sobota, 30 lipca 2016

Rozdzial 43 - dodatkowy (alternatywny)

Chcę tylko przypomnieć, że rozdział nie łączy się z rozdziałami 44+. Rozdział 43, który się łączy, dodam tradycyjnie za 2 tygodnie. Pomysł na ten rozdział autorka miała dużo wcześniej, niż napisała 42, 41 itp. i dlatego też natychmiast go napisała, nie chcąc marnować weny. Z czasem stwierdziła, że chce inaczej rozegrać akcję i napisała rozdział 43 od nowa. Nie chcąc marnować tak długiego rozdziału (najdłuższy do tej pory!), postanowiła, że opublikuje jako alternatywny. I ja również zapraszam Was do czytania, bo wszystko prezentuje się tutaj w wspaniały sposób.

Możecie włączyć sobie jakąś smutną muzykę. Chciałam ułożyć playlistę, ale nie mam do tego talentu. Możecie jednak skorzystać z gotowca. Stwierdziłam, że piosenki Trading Yesterday mogą jakoś pasować bo są...  refleksyjne

♫♫♫

~~~~~~

Nina’s POV

    Gdy zapytałam o Mark’a Hampton, pielęgniarka szybko sprawdziła listę i pokierowała mnie do odpowiedniej sali. Dotarłam na miejsce, a przed salą siedziała pewna kobieta. Nie była zdziwiona moim odświętnym ubiorem i zorientowałam się, że to musi być jego mama. Na jej twarzy, która była przepełniona bezsilnością, zajaśniał promyczek ulgi.
– Jesteś Nina, prawda? – zapytała, ledwo czekając na moje skinięcie, zanim kontynuowała – Dzięki Bogu, że jesteś. Bałam się, że nie będziesz chciała przyjść z własnej woli.
– Matko? – usłyszałam słaby głos zza drzwi – Kto to?
    Pani Hampton szybko wstała, ale pokazała dłonią, abym zaczekała.
– Chcę ciebie na to przygotować. On jest bardzo słaby. Jest na silnych lekach i chwilami nie myśli logicznie. I… – zniżyła ton, a jej głos zadrżał z następnymi słowami – On tego nie przetrwa. To są jego ostatnie godziny. Nie chciał tu nikogo, z wyjątkiem ciebie, ale to nie oznacza, że masz czekać do końca. Możesz wyjść, kiedy chcesz. Ja już się pożegnałam.

    W trakcie jej wytłumaczeń moja krew zamarła i słyszałam w uszach szum, którego nie było wcześniej. Z pustką w sercu przytaknęłam i nacisnęłam klamkę. 


Żadne słowa nie mogły przygotować mnie na to, co ujrzałam.

    Mark był nie do poznania. Jego twarz była śmiertelnie blada, kości wystawały w niewłaściwych miejscach. Worki pod jego oczami były czarne. Na jego wargach była krew i albo tego nie wiedział, albo był wobec tego obojętny.
    Najgorszy jednak był wyraz jego twarzy. Jego czujne, ostre spojrzenie nie było obecne; było zastąpione pustką i załamaniem, które mnie przerażało.

To był chyba najbliższy obraz śmierci, nie stając z nią twarzą w twarz.

– Nina? – zapytał z nutą nadziei w głosie – To ty? Wyglądasz inaczej.
Sięgnęłam po telefon, ale gdy tylko dotknęłam urządzenia, zawahałam się.


Nie, nie powinnam sprawiać mu dodatkowego kłopotu z przeczytaniem wiadomości, skoro mogę mówić


– T-tak – odparłam niepewnie – To ja. Dzisiaj był bal maskowy i to na nim dowiedziałam się o tym wszystkim i o twoim stanie.
– Ah, to minęło tak dużo czasu od imprezy? Straciłem tutaj poczucie czasu – zdawał się być zadowolony, że odezwałam się do niego – Przy okazji, pięknie wyglądasz. Chciałbym móc z tobą zatańczyć. Jakie to nie na miejscu…
– Już ze mną tańczyłeś – przypomniałam mu – Na imprezie, pamiętasz?
To nie zadowoliło go tak, jak fakt, że mówiłam.
– Tak, ale wolałbym nie pamiętać. Ta impreza była najgorszym wyborem w moim życiu. Mogłem zaprosić cię gdzie indziej, w przyjemniejsze miejsce… – kaszlnął, a chusteczka, którą trzymał przy ustach, przesiąknęła krwią – Nie chciałem ciebie upić i nie miałem pojęcia o narkotykach, ale po zjedzeniu tych ciastek, wyglądałaś tak swobodnie i tak radośnie, że nie miałem serca ciebie powstrzymywać, mimo że znałem konsekwencje. Przepraszam cię za wszystko.
– W porządku, Mark. Rozu…
– Nie, nie rozumiesz! Nikt nie wiedział, ale ty mogłaś. Zrozumiałabyś, gdybym ci powiedział, prawda?

Jego rozproszone, zamglone spojrzenie zaczęło powracać; logika zaczęła odpływać z jego umysłu.

– Nie wiem, ale mogę spróbować.
Zamknął powoli oczy
– Nie pamiętam, kiedy to się zaczęło. Nie pamiętam pierwszego razu, bo moja pamięć nie sięga tak daleko. Gdy wracam myślami do przeszłości, widzę ciemność i czuję ból. Zawsze staram się o tym zapomnieć, ignorując, że to sprawia, iż czuję się każdego dnia tak, jak on sprawiał, że się czułem.
– Kto? – zapytałam, podejrzewając już odpowiedź.
    Jego głos był delikatny i niósł w sobie dziecięcą niewinność, lecz z następnymi słowami, wypełnił się pustką.
– Mój ojciec. Lubi mnie krzywdzić. Czasem każdego dnia. W najlepszym przypadku, krzywdzi mnie słowami, ale to rzadkość. Najczęściej są to uderzenia i kopnięcia. Moja matka jest traktowana tak samo. Jesteśmy jego psami, z którymi robi co chce. Nienawidziłem go. Nienawidzę go, Boże, nienawidzę go z całego serca. Zawsze bałem się to powiedzieć, wiesz? Ale teraz już mnie nie skrzywdzi. Zostanie posadzony na wiele lat, a skoro umieram, nie będę musiał na niego patrzeć, gdy wyjdzie.
– Nie mów tak, są jeszcze szanse.
– Oboje wiemy, że tak nie jest. Spójrz na mnie, Nino – zrobiłam to – Ja umrę. Chcę umrzeć.
W oczach zebrały mi się łzy.
– Nie chcę, abyś umierał. Gdybyś przyszedł do mnie z tym, powiedziałbyś co sprawia, że tak się zachowujesz, mogłabym pomóc. Pomagalibyśmy sobie. Mo… mogłabym zabrać Cię od niego, sprowadziłabym pomoc!
– Czy prosiłaś Ruttera o pomoc? Millington? Mogę się założyć, że nie. Oboje nie bylibyśmy w stanie prosić o pomoc. Nie chcieliśmy wciągać w to innych, prawda? Nie chcieliśmy ich narażać.

Nastąpiła chwila ciszy i zaczęłam się zastanawiać, czy traci przytomność. Czy odczuwa ból.

– Starałem się – wymamrotał niewyraźnie – Cholernie mocno starałem się być dobrym, ale nie wiedziałem co to dobro. Widziałem to w tobie i chciałem tego; twoje światło, ciebie. Sądziłem, że jestem w stanie zdobyć twoje zaufanie i byłem pełen nadziei, lecz gdy przychodziły na to szanse, zawodziłem. Zacząłem zdzierać z ciebie to światło, zamiast sprawiać, by było jaśniejsze. Jego… kontrola… nade mną – zaśmiał się i to w jaki sposób nawet jego śmiech się załamał, ukuło mnie w serce – Była znacznie silniejsza, niż sądziłem.
– Mark – starałam się, aby mój głos był delikatny, ale cały drżał – Nie wiem co powiedzieć…
Jego spojrzenie znów mnie przeszyło na wylot.
– Byłaś bita – jego słowa napełniły mnie dziwnym uczuciem – Znając efekty, szybko się zorientowałem, ale nie potrafiłem zrozumieć. Twoja przeszłość… zniszczyła cię; zamieniła w delikatną duszyczkę, bojącą się wszystkich i wszystkiego. Moja, nauczyła mnie agresji. Nie potrafię normalnie okazywać emocji. Stałem się sobowtórem swojego ojca. Moja pierwsza reakcja to przemoc. Szantażowałem innych, zamiast ich pytać, czy prosić. Tylko tego mnie nauczył, a byłem pojętnym uczniem – uśmiechnął się, lecz jego zęby lśniły krwią – Nadal nie wiem, która z naszych przemian jest gorsza.
– Powinnam była to dostrzec. Zobaczyć to, czego inni nie widzieli, ale nigdy nie dostrzegałam w tobie prawdy – odparłam – Sądziłam, że wybrałeś agresję z własnej woli. Nie potrafię wytłumaczyć, jak bardzo jest mi przykro. Przepraszam.
Przepraszam? – Jego bezwyrazowa twarz przebłysnęła grymasem – Przepraszasz? Boże, Nino, jak oddychasz z tym całym poczuciem winy za rzeczy, których nawet nie zrobiłaś? Ta lista nie ma końca; wypadek Fabiana, inni dowiadujący się o Twoim sekrecie. Cholera, pewnie winisz siebie za to, że wiatr wieje w złym kierunku. I wiem, że winisz siebie za to, co cię spotkało. 


    Zbladłam. Bezpośrednia forma tej rozmowy była szokująca. Nie owijał w bawełnę. Jednak, z drugiej strony, kto wie, ile mu zostało.
– O-oczywiście. Bije mnie, by wyzbyć się ze mnie zła, ale to moja wina, że postępuję źle.
– Wiem. Wiem, ponieważ przez długi czas sam tak uważałem. Byłem przekonany, że to wszystko moja wina. Za każdym razem, gdy płakałem, śmiałem się czy byłem nieposłuszny, bił mnie, aż stałem się jego chodzącą maszyną. Dopiero gdy poznałem ciebie, zrozumiałem, że byłem w błędzie. Ponieważ byłaś krzywdzona, Nino i po drobnym zerknięciu w twoje dokumenty, wiedziałem przez kogo, pewnie długo przed Fabianem. I wiedziałem, że nie zasłużyłaś na takie traktowanie…
-… więc dlaczego ty miałbyś zasługiwać – dokończyłam za niego. Zacisnęłam powieki i pozwoliłam kilku łzom spłynąć po mojej twarzy – Fabian już próbował przedstawić mi to w ten sposób, ale gdy ty to mówisz, gdy wstawiasz to w takim świetle… zdaje się to być prawdziwe. Już sama nie wiem co myśleć.
– Dowiesz się – powiedział delikatniej, niż sądziłam, że jest to możliwe z jego strony – I pewnego dnia, gdy staniesz z nim twarzą w twarz, będziesz walczyć. Widać to w twoich oczach, chociaż wątpię, że to czujesz. Masz w sobie odwagę; waleczną iskrę, która co jakiś czas ukazuje się światu. I gdy ten dzień nadejdzie… pokaż mu piekło.

    Znów zaczął kaszleć i trząść się mimowolnie. Krew pokryła pościel. Jak najszybciej podałam mu chusteczki. Przez pełną minutę jakby wypluwał z siebie płuca, a ja byłam śmiertelnie przerażona. Ostatecznie przestał i opadł spokojnie na łóżko.
– Trochę ironiczne – wymamrotał – Przez tyle miesięcy, marzyłem, abyś tak na mnie patrzyła. Ze zmartwieniem, troską w oczach. Oczywiście, muszę być na łożu śmierci, by się tego doczekać – wzdrygnęłam i szybko pożałował doboru swoich słów – Nie powinno Ci być przykro przez to, co mi się stało. Jak mówiłem, rozumiem, dlaczego zawsze mnie nienawidziłaś, bałaś się. Pogodziłem się z wszystkim kilka dni temu, a gdy teraz jesteś tutaj i przeprosiłem, pogodziłem się również ze swoją śmiercią. To jest dar. Mam nadzieję, że trafię do nieco lepszego miejsca niż piekło, a on z całą pewnością tam trafi, gdy nadejdzie jego koniec. Nareszcie jestem wolny.

    Maszyna monitorująca jego serce, przyspieszyła, a na twarzy zbladł jeszcze bardziej, o ile było to możliwe. Jego spojrzenie stało się bardziej przynaglające, ale miałam pytanie, które musiałam zadać.
– Dlaczego? Dlaczego byłam dla Ciebie taka ważna? Dlaczego na mnie czekałeś?


    Zrelaksował się lekko. Najwidoczniej chciał, abym do tego nawiązała. Pokazał ręką, abym przybliżyła się, więc wstałam z krzesła i usiadłam na łóżku. Szczęście w jego oczach, które zajaśniało przez ten drobny gest, poruszyło moją duszę.
– Nie kocham Cię. Nie znałem Cię wystarczająco długo. Nie spędziłem z Tobą nawet tyle czasu, ile chciałbym, ale wiem, że kocham Twoje światło – wyszeptał – Twoje światło prowadziło mnie tygodniami i nawet nie zdawałem sobie z tego sprawy. Dałaś mi pojednanie, Nino, gdy nikt inny nie był w stanie. Twoje światło doprowadziło mnie do mojego własnego. Obiecuj mi… – dostał kolejnego ataku kaszlu, jeszcze więcej krwi spłynęło po jego brodzie
– Wszystko Mark, obiecuję Ci wszystko.
– Obiecuj mi, że nigdy… go nie stracisz. Twojego światła. Nie… pozwól mu… odejść… Inni też zasługują, by go doznać, nie tylko ja.
Chwyciłam jego zakrwawioną dłoń bez zawahania i ścisnęłam mocno
– Obiecuję Mark. Masz moje słowo.
– Dziękuję – odetchnął. Maszyna zaczęła wydawać z siebie inny dźwięk. Do jego spojrzenia wdarł się strach. Przerażenie.
– Nie zostawiaj mnie s-samego. Nie chcę być sam gdy u-umrę. Zawsze mi mówił, że t-tak umrę. Proszę, zostań aż odejdę, Nino, prosze…
    Zaszlochałam i przerwałam mu, nie będąc pewna, ile jeszcze będzie w stanie powiedzieć
– Obiecuję. Nie zostawię cię, Mark. Nigdy. Nigdy nie będziesz samotny, nie zostawię cię. Będę tutaj – zrelaksował się, zamykając oczy. Zaczął przegrywać walkę w utrzymywaniu przytomności. Pochyliłam się nad nim i musnęłam ustami w skroń, pozwalając moim łzom spłynąć na jego włosy
– Gdziekolwiek będziesz, znajdź spokój.

    W tamtym momencie pielęgniarki wbiegły do sali, sprawdzając maszyny monitorujące prace serca. Ktoś chciał mnie od niego odciągnąć, ale wyszarpałam się, nawet na sekundę nie puszczając jego dłoni. Jedna z pielęgniarek wstrzyknęła coś przez wenflon i uśmiechnęła się do mnie smutno
