niedziela, 4 marca 2018

Rozdzial 58

Ostrzeżenie: Wzmianka o aktach samobójczych, gwałcie i krwi.

Nina’s POV

    W mojej dłoni były odłamki szkła i stos połamanych kawałków w rogu. Swoją wolną ręką wyciągnęłam ostatni odłamek i jęknęłam, czując ból. 13 odłamków, i to tylko w placu wskazującym, który teraz mocno trzymałam w drugiej dłoni.

Połamię każdą kość w twoim ciele. Naprawdę miał to na myśli? Zawsze mówiłam, że nie byłby zdolny do morderstwa, ale teraz miałam już wątpliwości. Ten uśmiech na jego twarzy, błysk w oczach… Był zdeterminowany, aby sprawić mi ból, jakiego jeszcze nie czułam i nie sądziłam, że jest możliwy. Zdeterminowany, by wszystko rozłożyć w czasie i abym była świadoma każdej sekundy w bólu.

Mogłabym się z tego wyrwać,
Mogłabym to wszystko zakończyć nawet w tej chwili.

Zawsze był bardzo ostrożny i ostre przedmioty trzymał z dala ode mnie. Przez długi czas tego nie rozumiałam – myślałam, że może boi się, że go zranię – ale gdy w szkole usłyszałam o samookaleczeniu się i samobójstwach, nareszcie zrozumiałam. Bał się, że zabiję się.

    I przez większość czasy nawet tego nie chciałam. Pomimo całkowitemu przekonaniu, że wszystko jest moją winą, miałam nadzieję, że pewnego dnia nareszcie zrobię coś, co w jego oczach będzie wystarczająco dobre. Zawsze pokładałam nadzieję w przyszłość. Poza tym, nigdy nie rozumiałem, jak ktoś mógł chcieć ranić siebie z premedytacją, by poczuć się lepiej. Jako ofiara przemocy, ból odbierałam jako coś negatywnego. To zagłuszało zmysły. Sprawiało, że moje życie było okropne. Nie potrafiłam, aż do dnia dzisiejszego pojąć tego, jak taki czyn mógł uśmierzać ból pochodzący z innego źródła.

I nie chciałam zakończyć swojego życia w sposób samo destrukcjyjny.
To byłoby równoznaczne z poddaniem się.
Stanie się nim…

Ale teraz… kusiło mnie to.

    Z odłamkami szkła w dłoni i kilkoma dniami przepełnionymi torturą, jakie jeszcze mnie czekały, zakończenie życia nie było takim złym pomysłem. Jak już, było to tchórzostwem. Jeszcze kiedyś, pomyślałabym sobie, że na to zasługuję, ale Fabian to zmienił i nie miałam ochoty wydłużać sobie chwil przepełnionych bólem na tym świecie, wiedząc, że na końcu czeka to samo. Jedno przecięcie i byłoby po wszystkim. Kolejne draśnięcie, tylko trochę głębsze niż pozostałe.

Ostry róg szkła wbił się w delikatną skórę na opuszku palca i pojawiła się krew. Wzdrygnęłam i puściłam odłamek. Nie mogę. Nie mogę. Nie mogę.
Nie chcę być zapamiętana w taki sposób. 

12 lat tortur i w ostateczności odebrała sobie życie, by położyć temu kres. Nie, to nie brzmiało dobrze. 12 lat tortur i wytrzymała do samego końca, trzymając się nadziei do ostatniej sekundy. O wiele lepiej.

Nadal z jakiegoś powodu nie brzmiało to idealnie, ale przynajmniej lepiej niż to pierwsze.
Odłożyłam trzynasty kawałek do pozostałych dwunastu i zamknęłam oczy.
Samobójstwo nie jest rozwiązaniem.
Ale jednak…
Czekanie na swoją ostatnią minutę też nie było najlepszym pomysłem.

X

    Drzwiczki szafy zostały otwarte kilka minut później – a może było to kilka dni? Zmusiłam się do otworzenia oczu. Miałam sucho w buzi, a moje stopy były obolałe. Przed oczami miałam mgłę. Poczułam świeży ból, gdy wyciągnął mnie za włosy z ciasnej przestrzeni szafy. Na oślep starałam się trafić do łóżka, ale zanim tak się stało, postanowił znów chwycić mnie za włosy i podnieść na nogi. Usiadłam na materacu i zamrugałam kilka razy, aż zaczęłam widzieć wyraźniej.

