sobota, 24 września 2016

Rozdzial 46

Nina’s POV

Eddie wbiegł do domu bez pukania, z największym uśmiechem na twarzy, jaki kiedykolwiek u niego widziałam.

– Cześć! Jestem Eddie. Mam 7 lat. Jak macie na imię? – jego mama weszła do środka chwilę później z dużą torbą w dłoni. Pani Miller, wyglądająca zawsze po prostu jak matka, z niechlujnym kokiem i codziennymi ubraniami, dzisiaj miała podkręcone końcówki włosów, naturalny makijaż i wieczorową sukienkę. Wyglądała 10 lat młodziej, a jej drżące ręce zdradzały, że czuła się jakby szła na pierwszą randkę.
– Dzień dobry, pani Miller – przywitał ją Fabian – Niech pani pozwoli sobie pomóc, wezmę to – wziął od niej torbę, w której dostrzegłam mnóstwo jedzenia i zabawek – Jak długo pani zostaje?
– W zasadzie, to za chwilę wychodzę. Już jestem spóźniona. Mieliśmy się spotkać o 19, a jest już 18:50. Mam tylko do przekazania wam kilka wskazówek. Jeśli zacznie się stawiać czy pajacować, po prostu weźcie go na kilka minut do kąta. Ma lekkie uczulenie na laktozę, więc nie dawajcie mu za dużo nabiału. Mam dla niego jedzenie w torbie i powinno wystarczyć. Lubi utartą marchew, ale lubi też rzucać nią w innych, więc uważajcie – słysząc to, Patricia parsknęła – Mam też w torbie kilka jego ulubionych płyt z muzyką, zabawki i gitarę. Jest tam również kartka z numerem telefonu Erica i mojego. Zadzwońcie, jeśli pojawi się jakiś problem. Teraz muszę już lecieć. Jeszcze raz bardzo wam dziękuję – pocałowała Eddiego w czoło i wyszła w pośpiechu.

– Więc... Powiecie mi jak macie na imię? – zapytał ponownie Eddie, spoglądając na wszystkich dookoła. Każdy po kolei się przedstawił, z wyjątkiem Patricii, która starała się kompletnie go ignorować, pewnie mając nadzieję, że o niej zapomni.

Gdyby miała więcej szczęścia...

– Przepraszam, a ty powiesz mi jak masz na imię? – podszedł do niej niepewnie i pociągnął lekko za rękaw – Proszę?
Pokręciła nosem, ale w końcu spojrzała na niego
– Jestem Patricia. Jeszcze raz się do mnie odezwiesz, a będziesz martwy – odburknęła. Eddie cofnął się o krok, wyglądając na zranionego i przestraszonego. Fabian szybko do niego podszedł i wziął na ręce.
– Patricio... – powiedziałam szorstko
Mój ton mówił sam za siebie. Przewróciła oczami.
– W porządku smarkaczu. Jestem Patricia i to na mnie rozrzuciłeś utartą marchew
– To byłaś ty? Przepraszam! – Patricia odchrząknęła i wróciła do czytania magazynu. Eddie zdawał się być zawiedziony, tak szybkim zakończeniem konwersacji, ale poddał się w nawiązaniu nowej, wiercąc się w uścisku Fabiana, zmuszając go, by postawił go na ziemię. Podbiegł do mnie
– Chcę być trzymany przez ciebie! – spojrzałam niepewnie na Fabiana, który przytaknął uspokajająco. Chwyciłam Eddiego i oparłam na biodrze. To był takie... naturalne. Lecz nadal przerażające jak dla mnie.
– Możemy zagrać w karty, Niiiiino?
– Pewnie, co powiesz na Go Fish? – była to jedyna gra jaką znałam i to zawdzięczam Mark’owi i Haru. Eddie w odpowiedzi pisnął radośnie.
– Też mogę zagrać? – zapytała Amber – To jest ten dzieciak, co shippuje Fabinę, tak? Chce się z nim zaprzyjaźnić!

Wszyscy prócz mnie i Eddiego, zamarli. Zajęczałam zirytowana.
– Okej, poważnie. Co to Fabina? Chcę wiedzieć w tej chwili. Wszyscy omijacie ten temat od wieków i mam już tego dosyć.
– Fabina to ty i Fabian albo co ważniejsze, Wasz związek – odpowiedziała radośnie Amber. Fabian zakrył twarz dłonią, jakby wolał nie widzieć mojej reakcji – No wiesz, jak w Harrym Potterze były różne shipy? Związek pomiędzy dwiema osobami, realny czy też nie, nazywany jest shippem. Więc Harry i Ginny byli shippem. Ron i Hermiona byli shippem. Harry i Hermiona byli shippem, nawet jeśli nie skończyli razem. Więc na przykład, gdyby Mara chciała razem Harry’ego i Hermionę, shippowałaby ’Harmony’. My wszyscy tutaj shippujemy Fabinę, czyli waszą dwójkę. Chcemy, abyście byli razem. Dotarło?

Wszyscy w ciszy czekali na moją reakcję. Fabian spojrzał na mnie przez szparę pomiędzy palcami
– Shippuję Fabiiiiiinę – krzyknął podekscytowanie Eddie, klaszcząc w dłonie – Oni się kochają i powinni wziąć ślub. Fabina! Fabina! – zaczął skandować, a Amber przybiła mu piątkę.
– Oh – tylko to byłam w stanie z siebie wydusić. Fabian znów schował twarz w dłoniach.
Amber zabrała ode mnie Eddiego.
– Chodź szkrabie. Zagramy w Go Fish i powymieniamy się informacjami o Fabinie, a oni porozmawiają – Eddie przytaknął radośnie. Amber pochyliła się razem z nim, by mógł wyjąć karty z torby
– Patricio, chcesz zagrać?
– Czemu nie – wymamrotała, wstając z kanapy. Poszła za nimi do jadalni – Będę miała szansę, by się odegrać na tym smarkaczu. Ale jeśli spróbuje coś na mnie rozlać, wykopię go z domu i zainstaluję nowy zamek.

Otworzyłam usta. Zamknęłam je. Znów otworzyłam.
– Jak długo wiecie o ’Fabinie’? – zapytałam cicho
– Amber wpadła na to, gdy zrobiłem ten pierwszy szkic przedstawiający ciebie, w twoim pierwszym miesiącu tutaj
– Wasza cała ekipa wiedziała o Fabinie od tamtej pory? – wykrzyknęłam, czując żar na policzkach. Wszyscy przytaknęli z drobnym poczuciem winy – Czuję się jak idiotka!
Fabian podszedł do mnie, chwycił po bokach i przyciągnął do uścisku
– Nie powinnaś. Nie jesteś. Po prostu już wtedy chcieli, abyśmy byli razem. Co w tym złego? – gdy postawił to w takim świetle, zawahałam się, zastanawiając się nad moją przerażoną reakcją.
– To znaczy, chyba... – nie dokończyłam – Czuję się żałośnie.
– I powinnaś – wtrącił się Jerome, z podejrzanym uśmiechem na twarzy – Nadal nie jesteś w związku z tym idiotą. Każecie nam czekać całe wieki – jego zdanie, zostało potwierdzone przez pozostałych w pokoju i moje policzki stały się chyba jeszcze bardziej czerwone.
– Zamknij się – wymamrotałam i poszłam do jadalni grać w Go Fish z Eddiem.

Mark’s POV

– Powoli, powoli – powtarzał Haru, trzymając mnie mocno za przedramię, gdy starałem się dojść do wózka – Nadal jestem zdania, że powinieneś być dłużej w szpitalu. To nie jest dla ciebie bezpieczne – Wywróciłem oczami i nareszcie usiadłem na wózku. Był nawet wygodny.
– Nic mi nie jest, idioto – ubliżenie zostało wypowiedziane z zadowoleniem, a on uśmiechnął się, uspokajając się nieco. W jego oczach moje żarty świadczyły o tym, że rzeczywiście nic mi nie jest i nie miałem zamiaru zmieniać jego sposobu myślenia, ale tak naprawdę, ledwo powstrzymywałem moje całe ciało od drżenia z bólu. Wszystko bolało i to niemiłosiernie mocno. Czy powinienem opuszczać szpital tak wcześnie? Pewnie nie. Czy obchodziło mnie to? Ani trochę.

Szpitalne sale były dla mnie jak więzienne cele. To zbyt mocno przypominało mi o moim ojcu.

– Masz świadomość co do tego, że mam teraz dla ciebie cały wachlarz nowych przezwisk? – powiedział Haru, popychając mój wózek na szpitalnym korytarzu – Będę miał przy tym sporo zabawy. *Gimpy.
– Wimpy – zrewanżowałem się.
– Hop Along
– Not For Long – nie potrafiłem ukryć uśmiechu
– Ołowiana stopa
– Którą użyję, aby ciebie wykopać do kraju z którego pochodzisz, jeśli się nie zamkniesz.
– Bandaż
– To nie ma nawet sensu!
– Jajecznica
– To też!

