sobota, 10 października 2015

Rozdział 22

Fabian's POV

    Wleciałem jak strzała do domu bez tchu. Wszyscy siedzieli w salonie, odrabiając lekcje jeszcze przed kolacją, ale wszyscy zaprzestali swoje działania na moją nagłą obecność. Myślę, że musiałem być niezłym widowiskiem - potargane włosy, brudne ubrania, szerokie oczy.
- Cholera Fabian, co się stało? - Zapytał Mick, przyglądając się mi - Niebo spada na ziemię, czy co?
- Inwazja kosmitów, Fabian, powiedz mi, że była inwazja kosmitów! - zatriumfował Alfie, podskakując. Amber wstała i uderzyła go w tył głowy, aby umilkł i mogła się odezwać.
- Fabian, co się stało? Gdzie jest Nina? Myślałam, że jest z tobą.
- Zniknęła - wyrzuciłem z siebie, wciąż próbując złapać oddech i spowolnić bicie serca, zanim sam przysporzę sobie ataku paniki
- Powiedziałem coś, co ją spłoszyło i odbiegła. Nie mogłem za nią nadążyć, zginęła z zasięgu mojego wzroku po 5 minutach. To było pół godziny temu i nadal nie wróciła. Ona zniknęła!

    W jednym momencie, projekty artystyczne i zadania domowe z historii praktycznie zostały zrzucone na podłogę. Nawet Patricia wstała i wyglądała na zmartwioną.
- Musimy ją poszukać. Nie zna tych lasów tak dobrze jak my, pewnie się zgubiła - powiedziała Joy, już ubierająca swoje buty.
- Ale zaraz zapadnie zmrok, nic tam nie zobaczymy! - zaprotestowała Mara
- Ona też nie - odpowiedziała Amber, sięgając po swój płaszcz - Mamy tutaj latarki, tak? I wszyscy mamy telefony. Ona nie ma tego ani tego. Nie może tam zostać całą noc, zamarznie!
- Ona ma rację. Musimy iść. Niech każdy weźmie latarkę, płaszcz, najbardziej wytrzymałe buty jakie macie i telefony - zarządziłem - Niech ktoś powie Trudy zanim wyjdziemy. Jestem pewien, że pozwoli nam i ma numery nas wszystkich w razie potrzeby

    Nina była gdzieś tam na zewnątrz, pewnie zamarzając, prawdopodobnie ranna i zdecydowanie wystraszona na śmierć. Nienawidzę siebie. Mogłem nadać głos swoim domysłom później, gdy bylibyśmy w domu i mógłbym po prostu wyjść, aby dać jej trochę czasu. Wystraszyłem ją i ponosi konsekwencje, gdy nie zasługuje na nic z tych rzeczy.

Jeśli coś jej się stało, nigdy sobie nie wybaczę.

    Pięć minut później, wszyscy byliśmy przed domem, idąc wzdłuż chodnika, ostatnie promienie słońca, rysowały długie cienie na trawie.
- W porządku, więc będzie wyglądać to tak. Mick, sprawdzisz w okolicy Domu Isis. Joy, Dom Senet. Jerome, Alfie i Amber trzy pozostałe domy w przeciwnym kierunku. Nie pukajcie do drzwi i nie pytajcie o nią, nie chcemy robić zamieszania. Tylko sprawdźcie teren i laski w okolicy. Zawsze miejcie domy w zasięgu wzroku, nie chcę, aby ktoś jeszcze się zgubił.
- Co z resztą? - Zapytała Patricia.
- Ty pójdziesz wzdłuż polany, więc będziesz widzieć coś między drzewami jak i polanę. Maro, ty pójdziesz w kierunku opuszczonej chaty. Ja pójdę w kierunku w którym pobiegła.

    Dotarliśmy do miejsca, w którym wszyscy mieliśmy się rozdzielić
- Okay, jeśli ktoś się zgubi, potrzebuje pomocy, lub znajdzie Ninę, dzwoni do mnie, lub do osoby, która powinna być na wyznaczonym terenie, najbliższym do waszego. Wszystko jasne? - Zapytałem drżącym głosem

Wszyscy chórem odpowiedzieli na moje słowa. Amber położyła dłoń na moim ramieniu i pogładziła lekko
- Znajdziemy ją Fabian. Uspokój się, panika nic nie pomoże.
Spróbowałem wziąć głęboki oddech i przytaknąłem. Gdy znów się odezwałem, mój głos był stabilny.
- W porządku, spróbujmy wyrobić się do północy. Do roboty.