Na stopach miałam kilka pęcherzy, a w miejscach w których było szkło, pozostały głębokie zacięcia. Na łydkach miałam ślady rozchlapanej krwi i byłam pewna, że w szafie była mała kałuża krwi.

On, stał na końcu mojego łóżka.

– Chciałbym nacieszyć się tobą ten ostatni raz, zanim cię połamię – syknął – Ubrania. Zdejmuj. Natychmiast.
Zaczęłam rozglądać się dookoła, tak jak zawsze, mając nadzieję, że tym razem znajdzie się jakaś droga ucieczki albo zdarzy się cud.
– Nie słyszałaś mnie, dziewczyno? Natychmiast!

Zanim cię połamię. O Boże
. Załkałam, ale stanęłam na moje opuchnięte nogi. Następnie poczułam przenikliwy ból i padłam na kolana. Proszę, proszę, niech to się skończy.

Wtedy zobaczyłam coś schowanego pod moim łóżkiem.

Torba.

Torba, w której miałam ukryty scyzoryk i pasek. Nie sądziłam nawet, że mógłby ją wziąć tutaj.

Będąc poza zasięgiem jego oczu poprzez łóżko, przyciągnęłam do siebie torbę i wstałam, trzymając ją w rękach. Zmrużył oczy, a potem westchnął teatralnie
– Co ty sobie wyobrażasz? Mam potraktować ciebie dzisiaj jak złą dziewczynkę?
To określenie było uderzeniem poniżej pasa. Prawie pozwoliłam torbie upaść na podłogę. Ale słyszałam w głowie też pewne głosy. Wspomnienia.

Pokonywanie lęków jest dobre w 99% przypadkach. Czasami jesteśmy nawet za to nagradzani.

I pewnego dnia, gdy staniesz z nim twarzą w twarz, będziesz walczyć. Widać to w twoich oczach, chociaż wątpię, że to czujesz. Masz w sobie odwagę; waleczną iskrę, która co jakiś czas ukazuje się światu. I gdy ten dzień nadejdzie… pokaż mu piekło.*

Coś sobie uświadomiłam.

12 lat tortur i wytrzymała do samego końca, trzymając się nadziei do ostatniej sekundy. Nie, to nie brzmiało satysfakcjonująco. 12 lat tortur i gdy miało to największe znaczenie, zawalczyła przeciw swojemu oprawcy, który wprowadzał ją w błąd przez całe życie. To? To brzmiało znacznie lepiej.

Samobójstwo nie jest rozwiązaniem.
Lecz czekanie na własną śmierć również.

Znalazłam trzecią opcję – Podniosłam z dumną głowę i wyciągnęłam z torby pasek.
– Nie.
    Chociaż raz byłam w stanie go zaskoczyć. Wziął krok do przodu i splótł ręce na klatce piersiowej. Jego zirytowane spojrzenie zamieniło się w pełne szoku, a następnie złości.
– Jak śmiesz…
– Właśnie tak. Już nie pozwolę, abyś traktował mnie jak popychadło. I tak umrę, prawda? Tak mówisz mi przez cały czas. A skoro mam umrzeć, będzie to na moich zasadach i za nic w cholerę nie poddam się bez walki. 

    Całe moje ciało się trzęsło i nie byłam pewna, czy to przez strach, ból, czy złość. Prawdopodobnie mieszanka wszystkiego. Nigdy wcześniej mu się tak nie postawiłam i on też o tym wiedział 
– Odsuń się ode mnie albo użyję na tobie ten pasek.

    Mój oddech był głęboki i nierówny. Wszystko we mnie krzyczało, abym padła na podłogę, puściła pasek, błagała o przebaczenie, mając nadzieję, że zakończy moje życie bezboleśnie, ale jedyne co zrobiłam, to zaczęłam trzymać pasek mocniej i ustawiłam się w pozycji obronnej, tak bardzo mi już znajomej dzięki treningom z Mick’em.

