sobota, 4 czerwca 2016

Rozdzial 39

Nina's POV

Sprowadzenie mnie na krzesło zajęło Fabianowi z 10 minut. Miałam ochotę wskoczyć w biały puch - którego warstwa stawała się grubsza z każdą minutą - i leżeć tak aż stopnieje. To jego wzmianka o gorącej czekoladzie w końcu zmusiła mnie, by usiąść.
- Czyli mogę stwierdzić, że podoba ci się niespodzianka? - zapytał, jego głos nieco drżał ze stresu.
Zebrałam w sobie tyle odwagi, by podnieść pytająco brew
- Nie zadawaj głupich pytań - był zdumiony moją odpowiedzią tak samo jak ja i uśmiechnął się zadowolony - Oh, już bądź lepiej cicho - wymamrotałam, ale uśmiechnęłam się.

To tak smakuje w ustach przyjacielskie droczenie się.

- Sam zrobiłem gorącą czekoladę. Wiem, że moją lubisz najbardziej - byłam w stanie wyobrazić sobie go, jak z dumą wali pięścią w popiersie i zaśmiałam się pod nosem - Co? - Potrząsnęłam głową i wzięłam w zmarznięte dłonie kubek, który natychmiast je rozgrzał. Gdy wzięłam łyk, ciepło rozpłynęło się po całym moim ciele i uformowało w brzuchu przyjemne uczucie szczęścia, ale wiedziałam, że czekolada miała mało z tym do czynienia.

W większości, była to zasługa uśmiechu Fabiana.

Gorący napój rozluźnił moje struny głosowe. Gdy minął ból, westchnęłam z ulgą i usiadłam wygodniej na krześle.
- Pierwszy raz widzisz śnieg, prawda? - zapytał - Tak sobie pomyślałem, skoro całe życie mieszkałaś w Kalifornii, ale chcę się upewnić.
- Tak, masz rację. Nigdy wcześniej nie widziałam śniegu. Jest ładniejszy, niż się spodziewałam i... uspokaja - spojrzałam na Fabiana - Ile osób wie o tym?
- Wszyscy - uśmiechnął się niepewnie - To Joy wpadła na pomysł, aby sprawdzić pogodę kilka dni temu i powiedziała mi, co jest zaplanowane na dzisiaj. Znaleźliśmy ten stary stolik na strychu jak i kilka krzeseł i może zabraliśmy bez pozwolenia... Ale Trudy nas przyłapała i zaczęła prawić kazanie - zaśmiał się - Mimo to, pozwoliła nam to zabrać. Jerome i Alfie zgarnęli parasol Bóg wie skąd i wtedy już wszyscy wiedzieli co się szykuje. Amber miała cię przygotować do wyjścia po obudzeniu, ale oczywiście telefon od twojego ojczyma oraz to, że nocowałaś u mnie, nieco pokrzyżowało plany.
- Nieźle przemyślane. Będę musiała podziękować im, gdy wrócimy - przegryzłam niepewnie wargę - Rozumiesz w ogóle to co mówię? Czy może musisz zgadywać?
- Rozumiem cię - zapewnił - Na początku musiałem się trochę przyzwyczaić, ale Amber ostrzegała mnie. Nie mówiłaś przez prawie 13 lat i biorąc wszystko pod uwagę, idzie ci naprawdę dobrze. Może i zdarzyło się kilka słów, nad którymi musiałem się zastanawiać czy połączyć z kontekstem, ale to nie kłopot. Nie martw się tym Nino. Najważniejsze, że mówisz.