Chciałem klepnąć go rękę, ale udało mu się wyminąć mój ograniczony zamach i dotarliśmy do windy. Gdy byliśmy w środku, wcisnąłem guzik
– Czy będzie ktoś w Isis, gdy tam przyjdziemy?
– Tak, ale nie będą się krzątać dookoła. Pewnie boją się, że urwiesz im głowy, gdy się odezwą do ciebie. Wcale nie winię ich za to – w jego głosie pojawiła się ostrość, która zawsze w nim gościła, gdy nachodził nas temat mojej drugiej osobowości. Zawsze owijał w bawełnę, próbując się wymigać z tematu. Jakoś rok temu nawiązał do mojej rozdwojonej osobowości i zacząłem traktować go podobnie jak pozostałych aż przeprosił, gdy oboje wiedzieliśmy, że to ja jestem winien przeprosin. Po tym incydencie nie wróciliśmy do tego tematu.
– Wiesz może co u Niny? – zapytał; starał się odejść od delikatnego tematu – Myślałem, że dzisiaj przyjdzie.
Spuściłem głowę. Jednak ten temat jest dzisiaj nie do uniknięcia
– Josh mnie odwiedził – wymamrotałam na tyle głośno, by mógł usłyszeć. Winda stworzyła echo, więc słowa odbiły się i wróciły do mnie, wymuszając poczucie winy – Chyba potrafisz zgadnąć, co się stało.
– Wróciłeś do swojej drugiej osobowości – odpowiedział Haru. To nie było zgadywanie i nie musiało być – Twój ojciec nie jest już w pobliżu, Mark. Nie musisz dłużej udawać tej osoby, szczególnie w towarzystwie Niny.
Nina. Westchnąłem w myślach. Muszę zrobić coś, by zdobyć jej zaufanie. Szybko wybaczała, dzięki Bogu za to, ale to nie oznacza, że będzie nadal czuła się okay w moim towarzystwie. Mamy już za sobą jej wzdryganie na mój dotyk i nie chciałbym do tego wracać... nawet jeśli zasługuję. Nigdy nie będzie moja i wiedziałem już o tym; było to bolesne.

Nadal tego dobrze nie przyjąłem do siebie, ale starałem się.

– Gdybym w obecności Josha był dla niej miły, straciłbym resztkę reputacji, która pozostała po całej tej sytuacji. Poza tym nie udaję. Nie wiem jak być innym. Bycie takim, jaki jest mój ojciec, to jedyne co potrafię.
Winda zatrzymała się i Haru wypchnął mój wózek na hol, a następnie na szpitalny przedsionek. W oddali słyszałem syrenę i pokręciłem nosem, czując charakterystyczny zapach. Nienawidzę szpitali.
– Jesteś teraz dla mnie miły – przypomniał mi. Zawsze podawał ten sam argument. A ja miałem tę samą odpowiedź.
– Ty jesteś inny – i na tym się kończyło. 

    Nina przypominała mi o mojej przeszłości, a także o tym, że ktoś, kto przeszedł bez podobne rzeczy, mógłby zachowywać się inaczej. Jest w stanie trzymać mnie w pionie, o ile nie byłem rozdrażniony, ale nawet ona nie oddziałuje na mnie tak jak Haru. Na początku, gdy został moim współlokatorem, traktowałem go jak pozostałych, ale reagował inaczej. Przyjmował wszystko ze spokojem i patrzył na mnie, jakby mógł przedrzeć się do mojego prawdziwego wnętrza.
    To było 3 miesiące przed wakacjami, gdy wróciłem z wiosennej przerwy z posiniaczoną twarzą i rękoma, z uwagą tworząc historię o wyścigach rowerowych, co bardzo bawiło Josha i jego znajomych, więc prosili o szczegóły. Gdy powiedziałem tę samą historię Haru, zaraz gdy skończyłem, zapytał się kto mi to zrobił i w tamtym momencie podłamałem się.

On jest inny. On jako jedyny widzi... mnie.

– Wiesz, że ta wymówka niedługo przestanie na mnie działać, tak? – zapytał, lecz było w jego głosie zadowolenie. Przypomnienie, że był dla mnie szczególny, że był moim przyjacielem, zawsze poprawiało mu humor.
– Tak Kudłaty, wiem – ziewnąłem – Jak daleko jest twój samochód? – ostatnie szpitalne drzwi otworzyły się przed nami i nareszcie odetchnąłem świeżym powietrzem. Haru wbrew moim sprzeciwom zdjął swoją kurtkę i opatulił mnie w nią. Pachniała nim – jego eukaliptusowym szamponem i mimo wszystko, wtuliłem się bardziej w ciepły materiał.

Fabian’s POV

Podczas czwartej rundy Go Fish – rozgrywki między Amber, Eddiem, Patricią, Jeromem, Marą, Niną i mną – nareszcie poznaliśmy słynnego kota

– SIBUNA! – wrzasnął Eddie, podbiegając do okna w kuchni.
Poszedłem za nim. Na parapecie siedział brązowo-czarno-szary kot. Z jednej strony, na jego pyszczku była duża blizna, a oko albo miał przymknięte, albo wydrapane. Mimo to wyglądał na zdrowego.
– Myślałem, że nazywa się Anubis. Co to Sibuna? – zapytałem, pukając lekko w szybę i uśmiechając się, gdy kot zwrócił na to uwagę. Po chwili dołączyła do nas Nina. Błysk w jej oku, gdy przyglądała się kociakowi mówił jasno, że pokochała go natychmiast.
– Anubis mówione wspak to Sibuna. Potrzebował oryginalnego imienia, więc takie mu dałem – Eddie pobiegł do tylnych drzwi w pralni i po chwili, futrzak wszedł do domu – Nie martwcie się, on może tutaj być. Mój tata pozwala – chwycił delikatnie pupila, usiadł na krześle i położył go sobie na kolana – Poznajcie wszyscy Sibunę!

    Końcem końców, kot pokochał wszystkich prócz Amber, która zapierała się, że tak czy inaczej ma alergię na sierść i Jerome’a, który uznał fakt, że zwierzak go nie polubił, jako życiową porażkę. Najbardziej polubił Ninę, oczywiście nie licząc Eddiego. Kociak spędził większość czasu, turlając się po jej nogach, by zwrócić na siebie uwagę.
– Powinniśmy wpuszczać go częściej. Jest uroczy – zasugerowałem.
Amber zajęczała, będąc jak najdalej od kota, jak było to możliwe, nie wychodząc przy tym z pomieszczenia
– Zgłaszam sprzeciw!
– No daj spokój, Amber. Nie jest taki zły. Nie możemy go wpuszczać, gdy będziesz na górze?
– Możecie go wpuszczać, gdy będę martwa.
Nina poddała się i podrapała Sibunę za ucho
– Jest taki uroczy. Nawet jego blizna już nie rzuca się tak w oczy. Eddie, co mu się stało?
Eddie podniósł na nas swój wzrok i wzruszył ramionami
– Zdaje mi się, że zaatakował go pies. Tata znalazł go, gdy był mały i tuż przed tym, słyszał szczekanie psów, ale nie wiemy nic dokładnie.
– Biedne maleństwo – wymamrotała – Dobrze, że go znaleźliście.
Usiadłem obok Niny, która automatycznie oparła się o mnie.
– Co robisz, Eddie? – zapytałem. Podniósł zeszyt i pokazał nam okładkę – ’Pamiętnik’ napisane kolorowymi kredkami.
– Piszę w moim pamiętniku, jak fajnie tutaj jest i lubię wszystkich prócz... Patty, jak pisze się twoje imię?
Patricia usiadła, rzucając mu niezbyt miłe spojrzenia
– Masz na myśli Patricia? Co ma znaczyć to, że lubisz wszystkich prócz mnie?
– Co do jego obrony, Patty, ty również lubisz wszystkich prócz niego – odezwałem się i natychmiast zostałem spiorunowany przez nią wzrokiem.
– Niech będzie, mała gnido. P-A-T-R-I-C-I-A.
Eddie zapisał starannie imię, a Nina uśmiechnęła się.
– O co chodzi, skarbie? – zapytałem się, przyglądając się jej uważniej. Wpadła na pewien pomysł.
– Nic. Shhh, układam sobie coś w głowie.
Kot wdrapał mi się na kolana i wygodnie ułożył, jasno dając do zrozumienia, że chce drzemki
– Wygląda na to, że prędko nie wstanę – wyszeptałem do Niny i zaśmiała się – Ale dopóki nie odejdziesz, nic nie szkodzi.
– Oczywiście, że nie odejdzie! Jest połową Fabiny, a Fabina jest na wieczność! – zadeklarował Eddie. Amber wybuchnęła śmiechem – Całowaliście się już? – tego się nie spodziewałem.
– Nie – odpowiedziałem, gładząc Ninę po włosach, wiedząc, że czuje się z tym tematem zakłopotana – Pocałujemy się, gdy będzie na to gotowa. O ile będzie na to gotowa. Jeśli nie, to w porządku.
Eddie westchnął ze smutkiem i skierował się ku Ninie
– Będziesz kiedyś gotowa, by go pocałować, Niiiino? – więcej śmiechu, rumieńców i Amber mamrocząca pod nosem, jak bardzo kocha to dziecko.
– Tak – zesztywniałem, słysząc jej odpowiedź; spojrzała na mnie – Nie mogę pozwolić, by czekał całą wieczność. Nie jestem tak okrutna. Widzę siebie gotową... wkrótce.
– A ja nie mam zamiaru poganiać cię do czegokolwiek – obiecałem – Jeśli musiałby, czekałbym i wieczność.