Jest od ciebie silniejszy, ale ty jesteś szybsza. Możesz wykorzystać jego ciężar przeciw niemu. Słyszałam głos Mick’a w swojej głowie, mimo że nigdy nie wypowiedział tych słów. Trzymaj pasek tak, aby klamra była na zewnątrz. W ten sposób wyrządzisz większą szkodę.

– Nino Martin – warknął, podchodząc do mnie powoli. Podniosłam na niego wzrok i przypomniałam sobie, jak zawsze się czułam przy nim, gdy byłam dzieckiem. Myślałam, że w porównaniu ze mną jest on wieżowcem. Nadal jest ode mnie o 30 centymetrów wyższy.

Lecza ja nie byłam już małą dziewczynką.

Wziął kolejny krok naprzód.
– Jeśli myślisz, że możesz mnie tym uderzyć, to jesteś w błędzie. I już zdecydowałem, że zgwałcę cię jeszcze kilka razy, zanim nadejdzie twój koniec; potraktuj to jako karę. Jesteś martwa – podniósł rękę, aby uderzyć mnie w twarz…

Klamra od paska weszła w kontakt z jego policzkiem, wydając charakterystyczny dźwięk.

    Oboje cofnęliśmy się i chyba nigdy nie będę w stanie powiedzieć, kto był bardziej zszokowany – on, nie wierząc, że byłam w stanie go uderzyć, czy ja, z tego samego powodu. Przez chwile żadne z nas się nie ruszyło, nastała cisza.

A potem niemal rzucił się na mnie i jego dłonie znalazły się na mojej szyi. Za pomocą jednej ręki starałam się rozluźnić jego uścisk, a drugą próbowałam ponownie uderzyć go paskiem. Udało mi się jeden, dwa, trzy razy i dopiero wtedy jego uścisk na mojej szyi stał się luźniejszy.

    Wymsknęłam się mu, lecz równie szybko mnie złapał i popchnął. Uderzyłam plecami o półkę z książkami, która zadrżała niebezpiecznie; po tym upadłam na podłogę. Wziął zamach nogą, wycelowany w mój brzuch, lecz szybko chwyciłam jego stopę i skręciłam. Runął na ziemię, a ja jak najszybciej odsunęłam się od niego i wstałam, podczas gdy on również starał się podnieść. Jego policzek był zakrwawiony, a ruchy szybkie poprzez emocje, ale łatwiejsze do przewidzenia. Ominęłam jedno uderzenie, drugie zablokowałam i uderzyłam go klamrą w bok. Wrzasnął z bólu i chwycił mnie za włosy.

Przez chwilę moja wizja była rozmyta, a następnie zostałam przyduszona do łóżka; trzymał mnie jedną ręką, a drugą wyrwał pasek z mojego stalowego uścisku. Uderzył mnie; w skroń, przez co poczułam się nagle słabiej.

Wstawaj. Walcz, Nino, walcz. Dasz radę.


    Usłyszałam obrzydzające pęknięcie i nie miałam pojęcia, jakie jest jego źródło, dopóki nie poczułam bólu promieniującego z ręki. Kolejne pstryknięcie i tym razem ból dochodził z mojego małego palca. Kolejny. I kolejny. Łamał każdy mój palec i za każdym razem krzyczałam. Starałam się go kopać, moja wolna ręka znalazła się na jego plecach – wbiłam paznokcie w jego skórę i zjechałam na dół, aż poczułam krew.

– Mówiłem ci. Każda kość w twoim ciele – syknął. W jego ustach była krew – Krzycz ile chcesz, nikt ciebie nie usłyszy.

Starałam się myśleć o czymś innym, próbowałam zablokować ból, ignorować swój własny krzyk.

Torba była na podłodze po drugiej stronie łóżka; zbyt daleko, abym mogła wyjąć z niej scyzoryk. Potrzebowałam czegoś, co mogłabym użyć; cokolwiek co mogłoby posłużyć jako…

    Moje palce musnęły o kawałki szkła na podłodze. Szkło. Gdy wyciągnął mnie z szafy, kawałki szkła z moich włosów i szafy rozsypały się po pokoju. Subtelnie wyciągnęłam rękę i zaczęłam przesuwać palcami odłamek bliżej siebie oraz starałam się utrzymać przytomność. Brzegi mojej wizji zaczęły się ściemniać. Zrób tę ostatnią rzecz.
    Nareszcie szkło znalazło się w mojej dłoni. Słyszałam swój własny krzyk wywołany demonstracjami ojczyma, lecz był on odległy; niczym krzyk kogoś z innego pokoju. Prawie całą uwagę skupiłam na swoim celu.