– To morfina. Uśpi go, aż jego serce się podda. Odejdzie bezboleśnie.

Personel opuścił salę po jakimś czasie, a w ostatnich minutach, mama Mark’a przyszła, usiadła i chwyciła jego drugą dłoń, nie będąc w stanie trzymać żadnego dystansu.

Było to ciche czekanie.

    O godzinie 22:09, Mark Hampton zmarł. Miał 17 lat i kochał światło. Jego ostatni wdech był płytki, lecz wydech długi i wraz z nim, wyszedł z niego cały ból. Ktoś mógłby pomyśleć, że jego dusza również się ulotniła. W jego ostatnich chwilach, dwie kobiety były u jego boku. Jedna go kochała, a druga nie, lecz obie zaczęły płakać, gdy kreska na monitorze przestała rysować zygzaki w rytmie bicia jego serca.

I może jakoś Mark Hampton uśmiechnął się ze smutkiem i wkroczył do lepszego życia nie spoglądając do tyłu.

X

– Nie wierzę, że odszedł – wyszeptała pani Hampton. 


    Siedziałyśmy na ławce przed szpitalem, nie będąc w stanie znieść atmosfery w szpitalu, po tym, jak zabrali jego ciało. Pani Hampton z całą pewnością miała do wypełnienia sporo dokumentów, ale to mogło zaczekać. Chłodne powietrze oziębiało nasze ciała, lecz nawet nie myślałyśmy o tym, by ubrać się cieplej.
– Zdaje mi się, że za chwilę wyjdzie przez te drzwi, wiesz? Że zacznie się śmiać widząc nasze zszokowane twarze. Gdy dorastał, gdy był małym chłopcem, zawsze stawał ze swoim ojcem w twarz z ogromną odwagą. Gdy był spychany na ziemię, wstawał. Myśl o tym, że nie żyje… nie mogę tego pojąć – spojrzała na mnie pierwszy raz, odkąd przekroczyłam próg sali Mark’a – Jesteś zaproszona na pogrzeb. Planowałam wszystko z nim przez kilka dni; chciał być tego częścią. Będzie w następnym tygodniu o 17. Chciał, abyś przyszła.

Krótkie, otępiałe skinięcie było moją jedyną odpowiedzią, bo nie wiedziałam co powiedzieć. Może i takie słowa nie istniały na tę chwilę.

– Co stanie się z jego ojcem? – zapytałam, spoglądając ukradkiem na jej obrączkę.

     Podążyła za moim wzrokiem i wzdrygnęła. Zdjęła obrączkę z palca i rzuciła daleko przed siebie. Upadając, nie wydała z siebie żadnego dźwięku, nie zdradzając gdzie spadła. Gdy zniknęła w ciemności, pani Hampton rozluźniła się nieco.
– Pójdzie do więzienia. Zabił nieletnią osobę; własne dziecko z zimną krwią. Na dodatek, może uda mi się złożyć sprawę, w której potwierdzę, że krzywdził nas oboje przez całe lata. Będzie zatrzymany na wiele lat, możesz być tego pewna – Mimo jej oświadczenia, miałam wrażenie, że zapewnia bardziej samą siebie niż mnie. Przytaknęłam w ciszy.
– Mark powiedział mi, co działo się między wami… o tym, co podejrzewał, że cię spotkało w życiu – jej ton był delikatny, jakby ten temat miał mnie rozedrzeć na strzępy. Mimo to widocznie się spięłam,
– Chcę powiedzieć coś wprost. Poznałam mojego niedługo-już-byłego męża prawie 30 lat temu. Zaczął dręczyć mnie emocjonalnie i słownie, po 1,5 roku związku. Pół roku później, wzięliśmy ślub i wtedy zaczęła się przemoc fizyczna. Wytrzymywałam jego bicia przez 25 lat, Mark przez 14. Nalegam, musisz poprosić o pomoc. Poproś, zrób to, czego ja nie zrobiłam dla siebie i swojego dziecka. Skontaktuj się z policją, powiedz nauczycielowi, cokolwiek. Z tego, co powiedział mi Mark, przyjaciele których tu zdobyłaś, bardzo ci już pomogli, ale jak dokładnie wygląda twój plan po zakończeniu roku szkolnego?
– Um… Wrócę do mojego ojczyma i będę musiała to wytrzymać. Ma zbyt wiele asów pod rękawem. Wątpię, że uda się go aresztować. Gdybym spróbowała złożyć jakieś doniesienie, miałabym tylko większe problemy.
– I chcesz stracić wszystko, co tutaj osiągnęłaś? Zdajesz sobie sprawę, że to może urazić twoich przyjaciół lub ich narazić? Co, jeśli przylecą po ciebie do Ameryki?

Przeszył mnie strach i powietrze utknęło mi w gardle.
– N-nie chcę o tym rozmawiać już.
– W porządku – odpowiedziała delikatnie – Tylko pamiętaj, co powiedziałam.
    Zauważyłam zajeżdżającą na parking taksówkę i wstałam. Pani Hampton również wstała i położyła dłoń na moim ramieniu 

– Dziękuję za przyjście, Nino. Jestem przekonana, że Mark starałby się utrzymać przy życiu aż przyjdziesz, lub umarłby próbując z całych sił. Twoja wizyta była dla niego wszystkim.
    Z bólem w sercu i oczach, uśmiechnęłam się.
– Nie proszę pani, to ja dziękuje. I niech przyjmie pani moje kondolencje – obie skinęłyśmy i ruszyłyśmy w oddzielnych kierunkach. Pani Hampton do szpitala, a ja na parking. Moje nogi były niewyobrażalnie niestabilne i miałam wrażenie, jakby zaraz miały się zapaść, więc chwytałam się wszystkiego co mogłam po drodze, by utrzymać stabilność. Moje ręce również się trzęsły.

Cholernie mocno starałem się być dobrym, ale nie wiedziałem co to dobro.

Załkałam i nie byłam w stanie tego powstrzymać.

Boże, Nino, jak oddychasz z tym całym poczuciem winy za rzeczy, których nawet nie zrobiłaś?

Taksówka już była, ale nie wsiadłam do środka. Kierowcą był drobny, starszy pan. Zauważył, że się nie ruszyłam i wysiadł z samochodu.

I gdy ten dzień nadejdzie… pokaż mu piekło.

Gdy wzdrygnęłam na jego dotyk, usiłował doprowadzić mnie do pojazdu bez dotykania, uspokajając mnie. Usiadłam, natychmiast zwinęłam się na siedzeniu w kulkę i ledwo byłam w stanie podać karteczkę z adresem.

Obiecuj mi, że nigdy go nie stracisz. Twojego światła. Nie pozwól mu odejść. Inni też zasługują, by go doznać, nie tylko ja.

Droga powrotna zdawała się trwać kilka sekund. Chciałam zapłacić, ale kierowca odmówił, klepiąc mnie w dłoń tak lekko, że ledwo zareagowałam. Powiedział coś, że jest mu przykro z powodu mojej straty i kazał zatrzymać pieniądze. Wysiadłam i kilka sekund później, byłam przy drzwiach akademika. Moje łzy zastygły na twarzy, zostawiając jedynie ślady, lecz ciągle pociągałam nosem.

Nie zostawiaj mnie s-samego. Nie chcę być sam gdy u-umrę. Zawsze mi mówił, że t-tak umrę. Proszę, zostań aż odejdę, Nino, proszę…

Gdy już weszłam do środka i napotkałam się z twarzami wszystkich – wszyscy nadal byli w swoich ubiorach, lecz bez szpilek czy krawatów, a ze strapionym wyrazem twarzy – byłam inną osobą. Moje tęczówki były ciemniejsze, twarz zapadnięta, ale moja postawa była stabilna i silna.

I mimo wszystko, zdawało mi się, że moje serce również było nieco silniejsze.

X

    Następnego ranka, obudziłam się z włosami Fabiana w swojej buzi. W jakiś sposób, w czasie snu musiał zdecydować, że moja klatka piersiowa była przyzwoitą poduszką do oparcia policzka. Otworzyłam oczy z twarzą przy jego głowie, a zarazem włosach. Przełknęłam z trudnością ślinę i starałam się trochę przesunąć, próbując zachować przy tym spokój.
– Nuh uh – wymamrotał przez sen, obejmując mnie mocniej w talii, jakbym była jego ulubioną maskotką – Nie chcę iść do szkoły, mamo.
    Zaśmiałam się lekko. Wyglądał jak większa wersja Eddiego z ciemnymi włosami i jego grymas na twarzy tylko bardziej budował ten obrazek.
– Fabian, nie mamy szkoły i zdecydowane nie jestem twoją mamą.
– Zdecydowanie, a nie zdecydowane. Końcówkę mówi się jak słowo nie – Poprawia mnie przez sen. Co za nerd. Pomyślałam rozbawiona.
– Dobra, zdecydowanie. Zadowolony? A teraz zabierz ze mnie swoją twarz – to w końcu go sprowadziło na ziemię. Gdy tylko się zorientował, gdzie leżał, sturlał się z łóżka i z gracją upadł na podłogę. Usłyszałam z ziemi drobne przekleństwo i znów się zaśmiałam. Raczej nie miał zamiaru spadać z łóżka.
Zobaczyłam go, gdy uklęknął przy łóżku
– Dobrze widzieć, że się śmiejesz – oznajmił delikatnie – Szczególnie, no wiesz, po wczoraj.

Mój uśmiech szybko zniknął.

– Jeszcze nie przetworzyłam większości tego, co się wczoraj wydarzyło – mój głos zmienił się z wesołego na bezwyrazowy. 

    Zeszłego wieczoru, ignorowałam wszystkich prócz Fabiana i dosłownie zaciągnęłam go do pokoju, by móc iść spać. I tak wyglądał na zmęczonego, więc nie czułam się winna. Nie płakałam, ale musiał mnie wybudzać z koszmaru w środku nocy. Wtedy, abym znów zasnęła, śpiewał dla mnie, jak zdarzyło się to wcześniej.

Usiadł z powrotem na łóżku
– Chcesz mi powiedzieć, co się stało?
    Mój instynkt mówił, abym nie dzieliła się sekretem, który powierzył mi Mark, ale to toczyło walkę z moją lojalnością wobec Fabiana. Kompromis. Zdecydowałam.
– Był bity przez swojego ojca – powiedziałam cicho – Odkąd był mały, a jego mama była bita już długo wcześniej. Zamiast zamykając się w sobie, tak jak ja, wyrósł na sobowtóra swojego ojca. Znał prawdę o mnie długo przed tobą i chciał mnie lepiej poznać, ale osobowość, która była w niego wmuszana przez tak długo, niszczyła na to wszystkie szanse – moja dolna warga zaczęła drżeć, ale jeszcze byłam w stanie powstrzymać łzy – Utrzymywał siebie przy życiu aż przyszłam. Chciał przed śmiercią przeprosić. 


Zrobił to i znacznie więcej.

– Nino – odetchnął, biorąc mnie w swoje ramiona i przytrzymując blisko siebie – Tak bardzo jest mi przykro. Nawet nie potrafię sobie wyobrazić tego, jak musisz się teraz czuć. Chcesz... um, abym zostawił cię samą?
Automatycznie, schowałam twarz w jego ramieniu, zaciskając palce na jego koszulce.
– To w takim razie odpowiada na moje pytanie – powiedział, próbując rozluźnić atmosferę.
– Co, jeśli ja tak skończę? – zapytałam, z głosem przytłumionym przez jego koszulkę – Co jeśli on pewnego razu zajdzie za daleko i skończę w szpitalu? W grobie? Fabian, nie chcę umierać. Dopiero co zaczęłam żyć!

Zaczął przeczesywać palcami moje włosy i szeptać coś na uspokojenie.
– Oddychaj Nino. Nie pozwolę na to. Będziesz żyła 102 lata, a gdy umrzesz, nie będzie to przez niego, bo będzie on dawno zapomnianym wspomnieniem, które utrudniało młodzieńcze lata, jakie przezwyciężyłaś. Nie pozwolę, aby znów cię skrzywdził.
– Wiem – to słowo było wypowiedziane z wątpliwością, zawahaniem, ale wierzyłam w nie – Wiem.

Siedzieliśmy tak, aż poranne promienie słońca nie zaniknęły w oknie i rozpoczął się dzień.

X

    Nikt nie pytał o Mark’a przez cały ostatni tydzień, więc chyba zawdzięczam to Fabianowi. Nikt też nie obchodził się ze mną jak z jajkiem. Pozwalali mi ubolewać nad stratą przyjaciela, którego nie sądziłam, że miałam. Trudy dalej pozwalała Fabianowi na dzielenie ze mną łóżka - chwała jej za to - a Mara czasami zajmowała moje łóżko, aby Amber nie była sama. Wszystko było na swoim miejscu i obyło się bez potknięć. Nawet Jerome przestał sarkastycznie komentować moje nocowanie u Fabiana.

    Nadal każdej nocy miałam koszmary. Zazwyczaj dotyczyły Mark’a. Część z nich budziła Fabiana – Mick przesypiał wszystko chrapiąc – lecz starałam się uspokajać w ciszy. Źle się czułam z myślą, że za każdym razem budzę tym Fabiana, ponieważ też musi się wysypiać. Gdy nawiązałam do tego podczas jednej z rozmów, zapewnił mnie, że odkąd przeniosłam się do niego, śpi mu się lepiej niż kiedykolwiek wcześniej, a 15-minutowe przebudzenia nie przeszkadzały mu. Mimo to czułam się z tym wszystkim źle.

Życie ruszyło dalej i sprawy zaczęły się mieć lepiej.

Aż do dzisiaj

– Nie będzie mnie tylko przez kilka godzin – powiedziałam, ubierając płaszcz – Nic mi nie będzie.
Fabian westchnął i przytaknął.
– Skoro tak mówisz. Przepraszam, że nie mogę iść z tobą.
– Nie martw się tym. Pani Hampton zaprosiła tylko mnie, byłoby nie na miejscu, gdybyś przyszedł, a ja mam się z tym wszystkim dobrze. Będzie to cicha, spokojna ceremonia. Wszyscy będą w żałobie – Poklepałam jego ramię – Do zobaczenia później, tak? – wyszłam, po posłaniu mu promiennego uśmiechu, który za progiem opadł.

     Miał odbyć się pogrzeb Mark’a i nie byłam na to w żadnym stopniu przygotowana. Nie wiedziałam, jak będzie to przebiegać. Byłam już na pogrzebie, pewnie, ale miałam 4 lata i byłam tak rozproszona myślą, że moja mama już nigdy nie wróci, że cała ceremonia przeminęła bez zapamiętania. Podałam kartkę z adresem taksówkarzowi bez słów. To była najprostsza część z nadchodzących wydarzeń. Droga zdawała się być bardzo krótka. Stanęłam przed cmentarną kaplicą 30 minut przed rozpoczęciem ceremonii.