Ale z pewnością nie będę narzekać, jeśli stanie się to jeszcze w tym roku.

Haru’s POV

    Tak jak zakładałem, w Isis nie zastaliśmy żadnej imprezy powitalnej, ale Mark’a raczej to nie obchodziło. Lecz z drugiej strony, ciężko było po nim stwierdzić, o czym myśli. Wszedłem do naszego pokoju, popychając jego wózek. Na szczęście, mieszkaliśmy na parterze, bo inaczej mógłbym go nieźle narazić, próbą wniesienia na górę i nie daj Boże, jeszcze raz wsadzić go do szpitala na kolejne dni.
    Jego część pokoju wyglądała dokładnie tak samo, jak w dzień, w którym poszedł odwiedzić swoich rodziców. Łóżko było nieposłane a na podłodze leżały ubrania. W ramce było zdjęcie jego mamy, ale nigdy nie miał zdjęcia swojego ojca. Obok ramki, na stoliku nocnym leżał stos zeszytów. Szafka była nadal otwarta.
    Moja część była w większym nieładzie niż zwykle. Mimo że łóżko było posłane, a ubrania były w szafie, na pościeli było porozrzucane kilka książek medycznych, a mój sprzęt sportowy wglądał, jakby został byle jak rzucony, a nie ostrożnie odłożony. Lubiłem porządek. Ale ostatnie kilka dni, były życiowym bałaganem, co miało wpływ też na pokój.

Nasz pokój był wciąż taki sam, lecz w jakiś sposób, wszystko było też inne.

– Haru – odezwał się Mark, wyrywając mnie z moich myśli. Obróciłem się do niego. Próbował zdjąć bluzkę. Na jego twarzy była wymalowana frustracja
– Nie mogę zdjąć przez ten gips – błaganie o pomoc w jego głosie było wręcz czyste i natychmiast podszedłem, by mu pomóc – Ubranie zdawało się być łatwiejsze...
– Dopóki ci tego nie zdejmą, proponuję bluzy, idioto – zabrało to trochę czasu, ale wreszcie udało się zdjąć koszulkę.
Westchnął z ulgą, rozciągając się trochę, przy czym bez problemu było widać jego mięśnie. Szybko wbiłem swój wzrok w sufit.
– Dzięki, Kudłaty. Moja mama przyniosła mi te ubrania i nie są mi dobre, ale przynajmniej spodnie są na tyle szerokie, że gips mieści się bez problemu – Zauważył, gdzie wbiłem swój wzrok, albo raczej starałem się, aby nie był wbity i zaśmiał się.
– Daj spokój, jesteś niepoważny. To ty jesteś gejem, a czujesz się mniej komfortowo przy facecie bez koszulki, niż ja, będąc przy geju. Wiem, że to nie oznacza, że czujesz pożądanie każdego osobnika na planecie z chromosomem Y. Nie musisz się aż tak starać, by to udowodnić.


Nope. Nie czułem pożądania do każdego faceta na tej planecie, jak to większość sądzi, że mają geje, ale Mark to już inna sprawa.

– To nadal nie jest na miejscu – powiedziałem sztywno
– Byłem bez koszulki w obecności dziewczyn. Czy gdy patrzyły na mnie, to było nie na miejscu?
– To coś innego.

Wstał i podtrzymywał się mnie, dopóki nie upewnił się, że stoi stabilnie. Potem, do pomocy użył stolika nocnego
– No to świętoszku, teraz lepiej się obróć – zrozumiałem go, dopiero gdy zaczął odpinać spodnie. Natychmiast odwróciłem się – Nie, nie jest to coś innego. Nie obchodzi mnie to, czy widzisz mnie bez koszulki, czy nie. Nie uderzę cię też w twarz, jeśli zaczniesz komplementować moje umięśnienie. Wiem, że jest spektakularne – zażartował, ale przez mój umysł przewinęła się całkiem poważna myśl. Tak, prawda.
– Możemy zakończyć temat?

Słysząc w odpowiedzi jego śmiech, zdecydowałem się użyć innej metody, by zakończył to.
– Zdaje się, że namawiasz mnie, abym podziwiał twoje ciało. Masz może coś do ukrycia, Hampton?
Tak jak się spodziewałem, zamilkł. Mimo że czuł się okay jeśli chodzi o moją orientację, gdy zaczynał się temat, gdzie żartobliwie sugerowałem, że może nie jest on do końca hetero, natychmiast starał się zmieniać temat.
– Nie, nie mam nic do ukrycia – odpowiedział sztywno i tak jak za każdym razem, moje nadzieje traciły swoją wartość.
Mark syknął z bólu i już chciałem się obrócić, by sprawdzić co się stało, ale jego głos powstrzymał mnie
– Przepraszam, nic mi nie jest. Tylko za mocno stanąłem na jedną nogę
Po chwili, szturchnął mnie za ramię
– Już jestem gotowy, przysięgam – Obróciłem się i poczułem ulgę widząc, że mówił prawdę – Tak jest o wiele lepiej. To przynajmniej do siebie pasuje.
– A tamto nie pasowało?
Wywrócił oczami
– Bluzka była purpurowa a spodnie oliwkowe. Tak, pasowało to do siebie, jak lato i śnieg. Jak na geja, masz słabe wyczucie stylu.
Miałem już ochotę go uderzyć, ale powstrzymałem się. Nie powinienem tego robić.

    Za każdym razem, gdy Mark miał odwiedzić rodziców, zmieniałem się w kłębek nerwów. Wiedziałem, że w 95% przypadkach wróci z sińcami, ale wiedziałem też, że byłoby tylko gorzej, gdyby nie przychodził w odwiedziny do domu, a potem musiałby spędzić tam tak czy inaczej wszystkie dłuższe przerwy. Gdy przychodził do domu co tydzień, jego ojciec miał mniejsze pole popisu i nie ranił go tak mocno, w przeciwieństwie do tego, jak zostawał na dłużej i nikt nie musiał widzieć go przez kilka dni, a gojące się rany dawały o sobie znać przez całe miesiące. Za każdym razem, było to jak zawieranie paktu z samym diabłem i doprowadzało mnie to do szaleństwa. Za każdym razem, gdy wychodził, zastanawiałem się, czy jeszcze go kiedyś zobaczę.

    Przez ostatnie 2 lata naszej znajomości, Mark ignorował moje zmartwienia lub wyśmiewał się z nich. Wracał z sińcami, tak, ale ’nie przeszkadzało mu to’. Zapewniał, że mimo iż jego ojciec jest agresywny, to nie jest mordercą.

W zeszłym tygodniu zadzwoniła do mnie jego mama i wszystko runęło.

Ledwo uszedł z życiem.
Odwiedzałem go, gdy był nieprzytomny. Gdy był obudzony, krzyczał, abym wyszedł aż tak się stało.
Nie chciał operacji.

Chciał tylko Ninę. Nina, Nina, Nina, ładniutka dziewczyna z rozdartą osobowością, która wyrwała jego serce. Jest uroczą dziewczyną i bez większych trudności domyśliłem się, że ma przeszłość w pewien sposób podobną do Mark’a, ale krzywiło mnie na myśl o niej. Nieodwracalnie zawirowała w uczuciach Mark’a, a nawet nie chce z nim być. Z jednej strony zrozumiałe, ale czy ona nie widzi, jakie ma u niego szanse?

Ma szanse, o których mogę sobie tylko marzyć – życie z Mark’em, związek. I wyrzuca tę możliwość jak jakiś śmieć.
To wywołało u mnie falę różnych emocji.

