Nina's POV
Wszystko stało się niewyraźne.
Wokół nas roili się ludzie. Niektórych znałam, niektórych nie. Ale ledwo zwracałam na nich uwagę, byłam zbyt skupiona an tym, by w jakiś sposób utrzymywać Fabiana przytomnego.- Proszę, musicie mu pomóc! - ktoś zaskrzeczał. Słowa były pogmatwane i wymówione z nienaturalnymi przerwami, jakby mówca ledwo wiedział, jak się mówi - O Boże nie, nie. Fabian. Fabian, otwórz oczy! Fabian!
W tamtym momencie ktoś odezwał się do mnie, abym zachowała spokój. Wtedy zdałam sobie sprawę, że był to mój głos.
Oh
Mówiłam. I nie mam pewności, kiedy to się zaczęło - nie tylko to, co miałam przed oczyma było zamazane, ale myśli i pamięć - ale teraz też nie mogłam przestać.
Gdy ktoś zaczął odciągać mnie od niego, zaczęłam się szamotać i kopać aż zostałam puszczona. Nie obchodziło mnie to, czy będę za to bita. Nie zależało mi na tym, czy będę odesłana do Ameryki. Jedyne na czym mi zależało, to życie Fabiana, który leżał nieświadomy wszystkiego, co się wokół działo.
Na trawie była krew. Krew była też na mnie. Na moich spodniach z ziemi i na bluzce, przez to, jak schyliłam się, by sprawdzić jego oddech. Na moich dłoniach po tym, jak przesunęłam go z dala od rozbitego instrumentu. O Boże, jego gitara, jego cenna gitara jest połamana, tak bardzo zasłużyłabym na biczowanie przez niego za to..-
Znaczy się - jeśli będzie żyć
- Odciągniemy ją od niego w ambulansie i ustabilizujemy ją również. Teraz musimy jechać! - krzyknął nieznany głos.
Fabian został podniesiony na noszach. Podążałam za nim, moja zakrwawiona dłoń, mocno trzymająca jego. Czułam okropny ból w kostce, ale z każdą kolejną sekundą zanikał. Łzy spływały po policzkach i nadal kontynuowałam majaczenie o tym, że z Fabianem wszystko musi być dobrze i jak to jest moja wina oraz, że nie może umrzeć, nie może, nie może...
Krótko przed tym, jak zamknęły się drzwi, zauważyłam wszystkich z Anubisa w oddali. Amber płakała, Joy cała się trzęsła trzymana w ramionach przez Patrycię, która z ledwością powstrzymywała łzy. Za nimi, Mara również nie mogła powstrzymać łez, a Jerome starał się ją uspokoić. I Mick, o Boże, Mick, upadł na kolana i wspomniane wcześniej osoby próbowały namówić go, aby wstał.
Przepraszam. Przepraszam.
Drzwi zostały zamknięte i pozostało mi tylko przyglądać się chaosowi panującemu w ambulansie.
X
Jakiś cudem, pielęgniarki, które mnie powstrzymywały, zdołały mnie zrozumieć.
- Przepraszam, ale nie możesz tam wejść - jedna z nich, odpowiedziała spokojnie, jakbyśmy prowadziły normalną rozmowę, a ja nie byłam pokryta czyjąś krwią - To jest tylko dla pacjentów ostrego dyżuru. I musimy opatrzyć twoją kostkę.
Już nawet nie czułam bólu w kostce, ale jestem pewna, że to było wmawiane tylko przez szok. Tak czy inaczej, chodziłam, co pewnie nie jest najlepszą decyzją.
Nie obchodziło mnie to.
Mimo mojego protestu, zostałam zaprowadzona do oddzielnej sali. Ktoś dotykał moje dłonie, przedramię, stopę i pielęgniarki mówiły coś o tym, że był to taki spokojny dzień, albo, że muszę poczekać, czy mogłabym przebrać się w te czyste ubrania i...-
Chwila.
- Proszę pani, pańskie ubrania są przesiąknięte krwią. Muszę się upewnić, czy nie jest to twoja. Możesz zdjąć bluzkę i spodnie, abym mogła sprawdzić, czy nie ma żadnych ran? Wtedy przyniosę ci czystą, szpitalną odzież - powiedziała, rozwiązując mi but.