    Gdy weszłam do środka, natychmiast zauważyłam panią Hampton. Posłała mi delikatny uśmiech, który odwzajemniłam. Była otoczona różnymi ludźmi, wśród nich był chłopiec, wyglądający jak młodsza wersja Mark’a. Przylegał do niej niczym kot. Podążyła za moim wzrokiem i jej uśmiech zmył się z twarzy, a oczy wypełniło pewnego rodzaju otępienie. Czyli raczej członek rodziny. Może jej siostrzeniec czy bratanek?

    Przez niemal pół godziny rozglądałam się po kaplicy. Przyglądałam się witrażom i malowidłom na ścianach, które przedstawiały różne religijne sceny. Mój ojczym nie był wierzący, więc ja również nie byłam edukowana w kierunku religijnym, przez co nie wiedziałam, kogo przedstawia 99% malowideł.
– Nino – odezwała się delikatnie pani Hampton. Mimo to przestraszyłam się, ale wszystko, wraz z moją reakcją zdawało się być przybite poprzez panującą atmosferę – Zastanawiałaś się nad tym, co ci przekazałam?

    Wraz z zaproszeniem na pogrzeb, pani Hampton zostawiła mi na kartce wiadomość, która błądziła w moim umyśle, dręcząc zmysły przez godziny; Fabian nie wiedział o tym.
Podałam jej kartkę papieru
– Nie będę w stanie czytać przy wszystkich – wyszeptałam – Ale mam coś, co chciałabym aby ktoś przeczytał za mnie. 


    Zaczęła czytać to, co napisałam i dostrzegłam w jej oczach zbierające się łzy, ale tylko przytaknęła i odeszła. Krótko po tym, wszyscy zostali zawołani do zajęcia miejsc. Usiadłam w czwartym rzędzie, nie chcąc zajmować miejsc osobom, które były ważne dla Mark’a lub jego rodziny.
    Większość ceremonii była dla mnie jakby zamazana. Pastor skierował do nas kilka słów, przeczytał coś, co musiało być tekstem z Biblii, znów skierował się do siedzących i na koniec wszystkiego, niektórzy płakali.

To, co zapamiętałam najlepiej, to opowiadane wspomnienia.

    Najwidoczniej dzielenie się historiami związanymi ze zmarłym, było dość częste. Ostatecznie, przez ambonę przewinęło się 5 osób. Pierwsza była pani Hampton, która z trudem wstrzymywała łzy i ze szczegółami wytłumaczyła co się wydarzyło. Opisywała Mark’a gdy był małym chłopcem, uroczym i niewinnym, aż po ostatni dzień jego krótkiego życia. Następny był niski chłopiec, na którego zwróciłam uwagę wcześniej. Zniżono dla niego mikrofon jak tylko było to możliwe, a i tak musiał stać na palcach.

– Cześć – zaczął niepewnie. Jego amerykański akcent był wyraźny już w pierwszym słowie – Jestem Levil Eller. Mark… Mark był moim bratem. 


    Większość osób była zaskoczona, wraz ze mną i po kaplicy zaczęły roznosić się szepty. Mimo że poznałam Mark’a i jego mamę bardzo blisko przez ostatnie wydarzenia, jego brat nigdy nie był wspomniany. Moje zdezorientowanie związane z jego obecnością zostało zaspokojone, ale stworzyło kolejne pytania. Reakcja zebranych zdawała się zestresować chłopca jeszcze bardziej.
– Tak, byliśmy braćmi, ale nigdy się nie spotkaliśmy. Moja mama; biologiczna mama, urodziła mnie, gdy Mark miał 4 lata. Pan Hampton nie chciał mnie w swoim życiu. Nie chciał chyba drugiego dziecka, nie wiem. Wiec moja biologiczna mama, pani Hampton, nie chciała mnie na-narażać – jego głos stał się mniej stabilny, ale kontynuował – Więc oddała mojej mamie, tej, która mnie wychowała. Mama i tata zawsze chcieli mieć dziecko, ale nie mogli, więc pani Hampton mnie oddała.

    W zaistniałej ciszy można było usłyszeć upadającą szpilkę. Wszyscy byli zahipnotyzowani historią chłopca. 


– Chciałbym, um, podziękować pani Hampton za oddanie mnie. Uszczęśliwiła moich rodziców i dała mi lepsze życie, na które Mark również zasługiwał. Żałuję, że nie poznałem Mark’a i nigdy nie mogłem nazwać go swoim bratem. Nigdy nie dowiedział się o mnie. Powiedziano mu chyba, że urodziłem się martwy. Chciałbym móc go spotkać, chociaż raz – Po jego policzkach spłynęły łzy, które szybko otarł – Wiem, że byłby dobrym bratem. Był dobrą osobą. I może gdy umrę i pójdę do nieba… – spojrzał na zdjęcie Mark’a, postawione wśród kwiatów – Może w niebie będziemy mogli być braćmi. Chciałbym tego.

    Przyszedł czas na kolejne wspomnienia – jedno od siostry pani Hampton, a drugie od kolegi Mark’a. Widziałam go raz lub dwa razy w szkole, ale nigdy w towarzystwie Mark’a i zaskoczyło mnie to, jak zdawali się być sobie bliscy.

Josh i inni, z którymi trzymał się Mark nie odezwali się.
Nie było ich nawet na pogrzebie.

– To nie jest moje – odezwała się ponownie pani Hampton, zwracając na siebie moją uwagę – To są wspomnienia kogoś innego, o które poprosiłam. Nie chciała wystąpić publicznie, więc robię to za nią. 

    Wbiłam się w krzesło obite materiałem tak mocno, że poczułam ból w plecach. Dobrze, że nikt nie siedział obok mnie.

    Wzięła głęboki wdech, potem powoli wypuściła powietrze z płuc i zaczęła czytać
– Poznałam Mark’a poprzez pocałunek. Dotyk ust, o który nigdy nie prosiłam, którego nigdy nie chciałam. W rezultacie został zawieszony na 15 dni szkolnych, czyli coś, czego teraz żałuję, gdy wiem, co prawdopodobnie działo się z nim przez te dni. Było pewnie to coś podobnego do tego, co sama musiałam znosić w czasie wolnych dni w szkole podstawowej, a nawet wcześniej. Były to niemal 3 tygodnie z wzmożoną przemocą, więcej obelg i mniej kontroli ze strony jego ojca, ponieważ Mark nie musiał pokazywać się publicznie. Wiem to – Jej głos zadrżał z następnymi słowami – Bo również byłam ofiarą brutalnej przemocy

Wszyscy w pomieszczeniu mieli wzrok wbity w stojącą osobę pani Hampton.

– Po tym, zniknął z mojego życia na jakiś czas. Zniknął z moich myśli; nadal byłam nieświadoma prawdy. Minęły tygodnie i przeprosił, oferując randkę. Gdy odmówiłam, zaproszenie stało się przymusem. Jaki miałam wybór? Możecie widzieć inne rozwiązania niż ja miałam przed sobą w tamtym momencie, ale żyłam pod przymusami i groźbami, które były zawsze bezwzględnie wypełniane. Zgodziłam się, bo widziałam w nim potwora, który wtrącił całe moje życie do ciemności. Gdy na niego spoglądałam, widziałam osobę, na którą się wykreował, będąc kompletnym przeciwieństwem osoby, którą był od serca. Randka okazała się porażką. Zmusił mnie do kolejnej, która niemal zdarła z jego twarzy maskę, za którą się ukrywał i doprowadziła do ostatniej randki. Przed drugą randką, widziałam w nim tylko okrucieństwo, niewytłumaczalną chęć bycia w moim towarzystwie, pożądanie. Tamtego wieczoru, zobaczyłam jego smutek, zawiedzenie, a nawet iskierkę bólu. Ta iskierka nie dawała mi spokoju przez wiele długich dni.

Pani Hampton przewróciła stronę i zorientowałam się, że był to jedyny odgłos, który zaistniał, odkąd zaczęła czytać. Zaczęłam się rozglądać; wszyscy mieli wkuty w nią wzrok…

Ktoś spojrzał mi prosto w oczy.


Zamarłam. Był to kolega Mark’a, który wygłaszał wcześniej przemówienie. Gdy spuścił głowę, dotarło to do mnie.

On wiedział, że to ja.

– Trzecia i ostatnia randka zniszczyła wszystko. Była to impreza w domu Isis i tam, jego tak zwani przyjaciele, zmanipulowali go do złych rzeczy. Może to i ja jako pierwsza z nieświadomością sięgnęłam po jedzenie nafaszerowane narkotykami, ale gdy dowiedział się, co w tym jest, nie powstrzymał mnie. Za sprawą swojego przyjaciela, podał mi alkohol, który przedstawił jako energy drink, ale byłam już daleko poza logicznym myśleniem, by się zorientować. Impreza zakończyła się interwencją policji i zatrzymaniem Mark’a. Przez następne kilka dni, nie słyszałam nic na jego temat. Jak dowiedziałam się później, został odebrany z aresztu przez swojego ojca, który pobił go nie do poznania. Jedno złamane i trzy pęknięte żebra, zapadnięte płuco, złamana noga, nieprzytomność, ale przede wszystkim, załamanie psychiczne. 15 minut, które spędziłam biegnąc do szpitala w sukni balowej, były najdłuższymi minutami w moim życiu. Wszystkie teorie, które snułam i przypuszczenia, znalazły swoje utwierdzenie w naszej rozmowie. Nie powtórzę słów, którymi wymieniliśmy się w szpitalu, ale ta godzina zmieniła moje życie i nie zapomnę tego. Jego śmierć i prawda o jego przeszłości pozostawiła mnie z wieloma pytaniami. Jak, opinia na czyiś temat, może zmienić się o 180 stopni jednego dnia? Jak mogłam przejść z nienawidzenia go, do tego czegoś teraz, czego nie jestem w stanie nazwać w ciągu kilku godzin? Jak mogłam nie dostrzec wcześniej prawdy? – przy ostatnim słowie, głos pani Hampton załamał się – Ale ostatecznie, najważniejsze jest to, że przy jego śmierci, u jego boku były osoby, które troszczyły się o niego i nie umarł w samotności. Podsumowując. Mój kontakt z Mark’em był znikomy i w długich odstępach czasowych, ale nigdy o nim nie zapomnę. Był chłopakiem, który nauczył mnie znacznie więcej niż ktokolwiek inny.

I doprawdy, tylko to mogłabym powiedzieć na koniec.

X

– Jesteś Nina Martin, prawda? Niemowa?

    Komentarz został zignorowany przez wszystkich dookoła prócz mnie. Podczas gdy wszyscy zaczęli się krzątać w drodze do wyjścia, powstało zamieszanie. Ludzie zmierzali na cmentarz, gdzie po kilku słowach ze strony pastora, miało nastąpić ostateczne pożegnanie.
    Obróciłam się i stanęłam twarzą w twarz z chłopakiem ze szkoły. Wyglądał na niepewnego, ale zdeterminowanego do rozmowy ze mną. Nie potrafiłam powstrzymać strachu, który włączył w moim umyśle alarm. Gdy nie odpowiedziałam, zarumienił się lekko.
– To znaczy, wiem, że odezwałaś się okazyjnie i nie chciałem cię obrazić, tylko... – przerwał i wypuścił ze świstem powietrze z płuc – Mogę tylko z tobą porozmawiać?
    W odpowiedzi przytaknęłam powoli. Wyszliśmy razem z tłumem z kaplicy, lecz zboczyliśmy z chodnika na trawę.
– Proszę – powiedział, wyciągając jakieś pudełko owinięte w pewnego rodzaju świąteczny papier. Żywe kolory pudełka, na tle czerni żałoby, wyglądały wręcz niestosownie – Oczywiście nie jest to ode mnie. Mark zapakował to dla ciebie już tygodnie temu i stwierdziłem, że mimo jego odejścia, powinnaś to dostać. Nie wiem co to jest, ale mam nadzieję, że spodoba ci się. 


    Chwyciłam prezent, a chłopak uśmiechnął się lekko. Otworzyłam usta, aby coś powiedzieć, ale zawahałam się. Otworzyłam ponownie
– Dziękuję – wyszeptałam tak cicho, że musiał się pochylić, by dobrze usłyszeć – Byłeś jego przyjacielem?
– Dzieliliśmy razem pokój i raczej byłem najbliższym materiałem na przyjaciela. Nikt jednak nie spodziewałby się tego, bo typowe zachowanie Mark’a bardziej pasowało do Josha, niż do mojej spokojnej natury – potrząsnął powoli głową – To było dla mnie zaskakujące, jak potrafił szybko zmienić swoją postawę. W jednej chwili, wraz z Joshem rzucał obelgami i chamsko komentował innych, a gdy wchodził do pokoju i byliśmy sami, uśmiechał się, był miły i prowadziliśmy spokojne rozmowy. Chyba przez długi czas nie wiedział nawet, że to robi.
– Wiedziałeś?
Nie udawał, że nie miał pojęcia, o co pytam
– Nie, ale podejrzewałem, jednak byłem zbyt tchórzliwy, by do tego nawiązać podczas rozmowy. Głupio z mojej strony, ale już nie mogę cofnąć czasu i tego zmienić, prawda? – westchnął powoli, a na jego twarzy pojawiła się lekka rozpacz – Nie mogę uwierzyć, że naprawdę odszedł.
– Przykro mi z powodu twojej straty.
– Dziękuję – z kaplicy wyszła ostatnia grupka osób i chłopak skierował się ku chodnikowi – Powinienem już iść. Nie chcę zostać w tyle – zawahał się z następnymi słowami – Myślę, że powinnaś być świadoma… jeśli zacznie się więcej mówić o tym, co się wydarzyło, cóż, więcej niż mówi się teraz teraz, ludzie mogą mieć do ciebie jakieś pretensje, więc pamiętaj tylko, że nie zrobiłaś nic złego – spuścił głowę – Miłego dnia, Nino.

Chłopak zmieszał się z idącym tłumem.
Gdy zorientowałam się, że nawet nie zapytałam o jego imię, był poza zasięgiem mojego wzroku.