– Kudłaty. Haru – powiedział Mark, potrząsając mnie za ramię – Co jest? – Jego wzrok przeniósł się z mojej twarzy, na moje dłonie, którymi ściskałem rączki od wózka tak mocno, że moje kostki były białe.

Puściłem wózek i westchnąłem
– Sorry, tylko... myślałem.
– Wiesz, że nie miałeś na to wpływu, tak? – Tak jak zawsze i tak jak ja potrafiłem zrobić z nim; przejrzał moje myśli na wylot. Udawało mu się to na każdy temat prócz moich uczuć. Zmarszczyłem czoło i odwróciłem wzrok.
– Mogłem cię powstrzymać przed pójściem tam. Oboje wiedzieliśmy, że poniesiesz konsekwencje i puściłem cię tak czy inaczej.
Mark starał się usiąść na wózku, ale zamarł, gdy przeszyło go poczucie winy
– Żyję...
– Dzięki Ninie, wiem.
– To o to chodzi? To, że Nina przekonała mnie do operacji?

Nie często ogarniała mnie złość, ale na jego słowa coś się przełamało.
– Nie! Nie przeszkadza mi to, że Nina cię przekonała, tylko to, że nawet nie pozwoliłeś mi spróbować! Znasz tę dziewczyną od kilku miesięcy, nienawidziła cię i to jej pozwoliłeś przyjść, a mi nie? Byłem zawsze. Nie potrafiłem spać, zanim nie wróciłeś do domu. To ja wymiotowałem i prawie zemdlałem ze stresu gdy, zadzwoniła twoja mama ze szpitala. Tego dnia nie poszedłem do szkoły, tylko prosto do szpitala i proszę, leżałeś tam połamany i zatopiony w bólu nawet podczas snu. Obudziłeś się i co zrobiłeś? Wyzwałeś mnie i wykrzyczałeś, że nie chcesz mnie tutaj, aż wyszedłem! Gdy następnym razem spróbowałem, dowiedziałem się, że nie chcesz widzieć mnie w szczególności!

    Przeszedłem wzdłuż pokoju. Złość tkwiąca we mnie rozmazywała mi widok. Spróbowałem spowolnić oddech i uspokoić się. Gdy znów się odezwałem, mój głos był szeptem
– Twoja prawie śmierć nie zabolała mnie najmocniej, tylko fakt, że po tym wszystkim, przez co z tobą przeszedłem, odebrałeś mi wybór. Odebrałeś moje prawo do zobaczenia cię prawdopodobnie w ostatnich momentach. Moim ostatnim wspomnieniem mógłby być twój wrzask o tym, jak to jestem bezwartościowy i że mnie nienawidzisz. I nigdy ci tego nie wybaczę.

Gdy wreszcie na niego spojrzałem, jego twarz utraciła wszystkie kolory, usta miał szeroko otwarte a w oczach tkwił ból.
– Haru... – zaczął
– Nie mam zamiaru słuchać teraz wymówek. Nie mam zamiaru niczego słuchać. Ironia, hmm? – podszedłem do drzwi, otworzyłem, trzasnąłem za sobą.

I poszedłem przed siebie.

**Chciałam jakoś przetłumaczyć te przezwiska, no ale... po prostu nie szło zrobić tego z sensem

***
Witam ponownie po 2 tygodniach!
Te 14 dni jakoś szczególnie mi się dłużyły, nie mam pojęcia dlaczego, a na dodatek brakuje mi weny i na tłumaczenie i nawet na napisanie czegokolwiek w tej krótkiej notce.
Nina staje się  coraz bardziej otwarta. To jest rozdział 46, co oznacza, że... no, jeszcze troszeczkę i na chwilę zrobi się ciekawiej.
Mark i Haru! Tak jak powtarzam - w wątku Mark'a zawsze dzieje się coś ciekawego. Haru podkochując się w Mark'u jest zazdrosny o Ninę, a Mark nie ma zielonego pojęcia o uczuciach przyjaciela... Cholera, mam ochotę wyściskać Haru i jakoś go pocieszyć, bo tak być nie może!
Pamiętam, że tłumaczyłam ten rozdział chyba w maju; jeden z urywków na lekcji WF na której nie ćwiczyłam. Byłam strasznie sfrustrowana, bo miałam trudności z znalezieniem słów i desperacko zapytałam się koleżanki, jak wczuć się w geja, zazdrosnego o swojego hetero przyjaciela, który darzy sympatią dziewczynę, która nawet w najmniejszy sposób tego nie odwzajemnia. Cóż... na to nie ma sposobu, to przychodzi z czasem.

Następny rozdział: 8/10/16
Wejdziemy w świąteczny nastrój, czyli pierwszy dzień Świąt Bożego Narodzenia w Anubisie! Wymiana prezentami, łzy i szczęście. Nina spróbuje uświadomić Mark'a o uczuciach Haru. I kolejny powód do uwielbienia Eddiego, czyli skłonność do shippowania ludzi. I tym razem nie będzie chodziło o Fabinę.

No, a do tamtej pory życzę Wam jak najmniej sprawdzianów, kartkówek, prac domowych i innych uciążliwych rzeczy, a więcej szczęścia i dobrze spędzonego czasu!

Bardzo, bardzo Was proszę, abyście pamiętali, by pozostawić po sobie coś w postaci komentarza. Wystarczy jedno zdanie, naprawdę.

Miłego wieczoru
Ily, Klaudia x

sobota, 10 września 2016

Rozdzial 45

W poprzednim rozdziale: Nina odwiedziła Mark'a w szpitalu, gdzie poznała jego przyjaciela o imieniu Haru. Mark podarował jej prezent. Doszli do dość delikatnego tematu i Nina dała mu jasno do zrozumienia, że nie ma dla nich szans na coś więcej niż przyjaźń. Następnie miała miejsce nieprzyjemna sytuacja z Joshem w roli głównej. Gdy wróciła do akademika, pokłóciła się z Fabianem - głównie o Mark'a. Postawiła mu ultimatum i wyszła z domu.

Fabian’s POV

Przyglądałem się z okna, jak Nina idzie wzdłuż chodnika i znika z zasięgu mojego wzroku.

Byłeś mną zainteresowany tylko dlatego, że byłam słaba? Pomagałeś mi, bo chciałeś, aby jakaś dziewczyna patrzyła na ciebie jak na bohatera?

– Chodź już, Fabian – znów zawołała mnie Patricia, ciągnąc za rękaw – Wszyscy zbieramy się w salonie. Musimy pogadać – z rezygnacją poszedłem za nią i usiadłem na kanapie. Amber, która siedziała naprzeciw, zaczęła płakać.
– Amber Millington, nawet nie waż się załamać. Mimo że wy oboje oraz Nina ponosicie odpowiedzialność za to, co się stało, jej słowa miały w sobie ziarno prawdy i tak jak powiedziała, musicie się nad sobą zastanowić..
– Ale ja nadal nawet nie wiem, co się stało! W zeszłym tygodniu jeszcze nienawidziła Mark’a a nagle zaczęła go bronić, jakby był jej najlepszym przyjacielem! – powiedziała Amber. 
    Moje spostrzeżenie całej tej sytuacji nie odbiegało dużo od jej, ale zdążyłem już więcej załapać.
Mara zabrała głos
– Tak, w zeszłym tygodniu nienawidziła Mark’a. Potem dowiedziała się, że ma za sobą podobne wydarzenia, które ją spotkały w życiu. Nigdy nie spotkała osoby z przeszłością podobną do jej.. Mimo, że wy dwoje solidaryzujecie się z nią, tak jak my wszyscy, to nie miała wcześniej nikogo, z kim mogłaby się utożsamić. Gdy ledwo załapała z nim kontakt, niemal go straciła. Jest strapiona. Myślę, że dostrzega powagę sytuacji z jej własnym dręczycielem, ale mimo to, Mark jest delikatnym tematem.
– Przyszła do domu prosto z odwiedzin w szpitalu, a wy co zrobiliście? – zapytała Patricia, nasuwając nam tym samym odpowiedź. Poczułem ścisk w sercu
– Obraziliśmy go. Kilka razy.
– Dokładnie – odpowiedziała Mara – Przez to, że przywiązała się do niego w tak krótkim czasie, miała wrażenie, że nie sądzicie tylko jej wyborów, bo skoro czuła z nim więź pod wieloma względami to równocześnie czuła, że...
-.... obraziliście ją – dokończyła Patricia – To stoi na równi z uderzeniem jej w twarz, wbiciem noża w plecy, kopaniem upadłego i to wszystko naraz.
– Więc skąd wzięło się to ’czy w ogóle lubicie mnie taką, jaka jestem’? – zapytała Amber, wciąż pociągając nosem. 

