca we mnie rozmazywała mi widok. Spróbowałem spowolnić oddech i uspokoić się. Gdy znów się odezwałem, mój głos był szeptem
– Twoja prawie śmierć nie zabolała mnie najmocniej, tylko fakt, że po tym wszystkim, przez co z tobą przeszedłem, odebrałeś mi wybór. Odebrałeś moje prawo do zobaczenia cię prawdopodobnie w ostatnich momentach. Moim ostatnim wspomnieniem mógłby być twój wrzask o tym, jak to jestem bezwartościowy i że mnie nienawidzisz. I nigdy ci tego nie wybaczę.

Gdy wreszcie na niego spojrzałem, jego twarz utraciła wszystkie kolory, usta miał szeroko otwarte a w oczach tkwił ból.
– Haru... – zaczął
– Nie mam zamiaru słuchać teraz wymówek. Nie mam zamiaru niczego słuchać. Ironia, hmm? – podszedłem do drzwi, otworzyłem, trzasnąłem za sobą.

I poszedłem przed siebie.

**Chciałam jakoś przetłumaczyć te przezwiska, no ale... po prostu nie szło zrobić tego z sensem

***
Witam ponownie po 2 tygodniach!
Te 14 dni jakoś szczególnie mi się dłużyły, nie mam pojęcia dlaczego, a na dodatek brakuje mi weny i na tłumaczenie i nawet na napisanie czegokolwiek w tej krótkiej notce.
Nina staje się  coraz bardziej otwarta. To jest rozdział 46, co oznacza, że... no, jeszcze troszeczkę i na chwilę zrobi się ciekawiej.
Mark i Haru! Tak jak powtarzam - w wątku Mark'a zawsze dzieje się coś ciekawego. Haru podkochując się w Mark'u jest zazdrosny o Ninę, a Mark nie ma zielonego pojęcia o uczuciach przyjaciela... Cholera, mam ochotę wyściskać Haru i jakoś go pocieszyć, bo tak być nie może!
Pamiętam, że tłumaczyłam ten rozdział chyba w maju; jeden z urywków na lekcji WF na której nie ćwiczyłam. Byłam strasznie sfrustrowana, bo miałam trudności z znalezieniem słów i desperacko zapytałam się koleżanki, jak wczuć się w geja, zazdrosnego o swojego hetero przyjaciela, który darzy sympatią dziewczynę, która nawet w najmniejszy sposób tego nie odwzajemnia. Cóż... na to nie ma sposobu, to przychodzi z czasem.

Następny rozdział: 8/10/16
Wejdziemy w świąteczny nastrój, czyli pierwszy dzień Świąt Bożego Narodzenia w Anubisie! Wymiana prezentami, łzy i szczęście. Nina spróbuje uświadomić Mark'a o uczuciach Haru. I kolejny powód do uwielbienia Eddiego, czyli skłonność do shippowania ludzi. I tym razem nie będzie chodziło o Fabinę.

No, a do tamtej pory życzę Wam jak najmniej sprawdzianów, kartkówek, prac domowych i innych uciążliwych rzeczy, a więcej szczęścia i dobrze spędzonego czasu!

Bardzo, bardzo Was proszę, abyście pamiętali, by pozostawić po sobie coś w postaci komentarza. Wystarczy jedno zdanie, naprawdę.

Miłego wieczoru
Ily, Klaudia x

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze są dla mnie ważną formą motywacji a także wyrazem uznania dla mojej pracy, jak i ogromnej pracy wspaniałej autorki tego fanfiction, która tu zagląda i tłumaczy sobie Wasze komentarze. Obie będziemy bardzo wdzięczne za opinię xx