O Boże.
Chciałam otworzyć usta, by powiedzieć, że nie, ale moje struny głosowe, całkowicie się zrypały. W tylnej kieszeni miałam notes. Krew pobrudziła kilka stron, ale było też kilka czystych, więc nabazgrałam kilka słów, próbując powstrzymać dłoń od trzęsienia się.
To nie jest moja krew, tylko stało mi się coś z kostką. Nie chcę przebierać się w te ubrania.Zdawała się być nieco zaskoczona moją zmianą; z mówienia na pisanie, ale nie skomentowała.- Obie jesteśmy tu kobietami - powiedziała, uśmiechając się delikatnie - Nie masz powodu, by się krępować.
Nie. to tylko moja kostka. Przysięgam.- Ja... w porządku. Opatrzę twoją kostkę, ale w międzyczasie, będę musiała wypełnić dokumenty, w porządku? Podstawowe informacje o tobie i twoim koledze - Położyła na biurko 2 teczki wraz z kilkoma chusteczkami, abym mogła wytrzeć ręce.
Wtedy zaczęła opatrywać moją kostkę.
Nie wiedziałam, dlaczego jeszcze nie straciłam kontaktu z rzeczywistością, ani nie miałam ataku paniki. Była to obca osoba, w obym miejscu, dotykająca moją skórę. Odezwałam się. Nieskutecznie próbowałam nie martwić się o chłopaka, który leżał gdzieś w tym szpitalu. Mimo to, zachowywałam spokój.
Szok. To jest szok. Powtarzałam sobie i brzmiało to prawdziwie. Tylko zaczekaj, aż to minie. Będzie to jak karnawał ataków paniki.
Za każdym razem, gdy pielęgniarka mnie dotykała, docierało to do mnie po kilku sekundach, Wszystko było opóźnione.
Szok, zdecydowanie.
Zdołałam wypełnić swoje dokumenty i trochę Fabiana. Nie znałam numeru telefonu jego rodziców, ale znałam do Akademii, więc mogą zadzwonić tam, aby przekazać informację.
Rodzice Fabiana.
Co sobie o mnie pomyślą? Co ze mną zrobią?
Poczułam jeszcze mocniejszy ścisk w brzuchu
Pielęgniarka zadawała pytania co boli i czy to jest w porządku i czy czuję to. W końcu skończyła i uśmiechnęła się.
- Z twoją kostką będzie wszystko dobrze. Nie jest tak źle, jak się wydawało, ale skręciła się na tyle źle, że naciągnęła ścięgno, co spowodowało więcej bólu. Chciałabym, abyś nie przemęczała tej nogi, ale nic więcej nie jest potrzebne
Chwyciła obie teczki i powędrowała do wyjścia
- Możesz odpocząć tutaj, z dala od całego zamieszania. Jeśli będziesz gotowa, możesz usiąść w poczekalni aż ktoś poinformuje cię o stanie pana Rutter'a
Wyszła i zostałam sama.
Przez chwilę, gapiłam się tylko na ścianę przede mną. Potem, ból w mojej kostce powrócił. Wszystko powoli zaczęło nabierać życia, dźwięki stawały się głośniejsze. Szok minął.
Wszystko uderzyło mnie na raz prosto w twarz.
Nawet nie czekałam 45 sekund na atak paniki.
X
W poczekalni, siedziało co najmniej 30 osób. Jedni płakali, drudzy spali inni też dziwnie się na mnie patrzeli, widząc na bluzce krew Fabiana i pewnie zastanawiając się, czy nie jest to moja. Pielęgniarki posyłały mi współczujące spojrzenia, widząc łzy w oczach. Zapach.
O Boże, ten szpitalny zapach.
Siedziałam tu, w rogu, z bluzką wciąż brudną od krwi mojego... nawet nie wiem jak go teraz nazwać. Przyjaciela? Byłego przyjaciela? Crusha? Chłopaka, którego zabiłam?
Skrzywiłam się na to ostatnie. Wszystko, tylko nie to, proszę, proszę...