Jednak ból był ostry i nie miał zamiaru zaniknąć, w szczgólności, gdy mnie spoliczkował.
– Bądź przytomna! – syknał – Chcę abyś czuła każdy szczegół!
Gdzieś w międzyczasie zamknęłam oczy i musiałam włożyć wiele wysiłku, by móc otworzyć je ponownie.
– Moja matka byłaby tak tobą zawiedziona – wyszeptałam – Zawiodłeś ją i już nigdy jej nie zobaczysz. Niebo nie jest miejscem dla tak opętanych dusz, jak twoja – splunęłam mu w twarz, ale zamiast śliny, była to krew – Idź do piekła.

    Wbiłam szkło w jego skórę pomiędzy łopatkami i przeciągnęłam aż do biodra, a następnie pozwoliłam odłamkowi upaść na podłogę z dźwiękiem, którego nawet nie usłyszałam poprzez jego wrzask. Na mojej twarzy zajaśniał znikomy uśmiech. 12 lat tortur i gdy miało to największe znaczenie, zawalczyła przeciw swojemu oprawcy, który wprowadzał ją w błąd przez całe życie. Podobał mi się taki finałowy rozdział mojego życia.

W nieskończonym bólu i z niewyraźnym obrazem Fabiana w mojej głowie, świat wymsknął mi się z rąk.
Ale końcem końców, nie był to najgorszy sposób na odejście z tego świata.
Chociaż egoistycznie chciałam spędzić na nim jeszcze trochę więcej czasu.


Fabian’s POV

Ten dom wyglądał zbyt normalnie.

    Taka była moja pierwsza myśl. W zasadzie był piękny; trzypiętrowy, prawdopodobnie z piwnicą. Dobrze zadbany trawnik. Przed drzwiami leżała wycieraczka z powitaniem. Wszystkie okna były zasłonięte i gdyby nie samochód stojący na podjeździe, można by pomyśleć, że jest pusty. On tutaj jest.

To jest dom Niny.

Nie, to nie jest jej dom i nie był nim przez ostatnie miesiące. Jej domem jest teraz Akademia, gdzie ma rodzinę, która się o nią troszczy i chłopaka – prawie chłopaka, który ją ko....


Nie. To nie czas na myślenie o tych sprawach.

– Przypomnij mi, po co wziąłeś ze sobą gitarę? – zapytał sceptycznie Mark, po raz piąty – Co masz zamiar zrobić? Zaśpiewać go na śmierć?
Zapukałem drzwi i poprawiłem pasek, dzięki któremu miałem gitarę na plecach.
– Mówię po raz ostatni; to jest plan zastępczy. Zaufaj mi.
    Czekaliśmy kilka sekund, a gdy nikt nie otworzył drzwi, użyłem dzwonka. Nawet na zewnątrz było słychać ten dzwonek, więc nie miał żadnej wymówki, aby nie otworzyć drzwi.
Gdy chciałem zadzwonić drugi raz, w zamku został przekręcony klucz i drzwi zostały lekko uchylone. Widziałem tylko połowę twarzy pana Martin.
– Panie Rutter, myślałem, że jesteś w samym środku burzy śnieżnej?
– Byłem, proszę pana – samo zwrócenie się do niego w tak grzeczny sposób pozostawiło w moich ustach gorzki smak. Miałem na niego znacznie lepsze określenia – Zamieć zajęła jednak drugie miejsce w porównaniu z Niną. Czy mogę z nią porozmawiać?
– Jaka szkoda, że nie zadzoniłeś, zanim wsiadłeś do samolotu. Nina jest w Akademii, tak jak wcześniej ustaliliśmy. Proszę, następnym razem upewnij się. Życzę miłego dnia panie Rutter.
Zaczął zamykać drzwi, ale w szparę wsunąłem swój but, uniemożliwiając mu to. Zmarszczył brwi.
– Wypraszam sobie…
Nie pozwoliłem mu dalej mówić.
– To ja sobie wypraszam – otworzłem szerzej drzwi; on cofnął się, potykając się lekko, ale szybko się wyprostował. Wiedziałem już, dlaczego próbował ukryć swoją twarz. Część, którą wcześniej zasłaniał była w kiepskim stanie, a na brodzie już formował się siniak. Jeśli on jest zraniony, to Nina też. Nina jest tutaj priorytetem.
– Chłopacy, zajmijcie się nim – pobiegłem wzdłuż korytarza, próbując znaleźć jej pokój. To nie możliwe, aby pobił się z kimś innym. Nina stanęła w swojej obronie i skoro on jest w takim stanie, nie chcę nawet myśleć, co on jej zrobił…
– Nino? Słyszysz mnie? – krzyknąłem