    Spojrzałam na niego z zwątpieniem, ale w jego oczach odnalazłam tylko szczerość
- Mam nadzieję, że z czasem będzie lepiej - wymamrotałam - Ćwiczę trochę, gdy jestem sama.
- Cóż, moje imię wyćwiczyłaś do perfekcji - Znów zajaśniał na jego twarzy dumny uśmiech
- Całkiem śmieszne, bo tego akurat wcale nie ćwiczyłam. Byłam zbyt nerwowa, aby spróbować.
Zaśmiał się, biorąc łyk gorącej czekolady
- No to czemu by nie spróbować teraz. Mam na myśli, poćwiczyć - w jego spojrzeniu rozpoznałam figlarny błysk - Wybierzmy słowo... może 'you'? Twoja wymowa tego słowa jest trochę niepoprawna. Spróbuj.
- You? - Powtórzyłam posłusznie i kompletnie zdezorientowana
- Przy 'oo' musisz ukształtować usta bardziej w 'O' . Wymawiasz to bardziej jak 'uh' albo mieszanka tego i tego. Skróć też wymowę 'y'
Przegryzłam wargę, zastanawiając się nad tym, co powiedział
- You - powiedziałam ostrożnie, ale potrząsnęłam głową; wiedziałam sama, że jest to źle. Spróbowałam jeszcze raz - You?
Fabian uśmiechnął się.
- I o to chodzi, widzisz? Już kolejne słowo, które potrafisz dobrze wymówić.
- Nie wierzę, że przyznałam się do tego, że cię lubię z błędną wymową - burknęłam, chowając twarz w dłoniach - Jakby całość była niewystarczająco żenująca.
- Cóż, mogę też nauczyć cię odpowiedniej wymowy 'like' i niedługo będziesz mogła wypowiedzieć to poprawnie. Oczywiście będziesz musiała powiedzieć mi to prosto w twarz, abym miał pewność, że powiedziałaś dobrze - mrugnął okiem i mimo wszystko, zaśmiałam się.

- Pozostali chcieliby przyjść i pobawić się nieco w śniegu z nami, ale pomyślałem, że najpierw powinienem cię przygotować.
    Spojrzałam na niego z przestrogą w oczach.
- Na co?
- Na coś bardzo poważnego - powiedział złowrogo - Sprawa życia i śmierci - zaczęłam się bać, ale wtedy dostrzegłam lekkie rozbawienie w jego spojrzeniu - Nino, muszę przygotować cię na co roczną anubisową bitwę śnieżną.
Oparłam się na krześle
- Nawet nie żartuj! - po chwili jeszcze raz zastanowiłam się nad tym co powiedział i wyprostowałam się - Czekaj. Bitwa śnieżna? Taka jak te w telewizji? Gdy rzuca się w siebie śniegiem?
- To właśnie to - czekał aż dopiję czekoladę a potem natychmiast wstał i wbiegł w biały puch.
- Za mną, kochanie - zarumieniłam się, słysząc to, ale poszłam za nim. Wziął w ręce śnieg i szybko uformował z niego kulkę - No to tak, uwaga na głowę!

    Następną rzeczą jaką wiedziałam, była śnieżna kulka lecąca w moim kierunku. Uderzyła mnie w klatkę piersiową. Wzdrygnęłam, spodziewając się bólu, ale ledwo co czułam, nie mówiąc więc o czymś negatywnym. Fabian zamarł, gdy zobaczył moją reakcję. Podszedł ostrożnie bliżej.
- Nino? - wymamrotał. Myślał, że mnie przestraszył - Skarbie, przepraszam, nie pomyślałem...

Byłam szybka jak strzała, nie spodziewał się.

    Z precyzją której sama nie przypuszczałam, uformowałam śnieżkę, która sekundę później poleciała w jego kierunku. Obróciłam się i odbiegłam - ale wcześniej rzuciłam na niego okiem, by upewnić się, że trafiłam prosto w twarz.
- Ooops! Nie wiedziałam, że tam stałeś! - zapadła cisza, a następnie oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
- Nie wyobrażałem sobie nawet tak pomyślnego startu, no ale przełamałaś lody. Lepiej uważaj! - krzyknął, rzucając kolejną śnieżkę. Przeleciała obok mnie, więc podniosłam ją i wzmocniłam. Wiedziałam, że mój cel nie był nawet w połowie tak dobry jak jego. Musiałam podchodzić bliżej i unikać jego strzałów w tym samym czasie.
    Padłam na kolana i zaczęłam budować śnieżny mur kierując się tylko instynktem. Może widziałam to wcześniej w telewizji? Gdy był gotowy, wystawiłam lekko głowę i ujrzałam, że Fabian również kończył budować swój własny tylko, że jego zdawał się być bardziej stabilny.