Chodzi o to, że siedzę w tym dusznym pomieszczeniu, po tym, jak powiedziano mi, że z moją kostką wszystko dobrze, a nadal nie wiedziałam, czy Fabian jest martwy czy żywy, ma operację czy bandażowane ramie, czy ogólnie czy co do cholery dzieje się za tymi drzwiami
Boże, nienawidzę szpitali.
- Panna Martin? - zawołała jedna z pielęgniarek. Obróciłam głowę w jej kierunku, mając nadzieję, że w końcu czegoś się dowiem. Minęły 4 godziny od mojego ataku paniki i nic. Pielęgniarka posłała mi kolejne łagodne spojrzenie i miałam ochotę zwymiotować
- Rodzice pana Rutter'a będą tu za kilka minut. Będą chcieli z tobą porozmawiać, jeśli to nie problem. Mam również ci przekazać, że jego przyjaciele z waszej szkoły, będą mogli odwiedzić go dopiero jutro
Osunęłam się na krześle i przytaknęłam. Poczułam ukłucie strachu na samą myśl o rozmowie z tatą Fabiana - miał pełne prawo, by mnie uderzyć.
Nadal.
Brak informacji.
- Oh, i możesz iść zobaczyć pana Rutter'a - natychmiast wstałam na równe nogi - Jest w śpiączce i będzie tak jeszcze przez pewien czas, ale ty i jego rodzice, możecie być przy nim w sali. Idź wzdłuż korytarza, skręć w prawo, drugie drzwi po lewej. Pokój 318.
Byłam w połowie drogi, zanim zamknęły się za mną drzwi poczekalni.
Zatrzymałam się przed drzwiami i wzięłam głęboki oddech. Nie mogę dostać ataku paniki, ani się całkowicie załamać. To ostatnia rzecz, jaką teraz potrzebuję. Muszę zachować spokój. Potrafię zachować spokój.
Otworzyłam drzwi. Weszłam.
Ręka Fabiana była w gipsie. Na klatce piersiowej był ciasno owinięty bandażem - by okryć rany na plecach. Na głowie też miał bandaż. Pod oczami widniały ciemne worki a wyraz jego twarzy był niespokojny, nawet jeśli był nieprzytomny.
Ja to zrobiłam
Siadając na krzesło obok łóżka, przyjrzałam mu się bliżej, ale nawet nie odważyłam się, by dotknąć chociaż jego dłoń. Nie miałam takiego prawa. Nie powinnam go dotykać już więcej. Skrzywdzę go.
Po tak długim czasie obawy przed nim, że mnie skrzywdzi, zostawi na mnie blizny czy zabije mnie, ja zrobiłam to pierwsze, drugie i prawie to trzecie.
Ironia nie przegrała ze mną
Jakie były szanse, że to ja skrzywdzę go jako pierwsza? Nasze pierwsze spotkanie, gdzie oboje wylądowaliśmy na ziemi przed domem Anubisa, zdecydowanie się nie liczyło, mimo, że było to z mojej winy. Po tak długim czasie obawiania się jego złości, tego, że jeszcze mnie za to nie ukarał, to ja jako pierwsza go skrzywdziłam. Prawie zabiłam.
Nadal nie mogę pozbyć się z myśli widoku Fabiana, spadającego z drzewa, lub dźwięku, gdy uderzył w gałąź a potem w ziemię.
I zdecydowanie starałam się nie myśleć o moim głosie, gdy tylko błagałam, aby żył.
Fakt, że się odezwałam jeszcze do mnie nie dotarł. To jest nowa zdolność, którą ukrywałam przez prawie 13 lat i nie znalazła jeszcze swojego miejsca w moim ciele. Błąkała się bez celu, zastanawiając się, jak często będzie używana, kiedy zostanie użyta ponownie i gdzie ma się podziać, bo nadal jest zaskoczona tym, że w ogóle istnieje.
Odezwałam się.
Wypowiedziałam imię Fabiana.
To jest rzecz, której nigdy nie przypuszczałam.