~~~~
*przypomnijmy sobie, że Mark'a odgrywa Grant Gustin*
Chyba nie będę dużo tutaj komentować. Zostawię to Wam. Czekam na Wasze przemyślenia w komentarzach; uwielbiam je czytać.
Teraz pewnie nie macie problemu z zorientowaniem się, co będzie w rzeczywistym rozdziale 43. Ale na wszelki wypadek, nie będę Wam nic zdradzać ☺

Weny jak nie było, tak nie ma. Jednak nie czuję już frustracji. Muszę po prostu zaczekać. 

Rzeczywisty rozdział 43 - 13/08/16

Tak zwani sąsiedzi zza płotu od strony ogrodu wynajmują parter jakiemuś niedorozwiniętemu towarzystwu. Nie dość, że klną jak diabli, drą się, to jeszcze puszczają muzykę - głownie polskie rapsy i disco polo - na cały regulator. Więc pozdrawiam siedząc w pokoju i nie słysząc własnych myśli... Także wybaczcie błędy, które mogłam przeoczyć podczas poprawiania.

piątek, 15 lipca 2016

Rozdzial 42

Nina's POV

- No dobrze - odezwał się Mick, pocierając dłońmi - Niedługo będzie całkowicie ciemno, czas rozpocząć show, ludzie. Nino, skoro teraz Fabian może już dołączyć, poćwiczysz samoobronę. Wiem, że tylko z nim nie będziesz kulić się ze strachu... raczej. Ty będziesz atakować, on będzie się bronił.
    Moja frustracja musiała dać mu dużo do zrozumienia.
- Nie patrz tak na mnie, Martin. Jestem twoim trenerem i masz to zrobić. Teraz pokaż, na co cię stać i zniszcz męską dumę Fabiana!
- Mick - zaczął ostrzegawczo Fabian - Jeśli nie jest na to gotowa, to nie jest...
    Wyprostowałam plecy i skinęłam na słowa Micka z determinacją, aby pokazać Fabianowi, że jest w błędzie. Słowa mojego nowego partnera w ćwiczeniach szybko zamarły i wyjęłam telefon; moje gardło było zbyt obolałe na koniec dnia, aby mówić.

Dam radę. Nie jestem mięczakiem.

- Nigdy nie powiedziałem, że jesteś - powiedział delikatnie Fabian i poszedł po ochraniacze.
    Już wcześniej oglądałam taką 'walkę'; Mick demonstrował ją z Joy, gdy Mara nie mogła jednego razu przyjść. Najlepszym momentem było, gdy Joy postanowiła złamać zasady i grać nieczysto. Mick leżał na ziemi po 5 sekundach, kompletnie nieprzygotowany na taki zwrot akcji, a Joy śmiała się do rozpuku, dodając, że 'to tak kobiety dbają o porządek'. Przez moment martwiłam się, że Mick odegra się przemocą, ale również zaczął się śmiać, po czym wstał i rozczochrał jej włosy.

    Teraz, Mick stanął obok mnie, ale upewniając się, że jest w zasięgu mojego wzroku; już wcześniej popełniał takie błędy - stał za mną, bez mojej świadomości, głośno rozmawiał, wykonywał nagłe ruchy - Fabian za każdym razem zwracał mu uwagę i teraz już sam się pilnował.
- Pamiętasz postawy, które ci pokazałem? - zapytał Mick, wykonując kilka uderzeń 'w powietrze'. Przytaknęłam i powtórzyłam za nim. Fabian wrócił do nas ze specjalnymi ochraniaczami w dłoniach. Trzymał je przed sobą - No to pokaż je.

Wzięłam głęboki, drżący wdech. Fabian posłał mi uspokajające spojrzenie. Zadałam pierwszy cios z siłą, która nawet mnie zszokowała.

- Pewnego dnia Nino, zrozumiesz przypływ ekscytacji w przemocy. Jest to uzależniające, prawie jak narkotyki. Adrenalina, gdy słyszysz trzask kości jest niesamowita - dał mi na to żywy przykład, kopiąc mnie brzuch jak piłkę, przez co mocno uderzyłam w ścianę. Gdy kaszlnęłam, dywan pokrył się krwią
- Widzisz? Gdy pewnego dnia będziesz się znęcać nad swoim dzieckiem, zrozumiesz i podziękujesz mi.


Spuściłam ręce i Mara spojrzała na mnie zmartwiona, ale zebrałam się w sobie i uderzyłam jeszcze raz w gumowe ochraniacze. Ten cios był jeszcze silniejszy i zaczęłam się zastanawiać, czy to nie przez to, że wyobrażałam sobie jego twarz.

Ta myśl zamotała mi w głowie i zrobiłam krok do tyłu. Nie, nie dałabym rady go uderzyć. Nie powinnam o tym myśleć; byłam dobrą dziewczynką, jego dobrą dziewczynką...

- Nie oddam ci ciosu - uspokoił mnie Fabian, widząc budującą się we mnie panikę - I nie krzywdzisz mnie, po to mam te ochraniacze - szybko przytaknęłam i zmusiłam siebie do tego, aby się skupić, być silną i nie okazać słabości. Zadałam jeszcze kilka ciosów i tym razem to Mick mi przerwał i pokazał jakie błędy popełniam. Próbując odciąć się od własnych myśli, powtórzyłam to, co pokazał. Raz, dwa, dwa, raz, na krzyż, na krzyż.

- Błagam - wyszeptał mały chłopiec, odwracając ode mnie wzrok. Warknęłam na niego i przycisnęłam do ściany, ignorując jego płacz - Nie, proszę, poprawię się, przysięgam!
- Zawsze tak mówisz, a nigdy się nie poprawiasz. Jesteś złym chłopcem, prawda? I zasługujesz na karę - uderzyłam go prosto w nos i szybko z jego nozdrzy spłynęła krew - Spójrz na mnie. SPÓJRZ NA MNIE! - nareszcie obrócił głowę i poczułam ciarki wzdłuż kręgosłupa.

To był Eddie.

    Zaparłam dech w piersi i zaczęłam się cofać, aż oparłam się o drzewo i zsunęłam na ziemię. Pozostali, szybko mnie otoczyli, mówiąc coś na uspokojenie, czego nie byłam w stanie dobrze zrozumieć. Bicie mojego serca słyszalne w moich uszach wszystko zagłuszało, tylko jedno zdanie dotarło do mnie.
- Czujesz się jak on, prawda? - zasugerowała Mara; był zbyt inteligentna, aby się nie zorientować - Boisz się, że staniesz się taka jak on, gdy nauczysz się jak poprawnie zadawać ciosy. Po prostu się boisz.
Moje oczy wypełniły łzy i odwróciłam od niej wzrok. Kątem oka, widziałam, jak sama sobie skinęła głową. Ktoś chwycił mnie za ramię; dłoń była większa od dłoni Mary i szersza od dłoni Fabiana, więc przestraszyłam się.

Mick usiadł obok mnie, nie zabierając dłoni z mojego ramienia, nawet gdy się lekko odsunęłam.
- Nino, może i nie wiem, kto ciebie krzywdził, tak jak wie Fabian, ale nie ma to wpływu na to, co powiem. Nigdy nie staniesz się nim. Boisz się zabić muchę. Rozmawiałam na ten temat z Joy, gdy poszukała kilku informacji na temat efektów przemocy, ponieważ oboje chcieliśmy cię lepiej zrozumieć. Niektóre ofiary zamieniają się w dręczycieli, stają się agresywni, bo nie potrafią niczego przyjąć normalnie. Niektórzy, tacy jak ty, nie znoszą przemocy. Tacy jak ty, nigdy nie stają się jak ich dręczyciele. Przemoc cię przeraża. Ale to nie jest przemoc. To jest samoobrona. Wszyscy wiemy, że jest ktoś w Ameryce, kto cię krzywdzi i wiemy, że może być to kontynuowane we wakacje. Chcemy mieć pewność, że gdy sytuacja stanie się poważna, będziesz umiała się obronić. To nie oznacza krzywdzenia kogoś; to jest ratowanie własnego życia. Chcemy się upewnić, że zaszczycisz nas swoją obecnością w naszych życiach jeszcze przez wiele długich lat i to nie oznacza, że staniesz się później agresywna.

    Fabian i Mara gapili się na niego zdumieni i wiedziałam dlaczego. Mick zorientował się w sekundę później i jego uszy stały się czerwone.
- Co? Joy wpajała we mnie to wszystko przez kilka dni. Mam prawo do inteligentnych momentów.
- Chyba jeszcze nigdy nie byłam tak dumna - wymamrotała Mara, Fabian zaśmiał się.
- Myślę, że na dzisiaj to wszystko i damy Ninie czas na przemyślenie wszystkiego, przed następnym treningiem, tak? - po chwili zawahania, gdy 3 pary oczu skupiły się na mnie, przytaknęłam i powoli wstałam. 
    Mara, Fabian i Mick skierowali się w stronę domu; Mick już zaczął narzekać jak to jest głodny, ale chwyciłam go za ramie i zatrzymałam. Spojrzałam mu prosto w oczy, gdy się obrócił.
- Dziękuję - powiedziałam zachrypłym głosem - Za to, co powiedziałeś.
Jego uśmiech, który otrzymałam w odpowiedzi, nie był jeszcze nigdy tak szeroki.