    Patricia i Mara wymieniły się spojrzeniami. Dziwnie było widzieć je po tej samej stronie i w szczególności razem przeciw nam. 

– Co mówiłam o strapieniu emocjonalnym? – zapytała Mara – Jej świat został obrócony do góry nogami. Wszystko zostało nasilone. Przez jej nagłe przywiązanie do Mark’a, którego obraziliście, miała wrażenie, że gdyby była taka jak on, nienawidzilibyście jej nawet po ujawnieniu prawdy. Ale ona nie jest jak on i traktujecie ją inaczej, więc to ją zaczęło zastanawiać. Co, jeśli lubiliście ją tylko dlatego, że była słaba? Co, jeśli chcieliście kogoś, kogo moglibyście sobie chronić?
– Ale ja tak nie...
– To nie jest istotne. Obawy są czasami irracjonalne. Przez to, że myśli, iż lubiłeś ją tylko dlatego, że była słaba, boi się, że ciebie straci...
– ...bo nie jest już słaba – dokończyłem z pustką w głosie – Spieprzyłem wszystko. Jestem strasznym idiotą.
Patricia wywróciła oczami.
– To już wiemy, ale jest też jaśniejsza strona tego wszystkiego; całe swoje życie była uprzedzona utratą wszystkich. To dlatego, bała się zbliżyć do kogokolwiek. Fakt, że boi się, iż odejdziesz, oznacza, że zaczęła wierzyć w to, że zostaniesz na dłużej. Świadomie czy też nie, zaczęła sobie wyobrażać ciebie w jej przyszłości.
    Amber uśmiechnęła się, iskierka zapalająca się w jej oczach na nowo i zajęczałem zirytowany, chociaż sam się uśmiechnąłem
– Misja Fabina! – pisnęła.
Wszyscy zignorowali ją, nadal będąc w smętnym nastroju. Ja znajdowałem się gdzieś pomiędzy.
– Jest coś jeszcze – odezwał się niespodziewanie Jerome – Może z zamiarem zacząć odsuwać się od ciebie albo nawet nieświadomie. Prawie straciła kogoś, o kogo troszczyła się, nawet jeśli przez krótki okres czasu. Jego niemal śmierć była rychła i nieprzewidziana. Może odrzucać cię, odrzucać nas wszystkich, w obawie, że również w każdej chwili może coś się stać. Wiem, jak to jest i widziałem to w jej oczach, gdy przestała krzyczeć.
Mara przytaknęła
– Dobrze Jerome, to również się liczy. A więc Fabian, co masz zamiar zrobić, gdy Nina wróci?

X
Nina’s POV

    Siedziałam w małej kawiarni i powoli upijałam gorącą czekoladę. Lepsza niż Fabiana. Wmawiałam sobie uparcie, ale nawet w mojej głowie brzmiało to fałszywie. Muszę się przyzwyczaić. Może już nigdy nie zrobić mi gorącej czekolady.
    Patrząc przez okno, widziałam, jak samochody parkowały i odjeżdżały. Po chwili podeszła do mnie kelnerka, pytając, czy zamawiam coś jeszcze, ale gdy dokładniej na mnie spojrzała, poklepała mnie lekko po dłoni i wymamrotała coś w stylu ah, zerwanie i możesz zostać tak długo, jak chcesz, przed podejściem do kolejnego stolika.

Poczułam pociągnięcie za rękaw i odwróciłam wzrok od okna, by ujrzeć wpatrzone we mnie, zielone oczy.
– Eddie? – zapytałam, zachrypłym głosem – Co tutaj robisz?
– Nie mam szkoły. Jest przerwa świąteczna! Czyli mogę chodzić spać dużo później. Chciałem loda, więc mama zabrała mnie tutaj. A ty, co tutaj robisz? Mogę usiąść z tobą? Co pijesz? Dlaczego wyglądasz tak smutno?
    Zamrugałam szybko; pytania lały się jak woda z kranu. Usłyszałam cichy, delikatny śmiech i ujrzałam panią Miller
– Eddisonie, rozmawialiśmy już, że nie powinieneś zadawać tylu pytań na raz, prawda? Przepraszam Nino.
– Przepraszam Niiiiino – powiedział Eddie, nie okazując jednak skruchy – Więc? Moje pytania?
– Piję gorącą czekoladę i tak, możesz ze mną usiąść – na 2 pozostałe nie odpowiedziałam
Przynajmniej dopóki pani Miller nie spojrzała na mnie zmartwiona, oczekując wytłumaczeń
– Ten chłopak, z którym byłam kiedyś w restauracji? Jest w szpitalu – otworzyła usta, by powiedzieć mi, że jest jej przykro, lub obrazić Mark’a i wolałam nie wiedzieć co, więc kontynuowałam – I myślę też, że zerwałam z kimś, z kim nawet jeszcze nie byłam w związku.
– Ah, Fabian – uśmiechnęła się sympatycznie – Cóż, możesz mi wierzyć lub nie, ale tak się składa, że jestem całkiem uzdolniona w damskich pogawędkach, więc kupię temu brzdącowi loda i porozmawiamy o tym, jak chłopcy potrafią być wspaniali. Wiem wszystko o rozstaniach... i powrotach. 

Była rozwiedziona i po latach ożywia ten sam związek, kompletnie zapomniałam. 

Przypomnienie o tym było wystarczającym powodem, aby przytaknąć, wymusić uśmiech i zaczekać chwilę. Gdy oboje wrócili, Eddie trzymał w dłoni loda w wafelku, a pani Miller tackę z różnymi czekoladowymi delikatesami. Usiedli naprzeciw mnie. Tacka została przesunięta na moją stronę.
– Czekolada jest magicznym rozwiązaniem każdego problemu – powiedziała z powagą, nawet jeśli jej kąciki ust podniosły się w lekkim uśmiechu – Zostało to oficjalnie przyjęte pośród kobiet i teraz tobie przekazuję tę wiedzę. Nawet nie waż się odmówić zjedzenia tego, tylko dlatego, że ja to kupiłam. Lepiej powiedz, co się stało.
    Wzięłam karmelową truflę i pod czujnym spojrzeniem pani Miller, włożyłam ją do ust. Smak jedzenia przypomniał mi, że nie jadłam dziś obiadu.
– Ten chłopak, co był dla nas wszystkich tak okrutny, z którym się umawiałam? Okazał się być milszy niż mogłoby się zdawać – Czasami. Dodałam w myślach, pamiętając jego chamskie komentarze wcześniej tego dnia – Gdy wróciłam do domu ze szpitala, Fabian zachowywał się, jakby ten nadal był złą osobą, a potrzebowałam pocieszenia, ale pocieszając mnie, obraził Mark’a, więc nakrzyczałam na niego. Pokłóciliśmy się i wyszłam – odwróciłam od niej wzrok – I może nawet postawiłam mu ultimatum; aby zastanowił się nad sobą lub zostawił mnie w spokoju.
– Cóż, to wygląda na to, że oboje ponosicie winę. Jest coś jeszcze?
Zastanawiałam się chwilę i przytaknęłam
– Byłam bardzo słabą psychicznie i przesadnie skromną osobą, gdy się poznaliśmy i to on pomógł mi wyjść z tej skorupy. Jednak nadal traktuje mnie, jakbym z niczym sobie nie radziła, jakbym nadal była tą dziewczyną, którą byłam wcześniej. Jestem silniejsza. Chcę, aby to zobaczył.
– To dla ciebie dobrze – powiedziała stanowczo – Ale pamiętaj, że on potrzebuje czasu na przyzwyczajenie się. To dobrze, że sama dostrzegłaś, że stałaś się silniejsza i jestem pewna, że on też o tym wie, ale nie idzie zmienić sposobu myślenia w kilka dni. Musi zmienić swoje przyzwyczajenie z tego, że potrzebujesz przy wszystkim jego pomocy, na to, że z wieloma sprawami radzisz sobie już sama. Daj mu na to trochę czasu. Dopiero wtedy, możesz robić mu wyrzuty. 