Nie wiem, czy jeszcze kiedyś się odezwę. Jest powód, dla którego nie mówiłam przez te całe lata i nadal o nim pamiętam. Również nie chcę przyciągnąć uwagi, będąc niemą dziewczyną, która zaczęła mówić. Ale mówienie... to było dobre uczucie. Dziwne, ale dobre. Jak uwolnienie, na które czekałam.
Jednak samo otworzenie ust, było dziwacznym uczuciem. Wszystkie pomruki czy jęki wydostawały się z mojego gardła, przez zamknięte usta.
Jezu, to jest skomplikowane.
- Nina? - usłyszałam łagodny głos w drzwiach. Z zaskoczenia prawie spadłam z krzesła. Szybko wstałam. Znałam ten głos, nawet jeśli długo go nie słyszałam. I gdy zwróciłam się w kierunku drzwi, moje przypuszczenia zostały potwierdzone.
W drzwiach stali rodzice Fabiana, patrząc na swojego syna z ogromnym bólem w oczach.
Odsunęłam się od krzesła; nie chciałam stać im na drodze. Chciałam wydusić z siebie jakieś słowa, przeprosić, powiedzieć, że był to wypadek i nie chciałam, Przepraszam, przepraszam, przepraszam ale-
Nie było żadnego dźwięku.
Moje struny nie tylko były wycieńczone przez to, że krzyczałam, po tak długim czasie nie używania ich, ale zdaje mi się, że wróciła moja mentalna blokada. Nie wiedziałam jeszcze czy to dobrze, czy źle.
Na szczęście, pani Rutter chyba zrozumiała co chciałam przekazać i uśmiechnęła się delikatnie
- Wiem, że to nie była twoja wina, skarbie. Wszystko w porządku.
Chwila, nie. Zdecydowanie tego nie zrozumiała. To nie było to, co miałam na myśli.
Jak może sądzić, że to nie była moja wina?
Ale teraz byli zatroskani Fabianem - zrozumiałe w takiej okoliczności. Jego mama zrobiła to, do czego ja nie mogłam się przemóc - wzięła go za rękę. Ledwo powstrzymywała się od płaczu. Pan Rutter odsunął kilka kosmyków włosów z twarzy swojego syna i zwrócił swój wzrok ku mojej osobie.
Widziałam, jak wbił wzrok w moją zakrwawioną bluzkę i nieco pobladł na twarzy, ale równocześnie, jego spojrzenie złagodniało.
- Powiedzieli ci cokolwiek o jego stanie?
Poczułam złość. Nie, nie powiedzieli. Wiem, że byli zajęci, no ale poważnie?
- Jego stan nie jest aż taki zły, jaki mógłby być - oznajmił, znów skupiając się na Fabianie - Ma złamaną rękę. Ma ranę na głowie i lekki wstrząs mózgu, ale co do tego, będzie miał jeszcze kilka badań, by upewnić się, że niczego nie przeoczyli. Ma kilka głębokich ran na plecach od gitary i będzie miał przez pewien czas silne bóle pleców, ale... to cud, że nie złamał kręgosłupa. Jest 20 łatwych sposobów, przez które mógłby umrzeć w takiej sytuacji. Zdaje się, że gitara, która narobiła dużo złego, także asekurowała jego upadek. Jeśli by jej nie miał, prawdopodobnie już by nie oddychał - potrząsnął głową - Będą utrzymywać go w śpiączce jeszcze przez jakieś pół godziny. Muszą mieć pewność, że dali jego ciału i mózgowi wystarczająco dużo czasu na odpoczynek. W potrzebie, znów mogą wprowadzić go w śpiączkę.
Zaczęłam oddychać nieco lżej.
- Nasz chłopiec jest wojownikiem, zawsze był - wyszeptała pani Rutter - Upadek z drzewa nie mógł go zniszczyć, jest na to zbyt uparty - spojrzała na mnie - Powiedzieli mi, że musieli cię od niego odciągać, bo nie chciałaś go opuścić. Znalazł w tobie prawdziwą przyjaciółkę Nino, muszę ci za to podziękować.
Haha. Zabawne.
Dobrzy przyjaciele nie robią tego, co ja właśnie zrobiłam. Dobrzy przyjaciele, nie sprawiają, że ludzie spadają z drzewa.