On jako pierwszy oddał strzał, ale ja nie byłam wcale daleko w tyle

    Dopiero po 15 minutach zaprzestaliśmy, a po 5 kolejnych znów usiedliśmy. Tym razem, krzesła stały bliżej siebie i oparłam głowę o ramię Fabiana
- To jest naprawdę miłe - westchnęłam - Bez ojczyma, bez Mark'a, bez problemów. Tylko zabawa. Cieszę się, że zdecydowaliśmy się przestać martwić o to, co może się stać.
- Ja też - odpowiedział i mogłam przysiąc, że usłyszałam w jego głosie coś fałszywego, ale było to tak krótkie, że nie byłam w stanie dobrze rozpoznać.

Pogodziłam się już z wszystkim co może się stać. Nie chciałam, aby te 2 tygodnie były przepełnione strachem, a okazałoby się, że to fałszywy alarm. A jeśli nie jest fałszywy... cóż, nie chcę, aby moje ostatnie chwile z Fabianem przerodziły się w szukanie sposobu by mnie uratować, gdy i tak się nie uda. Pogodziłam się z tym, że to może być koniec.

- Hej! Można dołączyć? Już czas na co roczną anubisową bitwę śnieżną? - zawołał Mick, wychylając się zza drzwi, ubrany w zimowe cichy. Za nim zauważyłam Joy, próbującą spojrzeć mu przez ramię jak i Amber chcącą nas zobaczyć. Fabian uśmiechnął się.
- Jesteś gotowa? - bez zawahania przytaknęłam i gestem ręki, pokazałam, aby wyszli. Gromada nastolatków z radością zbiegła ze schodów. Fabian i ja szybko do nich dołączyliśmy.
- W porządku, pracujemy w parach! Alfie i Jerome to oczywista sprawa poza Fabianem i Niną... dobrze, Joy i ja - powiedział Mick - Mara i Patricia... Amber, możesz dołączyć do kogo chcesz.
Byłam zaskoczona, że Joy i Patricia nie były razem w parze, Fabian zorientował się o czym myślę.
- Joy i Patricia mają w zwyczaju nieczystą grę, gdy są razem. Mara i Mick pilnują, aby było sprawiedliwie. Normalnie, Joy byłaby z Amber a ja z Mickiem - przytaknęłam i uśmiechnęłam się. Mogłam sobie ich wyobrazić w tej sytuacji.
    Amber, prawie nie do poznania gdyby nie jej różowy płaszcz, stanęła obok mnie; Mick zaśmiał się.
- Runda druga, to dziewczyny kontra chłopacy, a na koniec, gramy pojedynczo. Wszyscy znają zasady oprócz Niny, więc przypomnę. Nie można lepić tak twardych śnieżek, które mogłyby zrobić krzywdę. Oszczędzamy wulgaryzmy i nie ma żadnego kontaktu fizycznego oprócz kulek śniegu. Drużyna, której mur obronny przetrwa najdłużej, wygrywa. Wszystko jasne?
- Tak, tak, tak! - wrzasnął Alfie. Wszyscy się zaśmialiśmy i przytaknęliśmy w zgodzie.
- No to... Gotowi... Do startu... Start! - na znak, wszyscy rozproszyli się po podwórzu. Szybko podążyłam za Fabianem i schowaliśmy się za zaspą, która tworzyła już do połowy mur. Wzięłam się za lepienie śnieżek, a Fabian i Amber zaczęli budować mur. Po 2 minutach był gotowy. Jerome i Alfie zaczęli atakować Patricię i Marę, które walczyły z nimi równie szalenie. Zdawało się, że Joy i Mick dopiero lepili śnieżki i starali się umknąć naszej uwadze, aż będą mieli wystarczająco dużo amunicji.

Po moim trupie.