Sięgnęłam po następną czekoladową truflę, pozwalając, aby słodycz rozpłynęła się w moich ustach.
– Boję się, że odepchnęłam go zbyt mocno – wyszeptałam.
– I wiesz co? Mogę się założyć, że on teraz myśli tak samo. Widziałam was razem. Gdy ty się poruszasz, on również. Gdy on gdzieś idzie, ty podążasz za nim. On wie, czego potrzebujesz, zanim sama się o tym zorientujesz. Macie ze sobą łączność, Nino. Silną więź. Wasza pierwsza kłótnia nie mogła być na tyle silna, by to zniszczyć. Jesteście sobie przeznaczeni.
Otworzyłam usta, by coś powiedzieć, ale pani Miller kontynuowała, podnosząc palec
– Zaczekaj jeszcze chwilę. Powiedziałaś, że chyba zerwałaś z kimś, z kim nie jesteś jeszcze w związku. Jeszcze nie jesteście razem? Poważnie? – zdawała się być nawet lekko oburzona tą wiadomością.
– Nie, nie jesteśmy razem. Nie jestem pewna, czy Fabian chciałby przejść na taki trwały, poważny status i nie jestem pewna, czy ja sobie z tym poradzę. Nawet jeszcze się nie pocałowaliśmy.
Zmarszczyła czoło.
– Związek jest jak dobre wino. Wraz z wiekiem staje się lepsze, ale nadal potrafię wyobrazić sobie was jako parę, która zaczęła się spotykać w liceum, a 10 lat później mają dwójkę dzieci i piękny dom na zaciszu z białym płotem – mrugnęła okiem – Tylko mówię. 

    Ledwo byłam w stanie przełknąć kawałek czekolady, bez udławienia się. Przed oczami zobaczyłam Fabiana i mnie w ciąży, bawiący się z małym dzieckiem w ogrodzie. Nie. Pomyślałam. To nie wygląda jak my. Ale z drugiej strony, gdyby ktoś 5 miesięcy temu, powiedziałby mi, że rozważałabym pocałowanie w najbliższym czasie jakiegoś chłopaka z własnej woli a wręcz chęci, powiedziałabym, że zwariował. A potem dostałabym kolejnego załamania emocjonalnego.
– Nigdy z nikim nie byłam w związku. Nigdy nikogo nie lubiłam – wymamrotałam – Nie wiedziałabym co robić.
– Kochacie się, Niiiiino – nagle wtrącił się Eddie, odrywając na chwilę uwagę od swojego deseru. Jego twarz była cała w czekoladzie – Tak to właśnie jest, gdy jest się razem z kimś. Kochacie się nawzajem. Prawda, mamusiu? – pani Miller przytaknęła, czochrając jego blond włosy, ale on jeszcze nie skończył – Ty i Fabian już się kochacie, czyli w sumie jesteście razem.
Znów niemal udławiłam się czekoladą
– Nie Eddie, nie kochamy się. Lubimy się, tak jak powiedziałeś, że jest, gdy ciebie poznaliśmy, Fabian nigdy mnie nie pokocha.
– Dlaczego? – zapytał z frustracją i oburzeniem – Oczywiście, że ciebie pokocha. Dlaczego nie?

Odwróciłam od niego wzrok, wbijając go w ulicę za oknem. Jak mogłabym wytłumaczyć dziecku, że jestem zbyt poraniona, aby być przez kogoś kochana? Pani Miller namówiła Eddiego, by ponownie zajął się lepiej jedzeniem swojego loda i na chwilę wszystko ucichło.
– Rozmawiałam wcześniej z pani chłopakiem – powiedziałam, zwracając się ponownie do pani Miller. Zamarła, spojrzała na mnie z pytaniem w oczach – Poprosił mnie, abym przyszła do jego gabinetu. Chciał ze mną porozmawiać i upewnić się, że jestem wystarczająco odpowiedzialna, by zająć się jego synem.
Uśmiechnęła się, najwidoczniej zadowolona z tego, że zatroszczył się o to
– To fantastycznie. Powiedział coś o mnie? – miałam ochotę się roześmiać, widząc jej nagłą zmianę; wyglądała jak zakochana nastolatka.
– Nie, przykro mi, ale zdawał się być radosny w związku z piątkową randką – zapewniłam ją – Muszę przyznać, że jest nadal panią bardzo zainteresowany. Gdzie będziecie mieszkać, jeśli wrócicie do siebie?
– W naszym starym rodzinnym domu. Jest na drugim końcu ulicy prowadzącej do Akademii, więc ma blisko do pracy. Jest otoczony polanami i przez to, wszystko wygląda magicznie podczas wakacji. On nadal tam mieszka.
– Musi czuć się tam samotnie – wymamrotałam – Żyć samemu w tak dużym domu, w którym kiedyś jeszcze troszczył się o swoją rodzinę – Nawet Eddie zamilkł na chwilę, patrząc z irytacją na szybko roztapiający się lód. Pani Miller odwróciła ode mnie wzrok. Szybko zorientowałam się, że powiedziałam za dużo. – Przepraszam. No ale, jeśli wszystko pójdzie dobrze, już nie będzie dalej sam, prawda?
Eddie nagle się rozpromienił.
– Tak – zgodził się – Chciałbym tam znów zamieszkać i być częściej w szkole. Tęsknię za moim kotkiem.
– Ten nazwany Anubis? – upewniłam się, ledwo pamiętając wzmiankę na ten temat – Nigdy go jeszcze nie widziałam. Może gdy do nas wpadniesz, poszukasz go ze mną i z Fabianem? – o ile nadal istniało ’ja i Fabian’. Mógłby mnie zostawić samą w opiece nad Eddiem, będąc zbyt złym na mnie, by być ze mną w tym samym pomieszczeniu? Sięgnęłam po następną truflę, ale okazało się, że tacka była już pusta i zajęczałam
Pani Miller uśmiechnęła się
– Wiedziałam, że to ci pomoże. Teraz już czas, abyś wróciła i naprawiła sprawę z Fabianem. Tak czy inaczej, ja i Eddie też już wychodzimy.
– Ale mamoooo.... – przerwał, by zlizać część loda bliską upadku – Narazie Niiiiiino
– Narazie maluchu, do zobaczenia w piątek – wstałam od stolika i uśmiechnęłam się nieśmiale – Dziękuję pani za czekoladki, pomogły bardziej niż się spodziewałam
Zaśmiała się
– Nie ma sprawy, kochanie. Nie bój się do mnie zadzwonić, gdybyś potrzebowała więcej porad. Dobrej nocy.

X

    Wślizgnęłam się cicho do domu, krzywiąc się, gdy usłyszałam skrzypienie paneli. Byłam pewna, że wszyscy byli już w swoich pokojach, ale usłyszałam dobiegający z salonu trzask metalu w telewizorze. Może Trudy coś ogląda? Podeszłam bliżej i spojrzałam...
    Wszyscy siedzieli na swoich tradycyjnych miejscach na kanapach i fotelach. Moje miejsce pomiędzy Amber i Fabianem, wyglądało jak przepaść. Fabian miał na kolanach ogromną paczkę cukierków Butterfinger, którymi się zajadał. Na widok 3 kubków wybrudzonych od środka na brązowo, stwierdziłam, że nie tylko ja preferowałam tego wieczoru czekoladę. Pod jego oczami widniały ciemne worki, a jego paznokcie były zgryzione.

Czas na przejęcie kontroli.

Weszłam w pełni do pokoju i odchrząknęłam, by ogłosić swoją obecność, ale było to raczej zbędne. Większość i tak już mnie zauważyła.
– Cześć – powiedziałam cicho, mając nadzieje, że zostanie to zagłuszone dźwiękiem z telewizora, ale Jerome wybrał odpowiedni moment, by wyciszyć na chwilę film. Pomieszczenie wypełniło się ciszą. Niech go diabli wezmą.
– Um Fabian, możemy porozmawiać?
– Oczywiście – odpowiedział natychmiast, odkładając paczkę cukierków na bok i wstając – Chcesz iść do mojego pokoju, czy...?
– Twój pokój może być – wszystko zdawało się być dziwacznie formalne i sztywne między nami. Nadal będąc uprzejmym, otworzył przede mną drzwi i wpuścił pierwszą do środka. Zamknął je.
– Spójrz, chciałabym....
– Nino proszę, zrozum, że...
Oboje przerwaliśmy
– Ty zacznij – wymamrotałam. Zdawał się być gotowy, by się ze mną wykłócać, że to ja mam mówić pierwsza, ale potrząsnął głową i zaczął
– Nino proszę, zrozum, że nie chciałem obrazić ciebie w żaden sposób. W moich oczach nigdy nie byłaś słaba. Nawet zanim poznałem prawdę. Sądziłem, że byłaś dziewczyną, która przeszła dużo w życiu, że byłaś cicha, zamknięta w sobie, przestraszona, ale nigdy nie sądziłem, że byłaś słaba. Lubię tę dziewczynę, którą jesteś teraz. To po prostu stało się tak szybko, że zamotałem się.
– Wiem – wymamrotałam – Przepraszam. Nie wiem, co wcześniej we mnie wstąpiło. Starałam się wyrazić swoje emocje, ale wyszło na to, że fochnęłam się jak trzylatka. Wiem, że dziwne jest, jak to nagle potrafię stanąć w swojej obronie i na dodatek w obronie Mark’a. On ledwo na to zasługuje. Tak, będę go bronić i tak, on się zmienił, ale jego tożsamość wciąż się waha. Jednak nagle znalazłam kogoś, z kim mogę się utożsamić i kto przeszedł przez coś, na podobnym poziomie co ja i nie chcę tego utracić. 