Jeśli zostałabym tam i porozmawialibyśmy o tym, a nie uciekała jak zawsze...
Przypomniało mi się, co powiedział pan Rutter
Pół godziny
Muszę iść. Nie mogę tu być, gdy się obudzi i to z kilku powodów. Pierwszy - to powinien być czas dla jego rodziców, nie powinnam przeszkadzać. Drugi - będzie zły na mnie o to co się stało i chcę unikać jego złości najdłużej jak jest to możliwe. Trzeci - jak się obudzi, zacznie zadawać pytania, na które nie chcę odpowiadać. Co powiedział, zanim zaczęłam uciekać i tak dalej
Czas stąd wyjść
Wstałam i napisałam dla jego rodziców notatkę, tłumacząc, że nie chcę być tu jak się obudzi, więc już idę. Oboje zaczęli protestować, mówiąc, że Fabian chciałby, abym przy nim była, ale tylko potrząsnęłam głową zaczęłam zmierzać w kierunku wyjścia.
I zatrzymałam się w połowie drogi.
Cofnęłam się i podeszłam do łóżka Fabiana. Wyciągnęłam dłoń by go dotknąć i spojrzałam na jego rodziców pytająco. Skinęli.
Położyłam swoją dłoń na jego policzku i schyliłam się, by wyszeptać jedno słowo. Tak cicho, na ile moje zniszczone struny głosowe pozwalały, tak cicho, że sama ledwo słyszałam
- Przepraszam - odetchnęłam.
I wyszłam.
X
Droga taksówką ze szpitala do Akademii była zdecydowanie zbyt krótka. Zbyt szybko stanęłam przed domem Anubisa.
Bez ataku paniki, bez rozłamki. Bez ataku paniki, bez rozłamki była to moja mantra, gdy otwierałam drzwi.
Wszyscy czekali na mnie w środku.
Niektórych twarze nadal były czerwone od płaczu, to oczywiste. Amber nadal płakała i tylko zaczęła mocniej, gdy zobaczyła zaschniętą krew na mojej bluzce. Podeszła i zaczęła wyciągać ręce - oferując uścisk - ale szybko je opuściła, gdy przypomniała sobie, komu oferuje ten uścisk.
- Wszystko z tobą dobrze? - zapytała słabym głosem. Przytaknęłam - Co z nim?
Mara trzymała już w ręce brudnopis - wyrzuciłam swój w szpitalu - i szybko mi podała.
Będzie z nim dobrze. Ma złamaną rękę i jest ona w gipsie. Jego plecy są poharatane przez upadek i kawałki gitary, ale powiedzieli, że szybko się zagoją i zostaną małe blizny. Zostanie w szpitalu przez parę dni na rehabilitacji, by upewnić się, że wszystko z jego plecami jest w porządku. I jestem pewna, że już wiecie, ale będziecie mogli go jutro odwiedzić.Mara przeczytała wszystkim wiadomość. Ulga opanowała ich zestresowany wyraz twarzy, ale nadal było widoczne zmartwienie. Amber zmarszczyła brwi.
- Tylko my? Ty nie idziesz?
Nie. Nie chciałby mnie tam. I powinnam dać odpocząć swojej nodze, więc nie mogę zbyt dużo chodzić.Ostatnia część, była trochę kłamstwem - miałam uważać na tą nogę, ale nie miałam leżeć przykuta do łóżka - ale nie miałam zamiaru im tego mówić. Zdawało by się, że to zaakceptowali, tylko Amber nadal coś się nie podobało.
- Jeśli mogę zapytać... - zaczęła niepewnie Joy - Co się stało? Jak on spadł? Też wspinałam się z nim kiedyś i jest on w tym na prawdę dobry. Jestem zszokowana, że spadł - Kilka osób skinęło na jej słowa.
Przegryzłam wargę. Mogą się na mnie zezłościć. Nie chciałam, aby byli na mnie źli. Wszystko szło tak dobrze... ale zasługują na odpowiedź.