    Wstałam i zaczęłam bombardować ich mur śniegiem. Moje rzuty nie były silne, ale wystarczające, aby powoli osłabiać ich fortecę. Moje ćwiczenia z Mickiem nie poszły na marne, a teraz wykorzystuję to przeciw niemu. Wszyscy prócz Fabiana zdawali się być zdumieni moim zaangażowaniem i dało mi to przewagę.
    Joy wystawiła głowę zza muru, by zobaczyć kto ich atakuje. Natrafiła na idealny moment, w którym jedna z moich śnieżek trafiła ją w twarz. Wrzasnęła i starała się pozbyć białego puchu z twarzy, gdy Mick niemal turlał się na ziemi ze śmiechu. Mimo, że już dawno wybaczyłam Joy za wcześniejsze incydenty, nie mogłam powstrzymać nachodzącej mnie myśli.

To jest za próby odebrania mi Fabiana

    Joy otrząsnęła się i zaczęła atakować, rzucając we mnie śnieżkami z prędkością światła. Tylko dzięki mojemu ciężko zdobytemu refleksowi, udało mi się je omijać. Dwie uderzyły mnie w brzuch i jedna zahaczyła o kaptur. Mick atakował Alfiego i Jerome'a, a oni Patricię i Marę. Patricia ugrzęzła w niekończącym się starciu z śnieżkami Fabiana i Amber, dzielnie broniąc się. Mara zajęła się Jeromem i Alfiem.

    Widziałam jak Patricia spoglądała na mnie kątem oka, wyraźnie chcąc dodać mnie na listę swoich celów, ale coś ją powstrzymywało
- Boi się, że coś ci zrobi - zauważyła Amber, chowając się na chwilę za mur, by móc dorobić amunicji - Prawie wszyscy się tego boją
    Zmarszczyłam sfrustrowana czoło i wstałam, podając się za łatwy cel. Nadal tylko Joy miała odwagę we mnie rzucać śnieżkami. Myśleli, że jestem słaba.

Udowodnię im, że są w błędzie.

- Widzę, że wszyscy boją się uderzyć w amerykankę! - krzyknęłam - I kto tu teraz jest tchórzem?!

Gdy Fabian i Amber mogli się spodziewać, że to nadejdzie, wszyscy inni osłupieli. Większość tylko raz słyszała mnie jak mówię i nie byli na to przygotowani. Wszyscy wstrzymali ogień.

A moja drużyna zaatakowała
Zanim inni zareagowali, było za późno.

Forteca Joy i Micka był już dość osłabiona przez moje śnieżki, więc po kilku sekundach odpadli z gry. Patricia i Mara były następne, pozostawione bez obrony. Pozostali jeszcze Jerome i Alfie, których mur ledwo stał.

    To Amber rzuciła śnieżkę, która wpadła Alfiemu za kołnierz. Zaczął skakać z wrzaskiem, próbując pozbyć się śniegu. Po minucie, powaliliśmy ich mur, wygrywając w ostatniej chwili - nasz również ledwo stał.
- Wygraliśmy! - krzyknęła Amber, rzucając mi się na szyję tak niespodziewanie, że przestraszyłam się; całkowicie zapomniała o moich... granicach. Spojrzałam w panice na Fabiana, byłam sztywna jak deska i drżałam. Oddychaj. Wyszeptał.

Jakimś cudem, znalazłam w sobie tyle stabilności, by również ją objąć i przytulić. Gdy zaczęło do niej dochodzić, co zrobiła, zaskoczona, zesztywniała na chwilę, ale potem zrelaksowała się a ja uśmiechnęłam się.

Wszystko było w porządku.

X

    W drugiej rundzie, to dziewczyny wygrały, ale w trzeciej, odpadłam z gry jako druga; zaraz po Marze. Usiadłyśmy i oglądałyśmy zmagania innych, kibicując swoim faworytom. Fabian i Amber byli dla mnie oczywistym wyborem, a Mara zdawała się skupiać na pozostałych dwóch dziewczynach i Jeromie.
- Jak się masz? - zapytała; spojrzałam na nią zaskoczona - Mam na myśli, z tym wszystkim tutaj. Gdyby takie coś miało miejsce na początku twojego pobytu, straciłabyś kontakt ze światem, po pierwszej śnieżce rzuconej w ciebie. Nigdy byś nie dobrała się z nikim do pary... w zasadzie, gdybyś tylko wiedziała, co się szykuje, wcale byś nie wyszła ze swojego pokoju. A teraz jesteś tutaj, nazywając wszystkich tchórzami i dobrze się bawiąc. Jak beztroska zdajesz się być, wiem, że pewna część ciebie musi być przerażona.