    Zmarszczył brwi i przez chwilę myślałam, że ma zamiar wszcząć kolejną kłótnię, ale potem odwrócił ode mnie wzrok i przytaknął
– W porządku. Nie podoba mi się to, ale muszę sobie z tym poradzić. Tylko, proszę, błagam, powiedz mi, jeśli spróbuje ciebie skrzywdzić.
– Oczywiście – odpowiedziałam. To byłam w stanie zaakceptować. Tylko się martwił. Otworzyłam usta, by coś powiedzieć, ale Fabian jeszcze nie skończył
– Lubisz go?
    Szczęka prawie odpadła mi na ziemię. Nareszcie nawiązał ze mną kontakt wzrokowy i wiedziałam w jego spojrzeniu niepewność, strach. Wstałam i chwyciłam jego dłoń.
– Fabian, lubię cię – powiedziałam cicho, czując dreszcze przez samo wypowiedzenie tych słów – Lubię cię i tylko ciebie. Nie mogłabym czuć tego samego w stosunku do Mark’a; nie po tym, co zrobił, nawet jeśli mu wybaczyłam. Nigdy.
– Nie jestem pewien, czy on to rozumie – wymamrotał ponuro i byłam w stanie wyczuć budującą się w nim złość. W czym problem? Fabian jest...

Zazdrosny?

– Dałam mu dzisiaj bardzo jasno do zrozumienia, że nie ma liczyć na nic więcej z mojej strony. Wytłumaczyłam, dlaczego i zaakceptował to. Ludzie mogą się zmieniać na lepsze, a Mark stara się. Nie jest zagrożeniem dla ciebie czy dla... – zarumieniłam się – dla szans na coś więcej między nami.

   I wraz z tym, rozluźnił zaciśnięte pięści, a jego spojrzenie złagodniało. Tak, chodziło tu w większości o zazdrość. Zazdrość i jego opiekuńczość 
– Nie mogłabym być z mężczyzną, który skrzywdził mnie w ten sposób. Nawet jeśli się zmieniać, może nie zostać taki na zawsze i nie mam zamiaru poślubić kopii mojego ojczyma. 
    To zdawało się być ostatnią częścią układanki. Fabian objął mnie mocno i oparł policzek o czubek mojej głowy
– Przepraszam – wyszeptał – Zezłościłem się. Twoje nocowanie z nim w szpitalu posłało mnie na skraj, a gdy wróciłaś, broniąc chłopaka, który znieważył cię fizycznie... to wyglądało, jakbyś twierdziła, że wciąż zasługujesz na to, co robił twój ojczym. Pogubiłem się.
– W porządku. Oboje jesteśmy winni. Zawsze maskowałam swoje emocje i chciałam nad tym popracować... I gdy mogło się zdawać, że potrafię nad nimi zapanować, okazuje się, że muszę jeszcze znaleźć równowagę pomiędzy zakładaniem maski a wyrażaniem tych emocji – poczułam, że się uśmiecha – Ostatnie dni były dość intensywne i twój atak słowny, na osobę, z którą odnalazłam wspólny kontakt, sprawiło, że straciłam poczucie gruntu. Ale już jest okay, wybaczam ci.
Westchnął delikatnie.
– Ja tobie też
– Nadal mogę spać dzisiaj z tobą? – zapytałam cicho. Mimo że wszystko sobie wyjaśniliśmy, nie byłam pewna, czy łatwo o tym zapomni.
    Jego odpowiedź padła o sekundę za późno, abym była przez cały czas wewnętrznie spokojna.
– Pewnie. Chodź, jest już późno.
    Zdjęłam buty i bluzę, zostając w bluzce i spodniach. Gdy to robiłam, obróciłam się i dopiero gdy oboje położyliśmy się do łóżka, zorientowałam się, że ma na sobie spodnie od piżamy, a jeszcze chwilę wcześniej był w jeansach.
– Czy ty właśnie przebrałeś spodnie? – zapytałam z szerokimi oczyma
– Tak – przyznał – Zrobiłem tak już kilka razy wcześnie, przepraszam, miałem nadzieję, że nie zauważysz. Wiedziałem, że możesz nie czuć się z tym okej, ale nie chciałem, abyś specjalnie musiała wychodzić – zaczął bawić się kosmykami moich włosów – Wszystko dobrze?

    Czy wszystko dobrze? Mimo że robiłam duże postępy, bycie w pomieszczeniu z mężczyzną będącym choć chwilę na samej bieliźnie, było alarmujące, ale starałam się zachować spokój i mój oddech ledwo zadrżał. Budujesz się w sobie, aby pozwolić na coś więcej. Nigdy nic ci nie zrobił. Nic nie zrobi. To Fabian. Wypuściłam powoli powietrze z płuc
– Tak, wszystko okay. Nie jestem pewna, czy będzie dobrze, gdy jeszcze raz to się zdarzy, ale nic mi nie jest. Nie dostanę żadnego ataku paniki. Ufam ci.
Pocałował mnie delikatnie w czoło.
– To dobrze. Przepraszam, nie chciałem, aby tak wyszło.
– W porządku. Nie jestem zła – wtuliłam się w niego, kładąc głowę w zgięciu ramienia – Zaśpiewasz dla mnie.
W odpowiedzi uśmiechnął się i zaczął cicho śpiewać
If this shall end in fire, we will all burn together, watch them flames burn high into the night... 

Zasnęłam, zanim piosenka dobiegła końca.

X

    Gdy rano wraz z Fabianem weszłam do jadalni, wszyscy zamilkli i zdawało się, że chodzą wokół nas na palcach.
Tym razem, obyło się nawet bez dowcipów ze strony Alfiego i Jerome’a. Zdawało się, że Amber siedziała na samym brzegu krzesła. Mara wyszła od razu po posiłku, nie będąc w stanie znieść panującego napięcia.

    Fabian, który wcześniejszego wieczoru, zostawił w salonie paczkę cukierków, znów się nią zajął, tym razem w mniej smętnym nastroju. Usiadłam obok niego.
– Twój świąteczny prezent jest gotowy – uśmiechnął się tajemniczo – Myślę, że całkiem ci się spodoba. Każdy w to zainwestował, ale pomysł i główny wkład był mój – wytrzeszczyłam oczy, słysząc ’każdy zainwestował’, a on zaśmiał się – Nie, nie kosztowało to fortunę i tak, wydałem na to pieniądze, ale to nic w porównaniu z gitarą; nie martw się.
– Twój prezent... Jest w trakcie tworzenia – oznajmiłam – Może i dostaniesz ode mnie dwa prezenty – Nie planowałam tego do tej pory, ale miałam wrażenie, że sama kostka to za mało – Wię...
– Nadal jesteś na mnie zła? – przerwała Amber – Nic nie powiedziałaś, ale bardzo, bardzo cię przepraszam. Nie chciałam, aby tak wyszło i wiem, że Mark stał się dla ciebie ważny i...

Pomachałam rękoma, aby zamilkła
– Amber! Amber, przestań mówić. Wybaczyłam ci, ty głuptasie. Nie jestem zła – jej napięte mięśnie twarzy rozluźniły się natychmiast
– Okay – wymamrotała i to był chyba najcichszy dźwięk padający z jej ust, jaki kiedykolwiek słyszałam. Po tym, jakby nic się nie stało, wróciła do wcześniejszego tematu. – Mówiąc o świątecznych zakupach, Nino, pójdziemy dzisiaj razem. Rozejrzymy się za prezentami dla innych – uśmiechnęłam się i przytaknęłam, czując ulgę, że nie będę musiała iść sama. Nie miałam doświadczenia ze świątecznymi zakupami. 

Jerome wstał z fotelu i podrapał się po karku
– No to nie możemy ryzykować wpadnięciem na siebie na mieście, a ja również chciałem dzisiaj iść, więc pójdę już teraz. Mam wszystko zaplanowane, więc nie zajmie mi to długo. 
Wszyscy odezwaliśmy się w zgodzie, a on obrócił się, by wyjść. Przeszedł przez próg na hol i... 

... Mara wpadła prosto na niego z nosem w książce. Oboje wylądowali na podłodze. Szybko wstałam, by pomóc, ale po sekundzie oboje byli na nogach
– Przepraszam – wymamrotał Jerome – Nie widziałem cię.
– Patrzcie! – pisnęła Amber. Wraz z pozostałymi, spróbowaliśmy namierzyć punkt, w który wbiła swój wzrok.