Powiedział coś, co mnie w pewien sposób przestraszyło i zaczęłam schodzić z drzewa. Zaczął schodzić za mną, ale w pośpiechu, chwycił gałąź, która okazała się być zbyt cienka. Złamała się, spadł. Złamał rękę, gdy uderzył w inną gałąź, a reszta stała się, gdy spadł na ziemię. To moja wina, przepraszam.- To nie twoja wina - zaczęła zapewniać mnie Amber, ale potrząsnęłam głową. Grupa rozeszła się, wszyscy poszli do salonu, dyskutować o Fabianie.
Gitara jest jeszcze do uratowania?Westchnęła
- Nie. Jest cała połamana. Wzięłam stamtąd jego kostkę, reszta została wyrzucona. Wielka szkoda. Zbierał na nią długo i kupił z własnych pieniędzy, gdy miał 13 lat. Miał tą gitarę przy sobie, przez prawie 4 lata - Wytrzeszczyła oczy - Nie, nie masz przez to czuć się winna.
Za późno na ten komentarz. Już i tak czułam się winna.
Wiesz, jaki to był model?- Uh.. nie, przykro mi. Dlaczego pytasz?
Bez powodu. Zbierał pieniądze na jakąś inną?Amber zrozumiała moje intencje.
- To miły gest, ale następna gitara, na którą zbierał, kosztuje około 1 000 funtów
Przełknęłam głośno ślinę słysząc cenę.
Jaka to jest gitara?- Nino... - Gdy widziała, że nie mam zamiaru ustąpić, wyszukała ten model w telefonie i pokazała. Tak jak powiedziała, kosztuje dobre tysiąc funtów. Ale nie obchodziło mnie to. On mógł sobie pływać w pieniądzach, miał tego tyle. Nawet jeśli zauważy ubytek, z dumą przyjmę każde uderzenie.
Fabian potrzebuje gitary. Nic nie przywróci lat które przeżył z tą gitarą, ale to jedyne, co mogę zrobić.
Zapisałam na kartce model i zakodowałam w pamięci, by poszukać w pobliskich sklepach muzycznych. Chcę zobaczyć na własne oczy, zanim kupię. Może uda mi się wszystko zorganizować, przed powrotem Fabiana.
I Amber? Nie mów o tym Fabianowi. To ma być niespodzianka.Uśmiechnęła się i przytaknęła.
- Z tym mogę się zgodzić. Chcesz, abym coś mu jutro od ciebie przekazała? - zapytała.
Nie. Wszystko co chcę powiedzieć, powiem mu jak wróciWtedy pośpieszyłam na górę. Bałam się, że spyta mnie o tą sprawę z mówieniem.
Wieczorem spędziłam 2 dobre godziny na przeglądaniu sklepów muzycznych i szukaniu w nich gitary, którą chciał. Na szczęście, model na który odkładał pieniądze, był w sklepie drugim z kolei jeśli chodzi o odległość od Akademii, tylko pół godziny drogi. Amber weszła do pokoju w momencie, w którym zaczęłam rezerwować jedną do odbioru jutro. Wymamrotała pod nosem jesteś nienormalna i położyła się spać.
Mimo, że próbowała to ukryć, wiem, że znów płakała z powodu Fabiana, schowana pod kołdrą. Kusiło mnie, aby podejść do niej i ją pocieszyć, ale co dokładnie miałabym zrobić? Spróbować ją przytulić i przy okazji narobić sobie ataku paniki? A więc siedziałam w ciszy aż w końcu zasnęła.
Po tym, ponownie czytałam swoje ulubione momenty z Harry'ego Potter'a - okazało się to klęską. Nie mogłam się skoncentrować. Spojrzałam na zdjęcie z Halloween, które przesłała mi Joy.
Zaczęłam malować. Z opóźnieniem, zdałam sobie sprawę, że maluję rozbitą, zakrwawioną gitarę Fabiana. Świt przebił się przez nocne niebo. Nie znalazłam w tym pocieszenia.
Sen nigdy nie przyszedł.
***
Szczęśliwego Nowego Roku!!
Jak się macie? Jakie są postanowienia noworoczne? Jak wspominacie 2k15?