Pan Martin starał się iść za mną, lecz spowalniały go jego rany, oraz Mark i Haru, którzy starali się go powstrzymać
– Co ty sobie wyobrażasz? Mówiłem ci, nie ma jej tutaj!
Otworzyłem jedne drzwi, a potem kolejne. Łazienka, pokój gościnny, kolejny pokój gościnny, pralnia
– Nina! Nino, odezwij się!

Z każdym moim krokiem, jej ojczym zdawał się być w coraz to większej panice, więc miałem nadzieję, że zmierzam w dobrym kierunku. Zostały już tylko jedne drzwi na samym końcu korytarza, które różniły się od pozostałych.
– Fabianie Rutter, zatrzymaj się w tej chwili! – wrzasnął, ale było za późno; już zdążyłem nacisnąć na klamkę.

I pewna część mnie marzyła, abym tego nie robił.

Przez kilka następnych lat będę pamiętał smród, jaki panował w tym pokoju. Miałem ochotę wymiotować i gdyby nie to, co ujrzałem, odwróciłbym się.
– Jasna cholera.

    Nina leżała nieprzytomna na łóżku. Jej bluzka była podarta w kilku miejscach, odkrywając więcej jej ciała, niż kiedykolwiek widziałem. Nie miała na sobie spodni. Jej lewa ręka była ułożona w bardzo nienaturalny sposób, a twarz była pełna siniaków. Krew była pod nią, na jej klatce piersiowej, na brzuchu oraz włosy były nią nasączone. Nie byłem w stanie oddzielić od siebie ran i musiałem zamrugać kilka razy, by mieć pewność, że to, co widzę jest prawdziwe.

Na swoim ramieniu poczułem ciężar dłoni. Wyrwałem się z uścisku i intuicyjnie odpiąłem pasek od gitary
– Wynoś się stąd, radzę sobie dobrze! Nic jej nie będzie, Rutter. Zanim tutaj wtargnąłeś, opatrywałem ją.
– Ty chory draniu! Nigdzie stąd nie idę!
Gdy miał zamiar się na mnie rzucić, trzymając w dłoni mój własny scyzoryk, który dałem Ninie, wziąłem zamach tak silny, jak nigdy wcześniej.

Gitara uderzyła go idealnie w bok, przez co cofnął się o kilka kroków. Kolejne uderzenie i znalazł się na podłodze w korytarzu. Na instrumencie pojawiły się duże pęknięcia, lecz wziąłem jeszcze jeden zamach. I kolejny. Uderzyłem go w klatkę piersiową tak mocno, że większa część gitary roztrzaskała się na kawałki, a ja napajałem się satysfakcją, słysząc jego wrzask.

    Mark i Haru, którzy jeszcze nie zdążyli wejść do pokoju Niny, gapili się na mnie z niedowierzaniem. Doprowadziłem go niemal do utraty przytomności w około 15 sekund.
– To była jedyna przydatna broń, jaką mogłem wziąć ze sobą na pokład samolotu. Jeszcze jakieś pytania?