Jemioła. Tuż nad głowami Jerome’a i Mary.
Mara zarumieniła się, a Jerome wyglądał na speszonego. Wykręcił palce i spojrzał na Amber
– Poważnie? – zapytał, koloryzując słowa oburzeniem. Ja nie miałam pojęcia, o co chodzi, a Mara wyglądała na równie speszoną, jak on.
– Tak – odpowiedziała stanowczo Amber – No dalej, pocałujcie się. Teraz! – skrzyżowała ręce na piersi, udając zniecierpliwioną, ale wszyscy potrafiliśmy dostrzec płomyk radości w jej oczach – Znacie zasady.
– Jakie zasady? Jakie całowanie? – wtrąciłam się
– Gdy staniesz z kimś pod jemiołą, trzeba się pocałować – wytłumaczył mi Fabian – To grudniowa tradycja od wielu pokoleń. A teraz dajcie spokój i pocałujcie się w końcu. 

    Na twarzy Mary pojawił się grymas i ułożyła niepewnie dłonie na szyi Jerome’a, patrząc na niego, jakby miał ją ugryźć. On, wyglądał na bardziej zestresowanego niż Mara, ale objął ją w talii i momentalnie ich usta złączyły się. Mowa ich ciał zmieniła się tak szybko, że musiałam mrugnąć kilka razy, by upewnić się, że to jest na poważnie. Mara stanęła na palcach, by lepiej go dosięgnąć, a Jerome przysunął ją bliżej do siebie. Raczej jej to nie przeszkadzało. Gdy oderwali się od siebie, Mara uśmiechnęła się w sposób bardzo nienaturalny dla niej.
– Jak to skomentujesz?
– Ja.. – zaczął Jerome, ale nie dokończył. Zbyt oszołomiony – Um...
Mara zaśmiała się i klepnęła go w tył głowy
– Idiota. Narazie – obeszła go z zaskakująco radosnym uśmiechem. Po sekundzie Jerome skierował się do swojego pokoju, do którego powędrował, widocznie pozbawiony pewności siebie, która nigdy wcześniej go nie opuszczała. Nastała cisza
– Dajesz czadu, Maro! – odezwała się Patricia, a kilka osób zaśmiało się w odpowiedzi. Ja nie należałam do tego grona. Byłam zbyt zajęta gapieniem się w pustą przestrzeń.

    Co to miało być? Nigdy nie widziałam takiego pocałunku, nie w prawdziwym życiu. W filmach pewnie, ale to była fikcja. Aktorom płaci się za dobre odegranie sceny i robione jest wiele ujęć, by wszystko wyglądało wiarygodnie.
    Pocałunek Mary i Jerome’a był pełen namiętności, a z tego, co wiedziałam, to nawet siebie nie lubili. To nie miało sensu. A co było jeszcze dziwniejsze, to uczucie w moim brzuchu, gdy wpatrywałam się w miejsce, w którym jeszcze przed chwilą stali.

Chciałam tego.

– Nino? – odezwał się Fabian – Wszystko okay? – otrząsnęłam się i w końcu rozejrzałam się dookoła i okazało się, że wszyscy oprócz mnie siedzieli i patrzyli się na mnie. Zarumieniłam się i usiadłam, pod nosem mamrocząc jest okay. Fabian objął mnie i oparłam się o niego, ziewając tak głośno, że się zaśmiał
– Już zmęczona? To dopiero południe.
– Długi wieczór – odpowiedziałam cicho – Nadal zmęczona.
I nie chcę myśleć o tym, co się chwilę wcześniej wydarzyło.

Usta Fabiana nagle znalazły się przy moim uchu, zajmując 105% mojej uwagi.
– No to zdrzemnij się, skarbie. Będę tutaj, gdy się obudzisz, a Amber może chwilę zaczekać z zakupami, nic jej nie będzie.

Nie miałam nawet wystarczająco dużo sił, by odpowiedzieć. Przed oczyma natychmiast zagościła ciemność.

Fabian’s POV

– Jest sprawa

    Moje oświadczenie natychmiast sprowadziło uwagę wszystkich. Niny już nie było; wypoczęła i po drzemce, Amber natychmiast zaciągnęła ją na zakupy
– O co tym razem chodzi? – zapytał Jerome, znudzony i bardziej rozdrażniony po pocałunku z Marą i pewnie zdaniu sobie sprawy z tego, że niekoniecznie musi to być jednorazowy incydent
– Zajmujemy się synem dyrektora – Patricia zajęczała z rozpaczą, a pozostali wpatrywali się we mnie z pustką w oczach, oczekując wytłumaczeń – Daje mu lekcje gry na gitarze i jego ojciec, pan Sweet, idzie na randkę ze swoją byłą żoną, panią Miller. Poprosiła nas, abyśmy zajęli się nim na tamten wieczór. Ja i Nina bierzemy większość na siebie, ale tylko ostrzegam, że macie się przy nim porządnie zachowywać. Ma siedem lat i jeśli powie coś swoim rodzicom o przekleństwach czy niebezpiecznych kawałach, możemy być wszyscy skończeni.
– Jak ma on na imię? – zapytał Alfie, który na wieść o zakazie kawałów, stracił cały zapał
– Eddison, ale woli, jak mówi się do niego Eddie
Patricia znów zajęczała
– Miałam nadzieję, że dyrektor ma jeszcze innego syna. Widziałam wcześniej Eddiego w okolicy, jak gonił tego głupiego kota z blizną przy oku. Ten smarkacz tylko biega i wrzeszczy, robiąc niepotrzebny chaos. Kiedyś nawet rozlał na mnie to takie zmiksowane marchewkowe świństwo, które jadł.
– Pamiętam to! – wtrącił się Alfie, szczerząc się – Musiałaś wyrzucić tę bluzkę, bo marchewka nie chciała zejść i nigdy nie powiedziałaś, kto to zrobił! Wspomniałaś tylko o jakimś gówniarzu
– I przez następne 2 godziny powtarzałaś pod nosem ’smarkacz’ – dołączyła Mara – Dlaczego nie powiedziałaś, że to był dzieciak pana Sweeta?
Patricia potrząsnęła ramionami
– Nie było warte wspominania go. A na marginesie, nazywałam go znacznie gorzej niż smarkacz. Na serio muszę być tutaj, gdy będziecie się nim zajmować?
– Tak – odpowiedziałem stanowczo – Musimy poradzić sobie z tym jako drużyna. Poza tym może go nawet polubicie, gdy spędzicie z nim więcej czasu. Dajcie mu szansę. A teraz, koniec z tematem. Myślę, że wyraziłem się jasno – wstałem i uśmiechnąłem się – Czas, by dokończyć prezent gwiazdkowy dla Niny.


***
Małe co-nieco dla fanów Jary, a także w pewnym sensie coś dla fanów Peddie + Nina i Fabian znów są w zgodzie. Wszystko jest znów w jak najlepszym porządku.
Cisza przed burzą
Po nadchodzącej obecnie burzy znów będzie cisza... nie, nie przed burzą - przed końcem świata. I dzięki Bogu w tamtych 'cichych u Fabiny' rozdziałach za Mark'a, u którego kolorowo, a zarazem nudno nie będzie. A wtedy co? Wtedy koniec. Ale to dopiero przecież w kwietniu!

Jak tam nowy rok szkolny? Opowiadajcie!
Kojarzycie, jak ostatnio pisałam, że pewnie o tej porze będę miała już zapowiedziany jakiś sprawdzian? Cóż, 2 września miałam zapowiedziane 11 powtórzeniowych kartkówek na cały wrzesień i początek października z całego zeszłorocznego materiału na przedmiotach zawodowych. Miałam już kartkówkę z matmy, w nadchodzącym tygodniu będzie z angielskiego, a na październik mam już 3 sprawdziany, w tym 1 z lektury - w poniedziałek powitam się zapewne z Panem Tadeuszem z biblioteki. Wspaniale, prawda? Powinnam się uczyć właśnie na marketing z działu 'Cena', ale tak się składa, że mam w zeszycie aż 2 tematy XD
Także trzymajcie kciuki, módlcie się czy cokolwiek.

Następny rozdział: 24/09/16

A tam: Wieczór niańczenia Eddiego oraz nieco Mark'a i Haru, co swoją drogą skończy się dość... nie wiem jak to nazwać? Nie obejdzie się bez trzaśnięcia drzwiami, tak to określę. Czyli jednym słowem - problemy. I o tym mówię - jak w Anubisie zaczyna robić się obrzydliwie spokojnie i sielankowo, zawsze można liczyć na trochę akcji w wątku Mark'a i za to go lubię, a Haru kocham. 

Pamiętajcie o komentarzach, a ja może dodam wtedy jakiś fajny spoiler! 
Miłego wieczoru & nadchodzących dni, kochani x

Klaudia