No co też ważne - jakie wrażenia po tym rozdziale? Mam nadzieję, że tłumaczenie nie wyszło najgorzej, ale przepraszam za wszelkie błędy.
Nie wiem już co dalej tu pisać, moja wena się gdzieś ulotniła. Muszę wziąć się do roboty z tłumaczeniem i to na poważnie. I tak przy okazji - jakiś czas temu sobie obliczyłam, że jeśli nadal będę publikować co 2 tygodnie, to epilog ujrzy światło dzienne około 8 kwietnia 2017... Wytrwacie do końca? Trochę się o to boję. Oryginał też był publikowany przez 2 lata i nic się nie stało, ale się trochę martwię. Strasznie zależy mi na tym, aby jak najwięcej osób poznało tą historię w pełni, bo jest wyjątkowa. I co tam, będę szczera; mam też swoją korzyść w postaci dowartościowania siebie, bo robię coś, co inni potrafią docenić i to strasznie mnie uszczęśliwia.
Anyway, następny rozdział: 16/01/2016
Ale fajna data. I nie, wcale przecież najpierw nie napisałam 2015 pff
Przypominam o sondzie w prawym menu
I o komentarzach, które nieziemsko mnie cieszą i motywują!
Zakończenie tego rozdziału nie zdradza nic, co będzie w kolejnym i ja.... też Wam nie zdradzę, ha!
Chyba, że uzbiera się 7 komentarzy!
Łączę się w bólu z wszystkimi, którzy w poniedziałek idą do szkoły, musimy to przetrwać...
Kocham Was, Klaudia x
ps
Dziękuję za wyświetlenia!
BOOOŻEEE *wyje* TO BYŁO TAKIE ASDFGH
OdpowiedzUsuń...ej, a ja nawet głupia nie wiem, co to crush.
Ahaa, już ogarniam. Ekhem, no to przechodząc do rozdziału...
"Skrzywdzę go" Ninuś, nie, to nie prawda. Jezu, mam nadzieję, że jednak ona w następnym rozdziale do niego pójdzie. Bo pójdzie, prawda?
Proszę, powiedz, że pójdzie! No proooszęęę!
Ona mówiła. O Boże, ona mówiła! Tak, udało jej się! I zamówiła dla Fabiana gitarę! Jej! To jest wspaniałe. Jest gotowa znieść gniew ojczyma dla niego. To takie kochane ♥
Łączmy się w bólu, ci, którzy w poniedziałek na głupie dwa dni muszą iść do szkoły [*] Och, ta data następnego rozdziału nie jest ładna. Przynajmniej nowy "Teen Wolf" już niedługo, a to duże pocieszenie.
To jak Nina poszła do tego szpitala, tak siedziała, taka kochana, zmartwiona. O jejuniu. kocham Cię za to, że to tłumaczysz i wychodzi ci to tak bosko! A autorkę kocham za pisanie tego. Obie was kocham.
Pozdrowionka i spóźnione życzonka noworoczne przesyłam! Dobrego roku 2016! ♥
Zaciekawiło mnie Twoje opowiadanie ja także zaczęłam pisać na blogu http://disneybajecznyswiat.blogspot.com/2016/01/powitanie-fabua-bohaterowie.html?showComment=1452336060016&m=1#c1301669766250964866
OdpowiedzUsuńmam pytanie kiedy oni będą razem? Prosze daj im szanse
Whoooaa jestem pod takim wrażeniem, że Nina się odezwała, wooow!
OdpowiedzUsuńSmutna ta sytuacja z Fabianem, nie dość, że wylądował w szpitalu to teraz Nina będzie się obwiniać, kurde no :x
W każdym razie nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału, powodzenia w tłumaczeniu :D
~Karolina
Jej! Cudowny rozdział! ��
OdpowiedzUsuńSuper! Cieszę się, że to piszesz! <3
OdpowiedzUsuńŚwietnie! Boże, że to jest super!
OdpowiedzUsuńUzależnienie <3 kocham
OdpowiedzUsuńKocham tego bloga. Omg już nie mogę się doczekać nexta :D
OdpowiedzUsuńNajlepszy <3 Szkoda mi Niny :(
OdpowiedzUsuń