X

- NINO! - wrzasnęła Amber, wbiegając do pokoju; wyciągnęła mnie z łóżka - Dzisiaj, jest bal. Dzisiaj! - uśmiechnęłam się lekko, będąc już zmęczona tym tematem. Wspominała o tym każdego dnia. Mimo że cały czas jej odmawiałam, wiedziałam, że ciągle pracowała nad sukienką dla mnie na strychu, który Trudy pozwoliła jej użyć jako pracownię.

    Jej sukienkę widziałam skończoną ponad tydzień temu - była delikatnie różowa; róż, który można zobaczyć podczas zachodów słońca i wyglądała w niej oszałamiająco. Dopasowana do ubioru maska, osłaniała jej kości policzkowe, ale uwydatniała jej niebieskie oczy. To wszystko akcentowało jej piękną figurę i byłam pewna, że wszyscy będą na nią patrzeć przez cały wieczór.

- Przyniosę tutaj twoją sukienkę - ogłosiła - I założysz ją, nawet jeśli nadal nie chcesz iść na ten bal. Musisz ubrać jedną z moich kreacji. Proszę? - Gdy przytaknęłam, pisnęła podekscytowana i wybiegła z pokoju. Wróciła po minucie z czarną torbą przewieszoną przez ramię, a za nią przyszła Joy
- Joy zrobi ci zdjęcie. Nikt nie musi go widzieć; po prostu je chcę, bo jestem bardzo dumna z tej kreacji.

Wyjęła sukienkę z torby i oniemiałam.

    Przeważał kolor złoty z dodatkiem czarnego. Zaczynała się jak sukienka koktajlowa, ale dół był bardziej rozproszony i zwiewny. Rękawy były długie, a sukienka sięgałaby moich kostek, ograniczając wszelkie szanse na ukazanie się blizn. Część rękawów była przedłużona, aby sięgały końca moich palców. Cała kreacja wyglądała, jakbym miałaby być wróżką, bo sprawiała wrażenie, jakby miała unieść mnie w powietrze. Dopiero gdy Amber wyjęła maskę, zrozumiałam, o co chodzi.

Motyl, starannie zaprojektowany i pomalowany.
Miałam być motylem, rozwinąć skrzydła i lecieć.
- Amber - odetchnęłam - Jak długo nad tym pracowałaś?
Na jej twarzy zajaśniał uśmiech.
- Około godzinę każdego dnia w tygodniu i 3 godziny w weekendy. Joy i Patricia również mi pomogły. Joy wie jak szyć, a Patricia pomagała wszystko pozbierać razem, ale to ja jestem główną wykonawczynią i projektantką.
- Jest.. wow. Nie mam słów.
- Załóż ją! - namawiała mnie - Obrócimy się na ten czas tyłem - szybko tak zrobiły, pozwalając mi się przebrać. Sukienka pasowała jak ulał, była miękka i delikatna. Ale zamek....
- Amber - wyszeptałam - Mogłabyś, um, zamknąć oczy, ale podjeść tu i zasunąć zamek na plecach?

    Była zdezorientowana moją prośbą i nie odezwała się przez chwilę
- Dlaczego mam zam... Oh - widziałam w odbiciu lustrzanym, jak skinęła głową. Powoli podeszła do mnie z mocno zaciśniętymi powiekami i za lekkim pokierowaniem poprzez moje dłonie, spróbowała zapiąć sukienkę.

Przez przypadek, jej palce otarły o moją skórę pokrytą przeróżnymi bliznami.

    Syknęłam i trochę się odsunęłam. To nie tylko ze względu na niespodziewany dotyk w takim miejscu, ale Amber również zahaczyła o jedną z najświeższych blizn od paska, która nie dawała mi spokoju. Sama odsunęła się ode mnie, tocząc wewnętrzną walkę, aby tylko nie otworzyć oczu. Była blada jak ściana
- Przepraszam - wyszeptała.
- W porządku - skłamałam i znów spróbowałam pokierować jej dłonie, tym razem dokładnie do suwaka. Obyło się bez problemów.

Jednak czułam jak jej dłonie drżały bardziej niż wcześniej.

- Gotowe! Joy, możesz się obrócić i ty Nino również!

    Gdy stanęłam do nich przodem, obie równocześnie pisnęły podekscytowane. Wychodzi na to, że Joy ma w sobie coś z Amber. O pomóż nam Boże.
- Amber, jesteś boginią! To jest ????.
Amber wzięła mnie za rękę i pociągnęła do swojej toaletki.
- Co robisz?
- Trzeba zrobić to zdjęcie, a bez pełnego makijażu, który zaplanowałam do tej sukienki, nie będzie efektu. Nie przeszkadza ci to, prawda? Proszę? - błagała, wyciągając już swoje przybory do makijażu. Westchnęłam niechętnie, ale usiadłam na krzesło przed lustrem. Gdy tylko tak się stało, Joy zaczęła mówić o schemacie kolorów cieni i używała profesjonalnych terminów, których nawet nie próbowałam rozszyfrować.

    Po pół godziny, usłyszałam, że wszystko jest skończone. Mój make-up na Halloween wymagał dużo pracy i wyglądał nierealistycznie, lecz ten sprawił, że moja twarz wyglądała ładniej, ale i naturalnie.

Wyglądałam... ładnie.

- Wyglądasz olśniewająco - poprawiła mnie Amber i zorientowałam się, że to wcześniej powiedziałam na głos - To znaczy, zawsze wyglądasz ładnie, ale to jest nadzwyczaj.

    Po nałożeniu podkładu i korektora - co na samą myśl rozśmieszyło mnie, bo po raz pierwszy miałam użyć tego do czegoś innego niż blizny - zaczęła z cieniem do powiek, tworząc złote smoky eye, będące stopniowo ciemniejsze w zewnętrznych kącikach. Użyła eyeliner i maskarę. Następnie nadszedł czas na konturowanie twarzy, do czego użyła delikatny róż do policzków oraz bronzer wpadający w kolor złoty. Wszystko to podkreśliło moje wysokie kości policzkowe. Na koniec została szminka, która wbrew moim obawom nie była czerwona, lecz różowa. Idealnie pasowała do całego ubrania.
    Moje włosy zostały lekko podkręcone na końcach i opadały na ramiona niczym wodospad. Kilka loków zostało spięte dwoma spinkami, nadając fryzurze objętości. Amber pożyczyła mi swoje czarne baleriny i założyłam maskę, idealnie dopasowaną do kształtu mojej twarzy.

    Gdy tylko byłam gotowa, Joy zaczęła robić zdjęcia. Powiedziano mi, abym przechyliła głową tak i tak, aby obrócić się w tę stronę, uśmiechać się, nie uśmiechać. Niektóre zdjęcia były bez maski, a inne wraz z nią. Wszystkie pozy, o które mnie poproszono, sprawiły, że dziwnie się poczułam.
    Amber i Joy ubrały swoje sukienki, nie zważając na moją obecność i zaczęły robić sobie nawzajem makijaż. Odważyłam się nawet zwrócić uwagę na to, jak dobrze nałożyć podkład, co zaskoczyło całą naszą trójkę. Gdy były gotowe, włożyły buty i skierowały się do drzwi.

W tamtym momencie zrezygnowałam za pójściem za nimi.

- Nino... czy... błagamy, pójdziesz na bal? - odezwała się ku mojemu zdziwieniu Joy - Nikt ciebie nie rozpozna, nawet Fabian. O to chodzi w maskach. Nie musisz tańczyć, rozmawiać czy robić innych rzeczy, ale bardzo chcemy, abyś była z nami, wiele to dla nas znaczy. Chłopcy już wyszli; Oprócz nas, będą widzieć twój ubiór tylko Trudy, Patricia i Mara.
- Nie czuję się z tym komfortowo.
- Ale czy to nie jest coś, czemu stawiasz czoła każdego dnia? - dołączyła się Amber - Próbowanie rzeczy, które uważasz za niekomfortowe dla ciebie? Rozmawiasz z wszystkimi, częściej wyrażasz swoje emocje, wstawiasz się za innymi i nawet wolę już nie wspominać o Fabianie całującym twoje blizny...
- Chwila, co? - wrzasnęła Joy z szerokim uśmiechem na twarzy - Fabian całował jej blizny?
    Amber uśmiechnęła się zadowolona
- Tak, całował jej blizny i żadne z nich nie żałuje tego, prawda Nino? Ponieważ lubisz go, chcesz być przez niego adorowana i chcesz wtulać się w niego każdej nocy i....
- Pójdę na bal, jeśli skończysz temat mojego miłosnego życia - przerwałam szorstko. Gdy usłyszały 'miłosnego życia', uśmiechnęły się szerzej, a ja westchnęłam teatralnie - Nie napalajcie się tak na to, bo wasze głowy mogą eksplodować od nadmiaru chęci.

Humorystycznie i z odwagą. Świnie mogą dzisiaj latać po niebie.

    Joy i Amber wyszły z pokoju, ciągnąc mnie za sobą. Pozostałe dziewczyny były już w holu. Mara miała na sobie granatową sukienkę, a Patricia czerwoną. Trzymałam w dłoni maskę tak mocno, że bałam się, iż ją złamię. Obie dziewczyny zaparły dech w piersiach na mój widok, podeszły i zaczęły mnie komplementować oraz Amber za jej dzieło. Trudy widząc nas, wzruszyła się i zrobiliśmy kilka pamiątkowych zdjęć aparatem Joy.

Wyszłyśmy z domu i już nie miałam szansy, aby zrezygnować.

X

    W porównaniu do drogi na imprezę w domu Isis, ta przyszła mi łatwiej. Rap został zamieniony na muzykę alternatywną i pop. Rażące światła zostały zastąpione kilkoma kulami dyskotekowymi, a stół z jedzeniem był pod stałą kontrolą co najmniej trzech nauczycieli. Maski założyłyśmy, gdy tylko w zasięgu naszego wzroku pojawił się gmach szkoły. Rozpoznawałam dziewczyny, ale wszyscy inni byli dla mnie totalną zagadką. Zdawało mi się, że widziałam Alfiego, ale nie miałam pewności, a po chwili zmieszał się z tłumem.

    Podeszłam do stołu z jedzeniem, unikając ciasteczek i napojów. Sięgnęłam po krakersy. Nawet dorośli nosili maski, pozostawiając nas w niewiedzy, dopóki się nie odezwali.

- Ładna maska - ktoś powiedział się i stanęłam w twarz z jednym z nauczycieli, również noszącym maskę - Jest bardzo podobna do tej, którą malowałem 2 tygodnie temu, lecz powiedziano mi, że jest to dla Niny Martin, która i tak najprawdopodobniej nie przyjdzie - moje napięcie szybko minęło; pan Winkler. Nie miałam pojęcia, że to on malował moją maskę, więc szybko odpowiedziałam językiem migowym 'dziękuję'. Uśmiechnął się
- Baw się dobrze, Nino. Zdaje mi się, że szuka cię pewien brunet...

    Odszedł na swoje wcześniejsze miejsce, po drugiej stronie stołu. Ja również ruszyłam się i zaczęłam spacerować bokiem sali, próbując znaleźć kogoś, kogo znam. Dostrzegłam Amber, która tańczyła z kimś, kto przypominał Alfiego. Wysoki szatyn, którego uznałam za Jerome'a, rozmawiał z Marą. Patricia była Bóg wie gdzie, a Joy, podobnie jak ja, rozglądała się za kimś.
- Chcesz zatańczyć? - zapytał chłopak, który również przyglądał się tłumowi. Od razu wiedziałam, że to nie był ktoś, z kim się przyjaźnię, a w zasadzie to brzmiał podejrzanie podobnie do Josha.
- N-nie, dziękuję - wydusiłam przez zaciśnięte gardło. Wiedziałam, że gdybym wyjęła telefon, zdradziłabym swoją tożsamość. Westchnął i skinął, odwracając ode mnie swoją uwagę. Wznowiłam swoje poszukiwania, lecz po chwili, w kopertówce, którą pożyczyła mi Amber, zawibrował telefon. Dostałam smsa od Fabiana.
Widzę cię, mały motylku. Znajdziesz mnie?

Podniosłam wzrok i rozejrzałam się dookoła, ale nikt nie patrzył w moim kierunku. Dostałam kolejną wiadomość.

Musisz się lepiej postarać.

    Bez chwili namysłu, ruszyłam się z miejsca i zaczęłam przedzierać się przez tłum. Kilka osób miało w dłoni telefony, ale on mógł chować go do kieszeni w międzyczasie. To była gra na instynkt. Szybko wykluczyłam tych, którzy tańczą, jak i osoby z nie takim kolorem włosów. Trudniej było wykluczyć osoby, biorąc pod uwagę wzrost, ale gdy podchodziłam bliżej, byłam w stanie stwierdzić.

Oddalasz się, skarbie.