Moje dłonie drżały. Haru chwycił mnie mocno za ramię
– Fabian, zostaw go. Nina jest ważniejsza. Damy sobie z nim radę

To wcale mnie nie uspokoiło, tylko wprowadziło w większą panikę. Spędziłem około minuty ratując nasze życia, zamiast jej. Szybko wbiegłem do jej pokoju i słyszałam, jak chłopacy zaparli dech w piersiach, gdy zobaczyli ją pierwszy raz.

– Nino? – wszedłem na łóżko i skrzywiłem się, gdy krew zaczęła wsiąkać w materiał moich spodni – Nino, powiedz coś skarbie.
    Sprawdziłem jej puls i miałem ochotę się rozpłakać, gdy poczułem tak bardzo znikomy i słaby puls. Jej klatka piersiowa podnosiła się bardzo lekko i powoli; każdy oddech był nierówny.
– Rutter, masz stąd wyjść – zawołał ojczym, wciąż leżąc na podłodze w korytarzu – Nic jej nie będzie. Miała już na sobie gorsze rany.
Parsknąłem.
– Zanim tutaj dotarłem, zadzwoniłem na numer alarmowy. Domyślałem się, że co najmniej masz ją pobite. Będą tutaj już wkrótce – nie widziałem jego twarzy, ale wiedziałem jak ona wyglądała.
– Nie zrobiłeś tego.
– Tak. Zrobiłem.

Sekundę później, słyszałem, jak wstawał, lecz równie szybko Mark i Haru się nim zajęli.
– Zamknijcie go w szafie – zadrwiłem i wskazałem ruchem głowy na mebel stojący w pokoju, bo nie mogłem zrobić nic więcej. Zdjąłem swoją koszulkę i podarłem na kilka kawałków, którymi starałem się zacisnąć największe rany. Usłyszałem otwarcie drzwi, uderzenie, wrzaśnięcie i zamknięcie drzwi.
– Mark, znajdź jakieś ręczniki. Haru, zadzwoń i sprawdź, czy nie mogą pośpieszyć się z ambulansem.
Oboje wyszli i ponownie zostałem z nią sam.
– Nino – odezwałem się – Nino! – przesunąłem ją lekko, tak, by leżała w moich ramionach. Ból musiał ją trochę obudzić, ponieważ zajęczała – Nino, obudź się, proszę. Musisz się obudzić!
    Otworzyła oczy, lecz były one zamglone i z pewnością nie była w stanie skupić swojego wzroku na mnie. Zdawało mi się, że słyszałem w oddali odgłos syren, ale być może tylko to sobie wyobraziłem. Mark podał mi kilka ręczników i wyszedł, mówiąc coś, czego nawet nie usłyszałem.
– Musisz żyć, dobrze? Zaraz zabiorą cię do szpitala i zajmą się tobą. Będziesz mogła wrócić do szkoły ze mną. Nie będziesz musiała już wracać do ojczyma, nigdy – mówiłem bez ładu – Obiecuję. Po prostu oddychaj. Słyszysz, Nino? Oddychaj – przez panikę plątał mi się język. Odgłos syren stał się głośniejszy i miałem nadzieję, że nie były one wymysłem mojej wyobraźni.

Nina zamknęłam oczy.

– NINO! –  Z trudem podniosła powieki. Jej oczy były przepełnione łzami, ale wciąż nie było w nich żadnego błysku, który wskazałby na to, że jest świadoma swojego otoczenia – Nie zamykaj oczu, proszę. Dla mnie. Jestem Fabian, pamiętasz? Jestem twoim najlepszym przyjacielem. Byłem przy tobie podczas każdego kroku w nowe życie i przepraszam, że tym razem mnie zabrakło.

Po jej policzkach popłynęły łzy, a wzrok przebłysną odrobiną świadomości
– Fabian…
Chwyciłem ją za rękę
– Kocham cię. Kocham cię i nie pozwolę już, abyś została ode mnie zabrana. Przepraszam, że nigdy ci tego nie powiedziałem. Próbowałem, ale zawsze miałem złe wyczucie czasu – usłyszałem jak frontowe drzwi otworzyły się z trzaskiem – Kocham cię, Nino.
Jej spojrzenie znów było zamglone.
– Próbowałam… – wyszeptała – Wszystko umiera. Wszystko się kończy.