Podciągnęłam kolana do klatki piersiowej i oparłam na nich brodę.
- Jest... dobrze - odpowiedziałam szczerze - Wiem, że gdy to wszystko się skończy, będę potrzebowała trochę ciszy i spokoju, może trochę samotności. Wiem też, że nie będę dużo mówić, szczególnie w obecności wszystkich, ale na teraz, chociaż na chwilę, staram się być Niną 'przed torturami'.
- Mu...- przerwała, znów sprowadzając na siebie mój wzrok. Zdawała się być zszokowana moim zwyczajnym wspomnieniem o torturach i szczerze, byłam bardziej przerażona niż ona. Zła na siebie zacisnęłam szczękę. Głupia, głupia, głupia. Powtarzałam sobie w myślach, gdy widziałam Marę, próbującą znaleźć na to słowa. Zajęło jej to trochę czasu.
- Kiedy to się zaczęło? - zapytała delikatnie.
    Odwróciłam od niej wzrok. Prawda z łatwością wydałaby sprawcę tego wszystkiego. Mara jest inteligentna, domyśliłaby się
- Gdy miałam 13 lat - wyszeptałam; zasznurowała usta.
- Zgadywałam, że zaczęło się to wcześniej. W dniu, w którym Patricia wylała na ciebie ten dzbanek wody, napisałaś, że przestałaś mówić mając 4 lata. Sądziłam, że twoje... trudności... mają z tym coś wspólnego.

Cholera. Starałam się znaleźć wymówkę, ale miałam świadomość, że Mara czeka.
- M-moja mama zmarła, gdy miałam 4 lata. To dlatego - Jej spojrzenie było zbyt rozumiejące, abym mogła znaleźć w nim pocieszenie. Przejrzała to kłamstwo na wylot
- Mimo, że wierzę w to i nie chcę się wtrącać, to wątpię, że był to jedyny powód. Myślę, że mam rację... - Jej oczy błądziły gdzieś w oddali, a jej myśli nie były trudne do odgadnięcia.
Tortury zaczęły się, gdy miała 4 lata. Wątpię, że miała dużo kontaktu z kimś z poza rodziny. Jej mama zmarła... jej tata odwiedził ją w dzień rodzinny. Nie, jej ojczym. Gdybym torturowała tą dziewczynę, i byłabym z dala od niej na dłuższy czas, odwiedziłabym ją w dzień rodzinny. A on odwiedził ją jako jedyny, więc...

    Jej gwałtowny wdech i zaparcie powietrza w płucach postawił mnie na równe nogi. Cofnęłam się o kilka korków. Nie. To nie mogło się stać. Mieli wiedzieć tylko Fabian i Amber. Teraz Mara też jest w niebezpieczeństwie, teraz istnieje ryzyko, że dowie się kolejna osoba, teraz...
    Czułam zbliżający się atak, Mara również wstała i delikatnie wzięła mnie za rękę.
- Nie powiem nikomu. Oddychaj Nino. Nic nie zrobię - jej słaby głos zdradził fakt, że poczuła się jakby wszystko spadło na jej barki. Ścisnęła moją dłoń, ale wyrwałam się z uścisku.
- Fabian wie, że to twój ojczym? - zapytała cicho
Do moich oczu napłynęły łzy, zakryłam się dłońmi.

    Po chwili usłyszałyśmy skrzyp śniegu pod kogoś butami. Podeszła do nas Amber, cała pokryta śniegiem.
- Poddaję się. Co przega...- przerwała; dostrzegła moją panikę i skupienie Mary - Co się stało?
Mara powoli oderwała ode mnie swój wzrok
- Zorientowałam się, kto ją torturował - Amber zaparła dech w piersiach i przykryła usta dłońmi. Obie patrzyły na mnie, jakbym za chwilę miała się rozpaść, co wcale nie było dalekie od rzeczywistości.
    Po moich policzkach spłynęły łzy i cofnęłam się o kolejne kilka kroków, odwracając od nich wzrok. Fabian, jakby poczuł moją panikę i ból, nagle przestał lepić śnieżki i spojrzał w moim kierunku. Gdy nawiązaliśmy kontakt wzrokowy, w jego oczach coś pociemniało i natychmiast wstał
- Nino? - zawołał

Odbiegłam.