    Obróciłam się i spojrzałam tam, gdzie najpierw zmierzałam. Mógł mnie manipulować, więc kontynuowałam. W pewnej chwili myślałam, że już go znalazłam - taki sam wzrost, kolor włosów - ale gdy podeszłam bliżej, poczułam obce perfumy. Nie pachniał jak Fabian.

    Znalezienie go zajęło mi kolejną minutę. W sali z około tysiącem osób, było to nie lada wyzwanie, ale gdy tylko wyszukałam go wzrokiem, wiedziałam. Natychmiast do niego podeszłam, a on uśmiechnął się promiennie.
- Witam, mały motylku. Zatańczysz?
- Ja... ja nie potrafię tańczyć
- Potrafisz. Pamiętasz nasz nocny piknik? Tańczyłaś, prawda? - Stanął bliżej mnie; o wiele bliżej, niż był wtedy. Między naszymi ciałami były może 2 centymetry przestrzeni. Delikatnie ułożył dłoń na moim biodrze i zadrżałam, lecz nie ze strachu. Palce drugiej dłoni, wplótł w moje
- Zrelaksuj się -wymamrotał - Będę prowadził. Pamiętasz co robić? - przytaknęłam i moja wolna dłoń spoczęła na jego ramieniu
- Fabian, to jest muzyka pop, nie piosenka do wolnego tańca - wyszeptałam, jakby ktoś inny jeszcze mógł usłyszeć mimo hałasu. Przez ramię Fabiana, zauważyłam pana Winklera przyglądającego się nam z uśmiechem.
- To nie ma znaczenia - zaczął śpiewać tak, że tylko my słyszeliśmy i zaczęliśmy tańczyć do własnej melodii. Nie byliśmy w tłumie, nie byliśmy jak inni. Na tamten moment, byliśmy sobą i nie obchodziło mnie to, co inni mogą sobie pomyśleć.

X

    Tańczyliśmy przez niemal godzinę. Po tym dołączyłam do kółka, w którym tańczyła Amber, w końcu próbując przystosować się do nieco szybszej muzyki i okazało się, że nie jest źle. Później także dołączył Fabian i zdołał kilka razy mnie okręcić dookoła.

- W porządku gołąbeczki, zwolnimy na kilka piosenek - odezwał się DJ przez mikrofon - Zachowajcie publiczne okazywanie uczuć do minimum, nadal obowiązują zasady szkoły. Wiecie gdzie jesteście.
Salę wypełniła spokojniejsza atmosfera i natychmiast spojrzałam na Fabiana. To była nasza piosenka.
Fabian skłonił się lekko, przed podaniem mi dłoni
- Mogę poprosić do tańca, moja pani? - zapytał, z trudnością zachowując poważny wyraz twarzy
- Oczywiście - odpowiedziałam równie poważnie. Zaprowadził mnie na parkiet i przybraliśmy wcześniejszą pozycję
- I never thought that you would be the one to hold my heart - zaśpiewał mi do ucha, podążając za melodią płynącą z głośników - But you came around and you knocked me off the ground from the start - Myślałam, że moje policzki nie mogą być już bardziej czerwone. Zauważyłam Amber i Joy, wpatrzone w nas i uświadomiłam sobie, że byłam w błędzie. Zaczęłam czuć się bardzo krępująco. Fabian ścisnął moją dłoń.
- Zamknij oczy
Mrugnęłam powiekami z pustką w oczach
- Co?
- Nie martw się, tym razem obejdzie się bez całowania twoich blizn, ale zamknij oczy - wyszeptał - Jesteśmy tu we dwoje. Nie masz powodu do wstydu, gdy jesteśmy tu tylko my, prawda? - skinęłam i zamknęłam oczy, pozostając z ciemnością, lecz jego dotyk na moim ciele, przypominał, że jest ze mną.

How many times will you let me change my mind and turn around?
- kontynuowałam w głowie tekst utworu
    Fabian, jakby czytał moich myślach, czekał na następny wers, by znów zacząć
- I can't decide if I'll let you save my life or if I'll drown
You put your arms around me and I believe that it's easier for you to let me go...
- You put your arms around me and I'm home - zakończył, całując mnie w policzek - Nigdy o tym nie zapomnij, Nino - skinęłam i na ułamek sekundy spojrzałam mu w oczy, po czym odwróciłam wzrok.

    Muzyka ucichła i w głośnikach, zamiast kolejnej piosenki, usłyszeliśmy głos dytektora
- Dobrze moi mili, na chwilę muszę przerwać. Wiem, że wszyscy nie możecie się doczekać, by poznać Królową i Króla balu, lecz najpierw chciałbym złożyć podziękowania i wyróżnić kilka osób. Pierwsze podziękowania, wędrują do naszych wspaniałych nauczycieli i pozostałych pracowników szkoły, którzy pracowali razem, byśmy mieli przyjemność bawić się tu dzisiaj. Dziękuję także uczniom, będącymi najlepszymi nastolatkami, o których inni dyrektorzy mogą sobie tylko pomarzyć - odparł z uśmiechem.
    Zawiwatowaliśmy wspólnie z uśmiechami na twarzach, lecz dyrektor przybrał poważniejszy wyraz twarzy. Nagle, kolorowe balony i światła zdawały się być dla niego kłopotem
- I na koniec, chciałbym prosić o chwilę ciszy dla Mark'a Hampton'a, który walczy o swoje życie w Northview Hospital już od kilku dni. Sprawy... nie mają się dla niego dobrze, ale miejmy nadzieję, że kiedyś do nas wróci w pełni zdrowy.

Zdawało się, że ktoś wyssał z sali całe powietrze.

    Wiele osób, nie miało pojęcia kim jest Mark, a pozostała część wcale nie była wielce zaskoczona. Tylko kilka osób była w totalnym szoku, łącznie ze mną. Po pomieszczeniu rozpowszechniły się szepty niczym ogień.

- Słyszałem, że ma to coś wspólnego z tą imprezą
- To był jego ojciec. Nie słyszałeś?
- Myślałem, że Mark już umarł
- Josh powiedział, że jego ojciec, zbił go na kwaśne jabłko po tej imprezie...


    Bez zastanowienia, zaczęłam biec w kierunku drzwi wyjściowych. Fabian szybko mnie do gonił i chwycił za rękę, aby mnie zatrzymać, lub powiedzieć, że idzie ze mną. Nie wiedziałam, które z tego wybrał, ale spojrzałam na niego błagająco.

- Fabian, to jest coś, co muszę zrobić. Sama - wyszeptałam i wiedziałam, że mnie rozumiał. Puścił mnie i wybiegłam ze szkoły.

Josh powiedział, że jego ojciec, zbił go na kwaśne jabłko po tej imprezie... Ktoś z tłumu tak powiedział i jeśli to prawda, nie wiedziałam, jaka powinna być moja reakcja. Czy to oznacza... Czy to się wydarzyło wcześniej... Czy on był...

    Dopadły mnie mdłości i musiałam się zatrzymać, by odetchnąć. Gdy odzyskałam siły, znów zaczęłam biec. Szpital był tylko 10-15 minut drogi stąd i wiedziałam, że dam sobie radę. Treningi Micka, okazały się bardzo przydatne.

Byłam pewna, że muszę zobaczyć się z Mark'em
Mogło już być po nim.
I ta myśl, wysyłała nieprzyjemne ciarki wzdłuż całego mojego ciała.

xxx
WERBLE PROSZĘ 
Thx Simon
Surprise, rozdział jest dzień wcześniej - stwierdziłam czemu nie, więc oto i jest!
No to mamy już 'wstęp' do konsekwencji imprezy, moi drodzy, ale wszystko jeszcze przed nami, tak jak i fakt, że przyszły rozdział będzie dodatkiem - alternatywną, pierwotną wersją rozdziału 43, lecz NIE będzie miał powiązania, czy wpływu na pozostałe rozdziały, ponieważ po nim, będzie opublikowany rzeczywisty rozdział 43, który będzie łączył się z dalszymi wydarzeniami. Tak tylko przypominam.

A więc? Co sądzicie o tym rozdziale? I przede wszystkim - co wydarzy się w wersji pierwotnej, a co w rzeczywistej? Podpowiem tylko, że różnica będzie bardzo zasadnicza. 
A tak przy okazji, to nie mogę się już doczekać 44 rozdziału, aż poznacie nowiutką postać. Mam ochotę wykrzyczeć całemu światu, kto to, jaki wpływ będzie miał/a na fabułę, oraz kto 'gra' tę postać. Muszę podziękować autorce za wybór i przyznać, że aktor/ka, który/a 'odgrywa' właśnie tę postać ostatnio skradł/a moje serce, rolą w jednym z serialów, który zdecydowanie zbyt mocno mnie wciągnął... Możliwe, że ktoś już wie o kogo mi chodzi, idk. (i przysięgam na wszystko, że nie chodzi tu o Alberto/Simona z gifa powyżej)
ANYWAY, kończę już z tym majaczeniem, to tylko pierwsza faza wstępowania do nowego fandomu (tym razem serialowego, uhu) i fangirlingu, za jakiś czas minie... albo i nie. IGNORE.

NASTĘPNY dodatkowy ROZDZIAŁ: 30/07/16

Jeśli chodzi o tłumaczenie, to wciąż stoję w miejscu. Ten cholerny 51 rozdział sprawia mi największy problem odkąd zaczęłam tłumaczyć. No cóż, nic tylko tłumaczyć na siłę. Tłumaczenie na silę łączy się oczywiście z faktem, że rozdział będzie słabszy (raczej), no ale nie widzę innego wyjścia.

Miłe, dalszej części wakacji i znacznie ładniejszej pogody!
+ Dziękuję za niemal 31 000 wyświetleń i ostatnie komentarze, jesteście wielcy ♥

Klaudia x

sobota, 2 lipca 2016

Rozdzial 41

Przypominam o istniejącym koncie na Twitterze @ScarredPL oraz o hasztagu #ScarredPL

Nina's POV

    Następny poranek byłby fajny, gdyby składał się z leżenia obok Fabiana przez 30 minut, zanim stawiłabym czoła problemom i skutkom poprzedniego wieczoru.
    W zamian, obudziłam się z bólem głowy i bolesną sensacją w jelicie, która zmusiła mnie do udania się do toalety. Fabian, nie zważając na moje protesty, poszedł za mną i trzymał włosy podczas tej całej nieprzyjemnej sytuacji. Nie zdawał się być w jakiś sposób zgorszony, jak już, to zmartwiony. Ja za to, byłam bardzo skrępowana. Określenie upokorzona, pasuje bardziej. Zniknął na minutę, a potem wrócił z moją pastą i szczoteczką do zębów.
- Jak się czujesz? - zapytał, gdy skończyłam myć zęby i byliśmy w drodze powrotnej do pokoju; podtrzymywał mnie cały czas, za co byłam niezmiernie wdzięczna. Nadal kręciło mi się w głowie i nie czułam się stabilnie. 
- Jakby przejechał mnie buldożer - wydusiłam przez zaciśnięte gardło. Sama skrzywiłam się, słysząc własną wymowę tego słowa, ale nie byłam też pewna, jak powiedzieć poprawnie. Fabian nie skomentował - Nie, cofam to. Jakby przejechał mnie buldożer, potem jakbym została zdeptana przez spłoszone hipogryfy i wrzucona do maszynki do siekania.
Skąd taki zawiły opis?

    Fabian dziwnie się na mnie spojrzał, ale uśmiechnął się
- Właśnie nawiązałaś do Harrego Pottera w zwykłej rozmowie. Mara urządziłaby imprezę z tej okazji - odwzajemniłam uśmiech - Kac minie za kilka godzin, a skoro nie mamy w tym tygodniu lekcji, nie musisz się martwić o pójście jutro do szkoły.
- Nie mamy lekcji? - powtórzyłam zadumana, szukając w myślach momentu, w którym zostaliśmy o tym poinformowani i dlaczego. Otworzył drzwi do pokoju i usiadłam na łóżku - Dlaczego?
- Przerwa świąteczna - przypomniał mi - Teoretycznie, całe 2 następne tygodnie są wolne. A święta same w sobie są za 12 dni. My... - nagle przerwał, wytrzeszczając oczy. Spuścił swój wzrok nieco niżej mojej twarzy i po chwili, zrozumiałam o co chodzi.

    Ostatniego wieczoru musiałam chyba zdjąć bluzę zanim zasnęłam i miałam na sobie cienką bluzkę z długim rękawem. Ale rękawy były teraz podwinięte aż do łokci, pewnie sama to zrobiłam podczas snu. Już od dłuższego czasu nie nakładałam podkładu i korektora na moje przedramię; nakładałam tylko na dłonie i nadgarstki. Aż dziwne, że żadne z nas nie zauważyło tego wcześniej.

Moje przedramię było nieosłonięte.

    Przez chwilę w mojej głowie panował chaos; zapomniałam, że Fabian tak czy inaczej wiedział o mojej przeszłości a nawet widział już blizny. O Boże, wszystko się posypało, teraz wie i powie i... 
Zatrzymałam swoje myśli. Już widział niektóre blizny. Spuść rękawy, to nic takiego.

Taki był plan, zanim Fabian delikatnie nie przetarł palcem po mojej zniszczonej skórze.