Zanim zdążyłem odpowiedzieć, w pokoju znalazł się tłum ludzi. Pomimo całkowitego rozkojarzenia, rozpoznałem ich jako policję.
– Proszę, musicie jej pomóc. Ona umiera!

Ona umiera.

Jeden z policjantów przyłożył do ust krótkofalówkę
– Potrzebujemy nosze jak najszybciej. Mamy tutaj dziewczynę w krytycznym stanie.

Nie, nie zdążą tutaj z noszami na czas.
I z tą myślą, mentalnie przeprosiłem Ninę i wstałem, Jej złamana ręka bezwładnie zwisała.

Nawet nie jęknęła z bólu.
I nie oddychała.

Gdy dotarłem przed dom, dopiero co wyciągali nosze z ambulansu. Potrząsnąłem głową i wskazałem, by wsadzili je ponownie do pojazdu.

– Fabian! – zawołał Mark – Jedziesz z nią?

Przytaknąłem i starałem się szybko pomyśleć nad tym, co powiedzieć, podczas gdy ratownicy usztywniali ją na noszach.
– Zostańcie i powiedzcie policji, co tutaj się stało. Tylko tutaj. Do ujawnienia całej reszty potrzebujemy prawnika.

Mark skinął głową i gdy drzwi do ambulansu były już zamykane, widziałem jak Haru wziął go w swoje ramiona i przytulił. Sekundę później pojazd ruszył i straciłem ich z oczu.

    Ze zmęczonym spojrzeniem obserwowałem, jak ratownicy próbowali zabezpieczyć jej wciąż krwawiące rany i utrzymać ją przy życiu. To, co pozostało z jej ubrań zniknęło, lecz ledwo zwróciłem na to uwagę. Jej oddech wrócił, lecz potem znów zanikł. Gdy zaparkowali i wyciągnęli nosze z ambulansu, automatycznie za nimi podążyłem. Za Niną. Nawet nie czułem własnych nóg. Za nami ciągnęły się ślady krwi i nie wiedziałem, czy to ja zraniłem się w jakiś sposób, czy to Nina wciąż traci tyle krwi.

Wciąż nie oddychała. I serce przestało bić.

Nie byłem świadomy chaosu, jaki panował wokół, a jedyne co usłyszałem to słowa pielęgniarki, gdy chciałem wbiec na oddział intensywnej terapii.
– Przepraszam młodzieńcze, ale nie możesz tam wejść – jej głos był pełen współczucia, lecz mnie to nie obchodziło. Muszę być przy niej.
– Proszę…pani nie rozumie. Ja. Ona… Kocham ją. Ona mnie… potrzebuje – nie byłem w stanie zaczerpnąć porządnego oddechu i wszystko przed moimi oczami zaczęło się rozmazywać – P-proszę, muszę…
Westchnęła
– Naprawdę przepraszam, ale nie mo… oh! – straciłem kontrolę nad swoim ciałem i ugięły się pode mną kolana, przez co runąłem na ziemię. Powinienem widzieć buty pielęgniarki czy szpitalną posadzkę.

A jedyne co widziałem to Nina, która leżała w kałuży własnej krwi na swoim łóżku i pewnie myślała o tym, jak umiera w samotności.

I z taką wizją przed oczami, nieprzytomność wzięła nade mną górę i zapanowała ciemność.

---------------
* Jeśli ktoś nie pamięta, powiedział to Mark, gdy Nina odwiedziła go w szpitalu.

********
Przepraszam za jeden dzień opóźnienia!
Co tutaj dużo mówić... wolałabym usłyszeć Wasze własne przemyślenia.

Ten rozdział tłumaczyło mi się zaskakująco dobrze pomimo pewnych obaw, lecz mam bardzo ważną informację - kolejny rozdział... mam przetłumaczone dosłownie 65 słów. Nie jestem pewna, czy się wyrobię. Prawdopodobnie nie, lecz spróbuję, aby opóźnienie nie było większe niż tydzień.

A więc, następny rozdział, mam nadzieję, że najpóźniej pojawi się 24.03

A w nim: nie mogę nic zdradzić, wybaczcie.

Życzę wszystkim wspaniałego popołudnia!
~ Klaudia x