    Tym razem nie pobiegłam do lasu, już nie popełniłabym takiego błędu. I wiem, obiecałam sobie całe tygodnie temu, że czas przestać uciekać...

Ale jeszcze raz pozwoliłam sobie odbiec.

    Po chwili znalazłam się w swoim łóżku, twarzą do ściany i po uszy przykryta kołdrą; nie potrafiłam powstrzymać potoku łez. Chcę być normalna. To było zdanie, które krążyło w moim umyśle. To wszystko czego chcę. Nie chcę, aby kolejna patrzyła na mnie, jakbym właśnie wróciła z piekła. Dlaczego musiała się zorientować? Jak mogłam być tak głupia?

    Ktoś otworzył drzwi, a po kilku sekundach poczułam dłoń, delikatnie przeczesującą moje włosy. Westchnęłam. Fabian. Ale w przeciwieństwie do tego, gdy wiele razy mnie dotykał, ten dotyk nie przyniósł żadnego ukojenia. Wręcz sprawił, że zesztywniałam, więc zacisnęłam oczy. Nie chciałam zranić jego uczuć.
- Fabian, nie chcę teraz rozmawiać. Powinieneś porozmawiać z Marą, potrzebuje pocieszenia bardziej niż ja; potrzebuje ciebie. Takie newsy nie są łatwe do zaakceptowania. Mi nic nie będzie.
- Jakie newsy?

Krew w moich żyłach przestała płynąć.
To nie był głos Fabiana.

    Wyskoczyłam z łóżka, jak najdalej od osoby która tu była jak i drzwi. Uderzyłam w ścianę tak mocno, że przez moje kości jakby przeszedł prąd. Prawie krzyknęłam, ale on tutaj był, przede mną i usiłujący mnie uciszyć, co tylko bardziej mnie przerażało.

Mark.

- Nino, Nino, uspokój się. Przepraszam, nie chciałem ciebie wystraszyć. Myślałem, że śpisz. Trudy powiedziała, że mogę przyjść. Muszę z tobą porozmawiać, proszę, uspokój się.
- Odejdź - powiedziałam drżącym głosem; nie miałam przy sobie nic do pisania - Cofnij się! Odejdź ode mnie! - Natychmiast tak zrobił, podchodząc do łóżka Amber po drugiej stronie pokoju. Gdy był w takiej odległości, mogłam już lżej oddychać, oparłam się o ścianę. Trwaliśmy w ciszy przez kilka minut; starałam się złapać oddech i zapobiec atakowi, zanim zdążył się zacząć.
- Widzę, że już mówisz - wymamrotał; wyglądał na trochę złego. Drżącymi dłońmi, wyciągnęłam z torby notes i długopis, ale nie musiałam nic pisać, aby moja wiadomość była jasna. Nie z tobą. Nie więcej, niż już miało miejsce
Czego chcesz?
- Przyszedłem, aby dopełnić naszą umowę - uśmiechnął się mrocznie - Mam z tobą jeszcze jedną randkę, zapomniałaś? Cóż, jest ona dzisiaj wieczorem. Zabieram cię na imprezę.
Nie chodzę na imprezy.
- Mogłaś o tym pomyśleć, zanim zawarliśmy umowę - wzdrygnęłam i odwróciłam od niego wzrok. Mój oddech znów stał się nierówny - No daj spokój, nie wymagam od ciebie, abyś rozmawiała tam z ludźmi lub ubierała coś wyzywającego - wstał i podszedł do drzwi, nie zadając sobie trudu, by jeszcze na mnie spojrzeć
- Masz czekać na zewnątrz za 45 minut

Wyszedł, pozostawiając mnie w ciszy. Po kilku sekundach, znów ujrzałam go w progu
- Oh, Nino?