    Jego spojrzenie było przepełnione bólem, a nie zgorszeniem i samo to wprawiło mnie w zachwyt; nie był mną przerażony. Moje mięśnie widocznie się spięły pod wpływem jego dotyku, zacisnęłam pięści. Chciałam odsunąć od niego rękę, ale chwycił ją w ostatniej chwili.
- Nie musisz tego ukrywać, skarbie. Nie przede mną.
    Jego palce kontynuowały swoją podróż po mapie moich blizn; od tych powstałych przez gorący wosk po linię, którą pozostawiło żelazko. Od moich drobnych blizn po kolcach, po ślady po ranach od noża. Zacisnęłam powieki, powstrzymując łzy. Wróciły do mnie wspomnienia związane z każdą z blizn.

- Nawet nie potrafisz wyprasować moich ubrań, ty paskudna dziewczyno! Spójrz na to, spaliłaś moją bluzkę! - jego spojrzenie stało się sadystyczne - Pokażę ci jak to jest! - Chwycił żelazko, przytrzymał moją rękę i przycisnął rozgrzane urządzenie do mojej skóry. Zapach spalenizny, krzyk dziewczyny, ale chwila, ta dziewczyna to ja...

...moje przedramię zanurzyło się w cierniach, a krzyk był jakby starszy, głębszy i mocniejszy niż wcześniej. Fabian, pomyślałam. Gdzie jesteś? Skuliłam się, czując krew spływającą po mojej skórze...

Bezwartościowa. Degustująca. Nie warta życia. Niewdzięczna za..

- Nino, chciałbym, abyś coś spróbowała - odezwał się Fabian, zmuszając mnie do otworzenia oczu. Zorientowałam się, że po moich policzkach spływały łzy - Nie zamykaj oczu, nie spoglądaj na swoje przedramię, tylko patrz na mnie, dobrze? Prosto na mnie.
    Skupiłam swoją uwagę na jego twarzy nie będąc pewna, czego się spodziewać. Ścisnął moją dłoń
- Pamiętasz dzień w którym pierwszy raz dotknęłaś mnie z własnej woli? Gdy dotknęłaś mojej dłoni, potem powędrowałaś wzdłuż ręki aż po moją twarz?
- Tak - wyszeptałam.
- Robię dokładnie to samo co ty. Tak, twoja skóra może wygląda inaczej niż moja, ale co z tego? Skóra to skóra - podwinął nieco wyżej mój rękaw i kontynuował - Nie patrzysz teraz na swoje blizny. Na tą chwilę one nie istnieją - przerwał na chwile - Okay, może skóra pokryta bliznami jest inna w dotyku, ale to nie sprawia bólu, prawda?
- Nie, nie sprawia bólu.
- Właśnie - zadrżałam pod jego dotykiem, jego dłoń powędrowała jeszcze wyżej - Nawet najbardziej poranione ciało może się zregenerować. To samo tyczy się także ludzi. Zasługujesz na życie wolne od bólu. Chciałbym móc ci to dać.
- To jest bezbolesne - powiedziałam cicho, uśmiechnął się
- Mam na myśli to i coś więcej. Coś więcej niż zwykłe dotknięcie, muśnięcie palcem. Coś bardziej... bardziej czułego. - jego dłoń powędrowała do mojego ramienia, obojczyka. Zesztywniałam na chwilę w obawie, że zjedzie niżej, ale poczułam jego dotyk na szyi, potem na szczęce. Sekundę później, jego palec otarł o moją wargę - Na przykład muśnięcie ustami - przełknęłam z trudnością ślinę.

Zeszłego wieczoru, byłam równie blisko Mark'a. Uwodził mnie, byłam pijana i mimo to, czułam się z tym odrażająco źle. Teraz towarzyszyły mi tylko lekkie zawroty głowy.

Więc dlaczego teraz czułam się z tym dobrze?

    Podniósł moją dłoń i przyłożył do swoich ust, całując ją tuż przy bliźnie. Nie wiedziałam której - zazwyczaj pamiętałam miejsca w których mam blizny, ale w tamtym momencie, jego oddech na mojej skórze skupiał na sobie 115% mojej uwagi. Ciągle drżałam, ale nie ze strachu.

- Jesteś piękna, Nino - wymamrotał, składając pocałunek na kolejnej bliźnie; albo tak mi się zdawało. Już nie wiedziałam, czy całował gładką skórę, czy poranioną a nie miałam zamiaru spuszczać go z oczu, by sprawdzić.
    Następnie poczułam jego usta na nadgarstku. Jakaś część mnie, koniecznie chciała się wydostać z dala od niego, od chłopaka, chłopaka bez koszulki, którego usta dotykały moją skórę i mógłby zrobić znacznie więcej i to byłoby coś złego, złego, złego...

Ale to jest Fabian. Wyszeptał niewyraźny głos w mojej głowie. Nie byłam pewna, czy niewyraźny był przez mój kac, czy przez to, co działo się poza moim umysłem. Fabian mnie nie skrzywdzi.

- Chcę, abyś odpowiedziała na moje pytania - wymamrotał, przykładając wargi w następne miejsce. Zdawało się, że zrezygnował z posunięcia się dalej niż przedramię, nie docierając nawet do łokcia i mimo wszystko, kamień spadł mi z serca
- Możesz odpowiedzieć?
- Mhm
Uśmiechnął się
- Czy to dobre uczucie?
- Tak
- Chcesz, abym przestał?
-... nie.
- Czujesz się z tym komfortowo?
- Tak
- Czy twoje blizny przeszkadzają ci teraz w jakiś sposób? Czujesz się skrępowana?
- Nie - odetchnęłam
    Uśmiechnął się szerzej, a jego policzki nadal były wręcz wiśniowe
- Dobrze, Misja wypełniona - nadal nie odsunął się, ale nie przeszkadzało mi to ani trochę. Czy budowało to we mnie pewne pożądanie? Nie. Ale czy to nie było wspaniałe uczucie? Nie tylko dotyk nie sprawiający bólu, ale także moment, który utwierdził mnie w przekonaniu, że Fabian mnie nie skrzywdzi i sądzi, że jestem piękna? Tak.

Mogłabym zatrzymać czas i trwać w tym momencie do końca życia. 

    Ale wszystko co dobre, szybko się kończy i tym razem również nie było wyjątku, ponieważ Amber wybrała idealny moment, by otworzyć na oścież drzwi, radosna jak zawsze.
- Hej wam, słyszałam, że wstaliście wcze... oh - wymamrotała, w końcu przetwarzając widok przed swoimi oczyma. Fabian bez koszulki, ja z moimi bliznami na widoku, on całujący je i policzki nas obojga zabarwione na czerwono - Wow, to niezręczne.

Fabian wstał szybko, zapominając, by spuścić moje rękawy.
- No to ja... Um... - zająkałam się.

I wyszłam.

    Tuż przed wejściem do jadalni zdążyłam zaciągnąć rękawy. Usiadłam do stołu bez słowa, wzięłam truskawkę i zaczęłam ostrożnie jeść. Nie dość, że czułam mdłości przez kac, to jeszcze mój brzuch wypełniły motylki.

Fabian i Amber nigdy nie wyszli z jego pokoju, przynajmniej nie dopóki nie poszłam do swojego pokoju.

A miejsca w których miał swoje usta na mojej skórze, nie przestały mrowić przez godziny.

Fabian's POV

- Jestem strasznym idiotą! - wrzasnąłem, rzucając czymś lekkim i miałem nadzieję, że czymś niezniszczalnym o ścianę, po tym kolejną rzecz. Odbijały się od ściany i spadały bez szkody na podłogę. Amber chwyciła mnie za rękę zanim zdążyłem rzucić kolejną. 
- Fabian, czy masz zamiar wytłumaczyć mi co się stało? Daj mi zdecydować, czy jesteś idiotą, czy nie. Wytłumacz.

    Rzuciłem się na łóżko i zajęczałem w poduszkę
- Po tym, jak wróciłem z Niną do pokoju, rozmawialiśmy chwilę ale zauważyłem jej podciągnięte rękawy i jej blizny. Wyglądała na tak speszoną, że to mnie zabijało, więc zacząłem dotykać jej blizn i chciałem, aby przestała się ich wstydzić, a po tym, zacząłem je całować, a ona nie powstrzymywała mnie i Boże, Amber, byłem tak głupi, tak...
- FABIAN! - krzyknęła, przerywając mój chaotyczny monolog - Musisz się uspokoić. Co złego w tym, że sprawiłeś iż zapomniała o swoich bliznach chociaż na kilka minut? Jak dla mnie, to jest coś dobrego! 
- Ale nie rozumiesz, prawda? Ona jest nadal na kacu. Ja, bez koszulki, całowałem jej blizny, gdy ona siedziała na moim łóżku. Myślisz, że jak to wszystko odbierze, gdy kac minie? Oddali się ode mnie, albo będzie się mnie bać!
Amber usiadła obok mnie na łóżku i westchnęła.
- Raczej ty nie rozumiesz - podniosłem głowę, aby mogła zobaczyć moje zdezorientowane spojrzenie, wywróciła oczami - Nie jesteś już zwykłym chłopakiem bez koszulki, nie dla niej. 5 sekund temu, byłeś Fabianem bez koszulki.
-... nadal nie łapię
- Pomyśl, co by się stało, gdyby zrobił to Mark! Zaczęłaby się szarpać i wrzeszczeć, albo wymusiłaby w sobie utratę przytomności, nawet gdyby była kompletnie pijana. Ale to byłeś ty, więc zareagowała inaczej. Ona cię lubi. Twoje słowa, twój dotyk, twoje pocałunki? Ona tego pragnie, nawet jeśli nie przyznaje się do tego. Podoba jej się to, co się stało i będzie podobać się jej to również jutro i pojutrze. 
- Ale jej przeszłość zniszczyła wszelkie szanse na pocałunek, Amber.
- A kilka miesięcy temu myśleliśmy, że jej przeszłość zniszczyła wszelkie szanse na to, że będzie można ją normalnie dotknąć. Teraz, nie dość, że dotyka ciebie bez zawahania, ale dotyka pozostałych. No cholera, rzucała śnieżkami w nasze twarze bez obaw o karę, ponieważ wie, że nie będzie ukarana. Ona zdrowieje. I za kilka miesięcy, pocałunek może być dla niej możliwy. Na teraz, zakończmy temat i zajmijmy się własnym życiem.
- Czy... porozmawiasz z nią? Tylko dla pewności. Nie ważne, czy będzie tego żałować czy nie, to co się wydarzyło było zbliżone zbyt do czegoś, co mogłoby mieć miejsce w związku i nie chcę, aby zamartwiała się, że wstąpiliśmy w jakiś nowy rozdział bez jej świadomości - nawet ja słyszałem zadumę w własnym głosie. Tak bardzo chciałbym, aby to się wydarzyło.
    Amber najwidoczniej również, ponieważ jej twarz złagodniała
- Pewnie Fabian, ale możesz też sam z nią porozmawiać, jeśli chcesz. Mam wrażenie, że oboje używacie mnie jako posłańca

    Podszedłem do szafy i ubrałem koszulkę, a na zmianę spodni miałem zamiar zaczekać, aż płeć przeciwna opuści pokój.
- Więc, po co tak w ogóle tutaj przyszłaś?
    Podniosła bluzę Niny z podłogi z zadowolonym uśmiechem malującym się na twarzy
- Oh, nic takiego. Chciałam tylko sprawdzić co u was, przypomnieć Ninie, że ma dzisiaj zajęcia z Mickiem i podyskutować o nachodzącym balu.
- Co jeszcze? - zapytałem podejrzliwie - Jest coś jeszcze, prawda?
- Nic złego... tylko fakt, że gałązki jemioły są porozwieszane w całym domu.
- Amber, nie zrobiłaś tego...
- Co mam powiedzieć? - uśmiechnęła się - To, że Misja Fabina idzie po mojej myśli, nie oznacza, że zwalniam.

Nina's POV

    Po południu, ból głowy zaczął nareszcie zanikać i aby to uczcić, spędziłam dzień malując. Jeden obrazek był już skończony - scena z Harrego Pottera, co miałam zamiar dać Marze. Dla fana, jest to od razu do rozpoznania; dla kogoś, kto nie zna Harrego Pottera, wyglądałoby to jako coś kreatywnego - chłopiec z czarnymi włosami stojący tyłem i zagadkowa postać stojąca w ciemności nocy, a wokół niej zielona poświata. Mógłby to być prezent na Boże Narodzenie. Potrząsnęłam głową. Może część prezentu.

Tą pracę odłożyłam na bok i zajęłam się malowaniem czegoś bardziej osobistego.

- Nino? - zawołała Amber, wystawiając głowę zza drzwi sekundę później - Nino, mogę z tobą porozmawiać? Nie musisz zaprzestawać pracy czy coś - zarumieniłam się na sam jej widok, przypominając sobie sytuację w której mnie wcześniej przyłapała, ale przytaknęłam. Weszła do pokoju i usiadła na łóżku obok mnie, przechyliła głowę oglądając malunek. 
- Co to?
- Szafa - wymamrotałam.

    Nie czułam się obrażona, że nie wiedziała co to jest; obrazek nie był nawet jeszcze w połowie skończony i był nieco inny. To był widok ze środka szafy, w której drzwiczki były wystarczająco otwarte, by ukazać pokój, cały w czerwonych barwach, a na drzwiczkach były czyjeś palce, otwierające je. 
    To był częsty widok w moim dzieciństwie. Drzwiczki otwierane były po kilku dniach, czasami po ponad tygodniu. Mimo, że pokój nigdy nie był czerwony, lecz kremowo-brązowy, czerwień odzwierciedlała gniew czekający na mnie na zewnątrz.

- Szafa? - powtórzyła zdezorientowana - Ale.. - coś błysnęło w jej oczach, coś ciemnego i ponurego - Nieistotne. Fabian chciał, abym przyszła ciebie sprawdzić kilka godzin temu, ale pomyślałam, że najpierw wolałabyś trochę czasu dla siebie.
    Poczułam budującą się we mnie irytację
- Sprawdzić? - powtórzyłam, nie lubiłam tego, jak to brzmiało. Mój głos zdradził ból, który starałam się ukryć i wzburzyłam się zauważając, jak łatwo przekazuję emocje mówiąc. Na kartce można było łatwiej to ukryć.
- Nie w ten sposób, Nino. Był przerażony, że wystraszył cię tym, uh, incydentem rano. Biedny chłopak, cały dzień chodzi strapiony, ale jest za dużym mięczakiem, aby przyjść tu samemu. I ma do tego powód; już kilka razy wcześniej go odtrąciłaś - przypomniała mi delikatnie.
    Rozluźniłam się nieco, słysząc jej odpowiedź
- Nic mi nie jest. Tak, jestem trochę przytłoczona emocjonalnie, ale nie mam zamiaru zamykać się na świat. Potrzebowałam trochę czas by... porozważać. - Lub przywrócić milion razy uczucie, gdy jego usta były na mojej skórze. Wyszeptał pewien głos w mojej głowie, który jak najszybciej wypędziłam - Przeszkadza mi jedynie to, że nie wiem, na jakiej drodze teraz jesteśmy - I jak bardzo podobało mi się to.

  Nie odpowiadała przez minutę, więc wykorzystałam ten czas, by namalować słup światła przedostający się przez szparę w drzwiczkach szafy.

- Nino - zanucił, nie ukrywając pogardy w głosie - Jesteś gotowa, aby wyjść i się pobawić? Tęskniłem za tobą, moja mała, dobro dziewczynko. Nie widziałem cię przez półtorej tygodnia.

    Było to aż tyle? Straciłam poczucie czasu po trzecim dniu, a jedyne światło jakie widziałam, to krótkie przebłyski, gdy podawał butelkę wody przez klapkę dla kota, którą specjalnie zamontował. Przez 98% czasu była zablokowana, mimo, że i tak nie mieściłam się w niej jako czternastolatka. Wyrosłam z szans na to, mając 7 lat, a spróbowałam się tamtędy wydostać, mając 6 lat. Zostałam pobita nie do poznania i zamknięta z powrotem na 3 tygodnie. Wtedy pierwszy raz zaczął dawać mi jedzenie. Człowiek jest w stanie przetrwać bez wody 3 dni, ale bez jedzenia, 20-40 dni. Dawał mi... ah, wysuszony chleb i zimny makaron, oczywiście bez sosu, ale nadal było to dla mnie jak posiłek bogów.

- Mam jedzenie. Pamiętasz, jak ono smakuje? Wiem, że było to trochę długo, ale mam kanapkę z indykiem z musztardą i wszystkim... - głód, który cały czas powstrzymywałam, znów wzrósł. Indyk. Mięso. Białka. Potrzebowałam tego... lekko zaszlochałam, a on zaśmiał się
- Tak myślałem - otworzył drzwiczki i wytarzałam się na zewnątrz, byłam zbyt słaba, aby wstać. Wciągnęłam swoje ciało na łóżko i zwinęłam w kulkę, błagając go swoim wzrokiem o jedzenie.
- Co? Chcesz tego? Dlaczego pomyślałaś, że dam ci to? - zamrugałam oczyma, zdezorientowana i próbując zwalczyć czarne plamy w mojej wizji - Powiedziałem, że mam jedzenie, ale nigdy nie powiedziałem, że dla ciebie.

    Odwróciłam wzrok, próbując ignorować głód. Westchnął i położył talerz na moim stoliku nocnym.
- Dobra. Dostaniesz to, ale... najpierw musisz na nie zasłużyć godnym przywitaniem - uśmiechnął się mrocznie.

-...powiedział, że nie oczekuje od ciebie czegoś więcej. To co się stało, było jednorazowe, ale jeśli chcesz, może się także powtórzyć - uśmiechnęła się szeroko, widząc moje zaskoczenie - Tak, tak, wiem. Lubisz go i to nic takiego, że czujesz się zadowolona z tego co się wydarzyło i to w porządku, by chcieć jeszcze raz lub... czegoś więcej.
- Może i nie przeszkadza mi to, co się wydarzyło, ale nie chcę więcej. Całowanie moich blizn, było... odwróceniem uwagi, abym zapomniała o nich. Wątpię, że chciałby pocałować mnie tak naprawdę, a nawet jeśli, całowanie moich blizn nie było intymne, tak jakby był pocałunek i nie jestem jeszcze na to gotowa. 

    Coś w mojej wypowiedzi zdawało się ją zadowolić, ale nie powiedziała co.
- Błagam, Fabian pewnie marzy o pocałowaniu cię i to nie musi być intymne. Może być to tylko okazanie zainteresowania a nawet miłości i nie musi przeradzać się w coś więcej. Można kogoś pocałować bez poczucia pożądania, tak jak małe dzieci dają sobie buziaki.
- Tak, ale...
- Ale co?
Przełknęłam głośno ślinę
- Nie sądzę, że z punktu widzenia Fabiana byłoby to takie przyjacielskie. Byłoby intymne. A zaznaczmy, że rozmawiamy o ewentualności gdyby chciał mnie pocałować.
- Gdyby kto chciał zrobić co? - zapytał Fabian, wchodząc do pokoju z zawahaniem. Poczułam żar na policzkach, zastanawiając się, jak dużo słyszał.
    Amber oczywiście musiała upewnić się, że wie o czym dokładnie rozmawiałyśmy.

- Oh, dyskutowałyśmy tylko o tym, czy chciałbyś pocałować Ninę, a jeśli tak, czy byłoby to coś w stylu wstępnej gry do nieczystego seksu czy zwykłej adoracji - zakrztusiłam się powietrzem, a Fabian nie był w stanie spojrzeć mi w twarz - Co? Tylko jestem szczera - obroniła się radośnie.
- Ja.. Uh... um... - zająkał się Fabian, ale Amber spiorunowała go wzrokiem i wyprostował plecy - Chciałbym cię pocałować i byłoby to mieszanką tego i tego... lecz bardziej w stronę adoracji - odpowiedział z taką pewnością siebie, że oniemiałam. 
    Spuściłam wzrok, nie będąc pewna, jak przyjąć taki news. Gdy znów na niego spojrzałam, zrobiłam to bardzo ostrożnie. To nie musi znaczyć, że spróbuje mnie teraz pocałować, prawda? Jeszcze nie jestem na to gotowa.

Jeszcze.

    Uświadomiłam sobie, co wcześniej tak zadowoliło Amber. Powiedziałam 'jeszcze' bez większego zastanowienia, pewnie podświadomie zdając sobie sprawę z tego, że kiedyś będę na to gotowa. Zbladłam na twarzy, mając nadzieję, że Amber nie wzięła sobie tego do serca. Otrząsnęłam się ze swoich zmartwień, gdy Fabian usiadł obok mnie i wziął mnie za rękę. 
- Nie zrobię nic o co nie zapytasz lub czego nie zainicjujesz, okay? Nie oddalaj się ode mnie tylko dlatego, że Amber ma idiotyczne poczucie czasu - mówiąc ostatnią część, zniżył ton - Zapomnij o tym. Co malujesz? Szafę? - zdecydowanie starał się mnie rozproszyć i udało mu się. Przytaknęłam i zajęłam się dokańczaniem palców chwytających drzwiczki. Kątem oka, zauważyłam jak wymienił się z Amber spojrzeniem. 
- Nino... Gdy wczoraj zasypiałaś, wspomniałaś pierwszy raz o szafie. O byciu zamykanym w szafie. I zastanawiam się, co sprawiło, że o tym pomyślałaś... lub ogólnie o szafie.

    Z mojej twarzy ulotniły się wszystkie kolory; byłam tego pewna. Oraz upuściłam pędzel
- Ja... nie... - odsunęłam się do Fabiana a moje oczy powędrowały do drzwi, ale zauważył to i tylko ścisnął moją dłoń mocniej. 
- Nino, musisz zacząć otwarcie mówić o tych sprawach, pamiętasz? Nie będziemy ciebie oceniać - tym razem, to Amber się odezwała. Zacisnęłam powieki, ze świstem wypuściłam powietrze z płuc, potrząsnęłam głową i zacisnęłam pięści.
- On... mój ojczym... zamykał mnie w szafie w ramach kary - wyszeptałam.
    Amber usiadła na łóżku tuż obok Fabiana
- Nie potrafię siebie wyobrazić w szafie przez kilka godzin; zaczęłabym wariować po 10 minutach - nie potrafiłam powstrzymać gorzkiego śmiechu, gdy to usłyszałam - Co takiego powiedziałam?
- Nie byłam zamykana w szafie na kilka godzin, Ambs - bezwyrazowo wbiłam swój wzrok w ścianę - Byłam zamykana na kilka dni, czasami na kilka tygodni. Rekord to około 1,5 miesiąca. Było to w czasie wakacji.

Jedyną odpowiedzią na moje słowa była śmiertelna cisza.

    Nie miałam zamiaru spojrzeć im w oczy, a pusta ściana naprzeciw mnie okazała się bardzo interesująca i z pewnością nie stwarzała bólu, niż gdybym spojrzała na ich twarze. Fabian wymamrotał kilka przekleństw
- Jak... - Amber przerwała, zbierając się w sobie - jak byłaś karmiona?
- Większość czasu nie byłam. Przez klapkę dla kota, codziennie dawał mi butelkę wody, a gdy byłam zamknięta na dłużej niż 2 tygodnie, zaczął dawać mi codziennie mały posiłek.
- A toaleta?
Westchnęłam
- Było tam wiaderko. Sprawiało się świetnie w tej roli.

Jeszcze więcej ciszy.

    Dopiero po minucie, Fabian otrząsnął się z tego horroru i objął mnie. Przymknęłam powieki, czując na nich ciężar tego, co wyznałam. Schowałam twarz w ramieniu Fabiana i zaczął przeczesywać moje włosy palcami, Amber położyła dłoń na moim kolanie
- Wiedziałam, że nie powinnam tego mówić, przepraszam.
- Nie - zaprzeczył natychmiast Fabian - Poprosiłem cię o to i nie żałuję. Żałuję tylko, że nie poznałem ciebie te wszystkie lata temu, by móc uratować cię od tego cierpienia. Dziękuję za powiedzenie nam - oparł policzek o moją głowę - Przykro mi skarbie, że musiałaś przechodzić przez to wszystko. 

I siedzieliśmy dalej w ciszy aż do zachodu słońca.


***
Witam Was w te sobotnie, wakacyjne popołudnie!
Rozdział w miarę spokojny i tak, to jest cisza przed burzą. Nie wiem jak dla Was, ale jak dla mnie, czasami ta scena z całowaniem blizn jest... dziwna. Ale z drugiej strony to jest przecież takie piękne... No nie wiem co mam Wam dalej napisać; wciąż śpię. 
W przyszłym rozdziale, wstępnie dowiecie się, jakie konsekwencje pociągnęła za sobą impreza! Wciąż brak teorii spiskowych?

Cóż, jestem w trakcie tłumaczenia 51 rozdziału. Rozumiecie to? Łącznie z tym 51 zostało mi 10 rozdziałów do końca (epilog liczę już w tym). Tak bardzo nie chcę kończyć... ale doszłam do wniosku, że jak skończę, to wezmę się za poprawianie rozdziałów od początków, bo błędów jest niemało.
A wracając do 51 - nawet nie macie pojęcia, jak ciężko tłumaczy się rozdziały, gdzie rodzi się niezręczna sytuacja. Lub któraś z postaci czuje się niezręcznie. Albo jak ktoś się z kimś godzi. Przysięgam, tłumaczenie scen z kłótniami jest lepsze. I tak, Nina i Fabian będą się kłócić. Bez kłótni to przecież byłoby zbyt idealne, co nie? 
Tak czy siak, jestem w 1/3 rozdziału i już do końca będzie niezręcznie. Co ja gadam, jeszcze przez kilka rozdziałów będą niezręczne sytuacje. Wyczuwam nadchodzące trudności, abym tylko nie dostała blokady jak w poprzednie wakacje. 

Okej, kończę już to bezsensowne paplanie.

Następny rozdzial - 16/07/16


Dziękuuuuję bardzo, domyślam się, że w najbliższych dniach, o ile nie godzinach, na liczniku wybije 30 000 wyświetleń!
I jak już można było zauważyć wcześniej - nareszcie mamy szablon tematyczny. Podziękowanie kieruję do Cherry z Szablono-Strefy

Pamiętajcie, by napisać co sądzicie o rozdziale!
A przede wszystkim - ŻYCZĘ WAM WSPANIAŁYCH WAKACJI