Nawiązałam z nim kontakt wzrokowy, a jego uśmiech tylko stał się szerszy
- Nie mów nic Fabianowi.

Wyszedł na dobre.


***
It's coming
Przepraszam, że tak późno!
Nie mam pojęcia, jak przytłoczyć Was moim wkurzającym optymizmem, który zawsze znajdowałam przy 'niepokojących' rozdziałach, bo na dzisiaj nawet to ze mnie wyparowało. Ale o tym za chwilę.

Uwielbiam scenę z bitwą na śnieżki; cała ekipa razem, aw. I tak jak wspominałam - ponownie witamy Mark'a. Prawdopodobnie właśnie dzięki tej imprezie, Mark będzie jeszcze częściej pojawiającą się postacią. A co do imprezy - jakieś teorie spiskowe co do tego, co może się wydarzyć, albo też i nie?  Chętnie wszystkiego wysłucham.
Obecnie zaczęłam tłumaczyć rozdział 48 i whoa, jeszcze niedawno sobie mówiłam 'zanim tam dotrę, minie jeszcze sporo czasu'. A tu proszę. Jeśli dobrze pójdzie, przed rozpoczęciem wakacji może i dobiję do 50 i wtedy zrobię sobie przerwę. Nie chcę tak szybko kończyć tego tłumaczenia. I postaram się zwlekać z ostatnimi dziesięcioma rozdziałami jak tylko mogę. Ale z drugiej strony, czuję wewnętrzny przymus do tłumaczenia, uh.

A co do braku mojego pseudo 'optymizmu'... Ludzie, straciłam dzisiaj rano większość wiary w miłość, która jest w stanie przetrwać wszystko. Moje ukochane OTP, dwójka ludzi, którzy są dla siebie stworzeni, rozstali się po prawie 6 latach pięknego związku - Demi Lovato i Wilmer Valderrama, moi mili. Nie pojmuję tego. Byli dla mnie najpiękniejszym przykładem tego, że każdy i nie zważając na sytuację w jakiej się znajduje, może znaleźć miłość. Wilmer był przy Demi w jej najgorszych chwilach i mam za to do niego dozgonny szacunek i uwielbiam go tak czy inaczej, bo jest kochaną duszyczką, ale... Boże, tak bardzo chciałabym, aby do siebie wrócili. Co ja mam zrobić ze swoim wygaszaczem ekranu, jak mam na nim ich oboje, huh?

ANYWAY

Następny rozdział: 18/06/16
A 17 mam wolne i będzie już po wystawieniu ocen, jak pięknie ♥

W przyszłym rozdziale - przebieg imprezy i nieco tego, co będzie po niej. A konsekwencje imprezy, będą ujawnione jeszcze później...

Moje serce jest w kawałkach

Edit:
Za sprawą angelstoflyyx na Wattpadzie, następny rozdział pojawi się 17/06 czyli dzień wcześniej, enjoy! 😂🎉

1 komentarz:

  1. Oooo nie powiem. Umiesz spoilerować. Moje przypuszczenia co do tego fragmentu były zdecydowanie inne niż w rzeczywistości. Nie zwracając uwagi na mój szok i pytanie: Co ten Mark tam robi? chyba wolę tą wersję. Moja była o wiele gorsza...
    Ale mniejsza z moją durną wyobraźnią. Ta bitwa na śnieżki była piękna. Nina tak bardzo się przełamała, że ja byłam w stanie tylko się szczerzyć. To było takie... no po prostu... jgjhgjghgjghgj *.*

    U ciebie zniknął optymizm,a u mnie wena... Nie umiem napisać najprostszego zdania, więc nie zdziwię się jak ten komentarz będzie całkowicie bez sensu...

    No nic. Miłego tygodnia życzę i powrotu twego optymizmu :*
    Karen

    OdpowiedzUsuń

Komentarze są dla mnie ważną formą motywacji a także wyrazem uznania dla mojej pracy, jak i ogromnej pracy wspaniałej autorki tego fanfiction, która tu zagląda i tłumaczy sobie Wasze komentarze. Obie będziemy bardzo wdzięczne za opinię xx