    Każdy wyruszył w swoim wyznaczonym kierunku bez słowa. Dotarłem do okolicy polany, gdzie siedzieliśmy, podczas gdy jej śpiewałem, wtedy do lasu za polaną. Poruszałem się o wiele szybciej tym razem, bez obciążenia gitary na plecach.
    Słyszałam Marę wołającą Ninę; była ona na terenie najbliższym do mojego. Oprócz tego, tylko odgłosy natury. Światło mojej latarki odbiło się w oczach kilku zwierząt, które pospiesznie chowały się przede mną.

    Wyobraziłem sobie Ninę martwą lub umierającą. Może upadła i straciła przytomność, może zamarzała, może płakała, może była nieprzytomna. Gdy tak szedłem, moje oczy wypełniły się łzami. Nie powinienem zaczynać tego tematu. Obwiniałem siebie. Jestem kompletnym idiotą. Nawet jeśli ją znajdziemy, już nigdy więcej na mnie nie spojrzy.
    Mimo, że starałem się nie myśleć o tym odkąd za nią wybiegłem, do moich myśli wbiły się słowa, które sprawiły, że odbiegła.

Ojczym

    Wydawał się być miły. Amber wspomniała, że czuła od niego lekko alkohol, ale nie zastanawiałem się nad tym. Był nadzwyczaj uprzejmy, uśmiechał się we wszystkich właściwych momentach i spoglądał na Ninę miłościwie.
    W rzeczywistości, był mężczyzną, który bił Ninę, przez Bóg wie jak długo.

Prawdopodobnie robił coś więcej niż bicie.

    Ta myśl zawirowała mi w głowie. Przypomniałem sobie, jak myślałem o tym, gdy czatowałem przed jej drzwiami.
Teraz wiedziałem, że to jej ojczym, ktoś z kim mieszkała odkąd zmarła jej mama. Wszystko nabrało jeszcze większego sensu.

    Mimo, że byłem zadowolony z poznania prawdy, pewna część mnie, nie chciała tego wiedzieć.
Dzwonek mojego telefonu, przedarł się przez moje mdłe myśli. Mara. Natychmiast odebrałem.
- Co jest Maro? - zapytałem jak najszybciej.
Po drugiej stronie usłyszałem tłumiony szloch.
- Z-znalazłam ją. Jest d-dużo kr-rwi - wyjąkała, a ja zamarłem z przerażenia - Jest ży-żywa, oddycha, ale nie chce się o-obudzić!
- Maro, oddychaj głęboko, okay? Gdzie jesteś?
Gdy znów się odezwała, jej głos był czystszy i stabilniejszy.
- Kilka jardów na lewo od opuszczonej chaty. Mam włączoną latarkę, więc będziesz w stanie nas zauważyć. Będziesz musiał ją nieść.
- W porządku, będę tam za minutę. Zadzwoń do innych i poinformuj aby wrócili i przygotowali apteczkę - rozłączyłem się, nie czekając na odpowiedź i pobiegłem najszybciej jak mogłem w kierunku chaty.

Krew. Ona krwawi. Jest ranna. Była to mantra krążąca w moich myślach na okrągło aż dobiegłem do chatki.

- Mara?! - wykrzyknąłem
- Tutaj! - zawołała drżącym głosem, nadchodzącym z lewej strony. Podążałem w tamtym kierunku, aż dostrzegłem światło latarki odbijające się na pniach drzew.
- Uważaj, tutaj po mojej lewej stronie, jest ogromny, pnący się krzak jeżyny z kolcami. Myślę, że dlatego jest ranna.

    Uklęknąłem przy Ninie, natychmiast oceniając jej stan. Nieprzytomnie leżała, lekko oparta o drzewo i poprzez słabe światło latarki, dostrzegłem zadrapania i cięcia od dłoni aż po łokcie. Jej oddech był chrapliwy a usta poruszały się szybko, tworząc słowa, których nie potrafiłem odgadnąć. Żaden dźwięk nie wydawał się z jej ust.
- Zadzwoniłam do pozostałych, przygotowują wszystko w domu. Trudy również tam jest, więc pomoże - zadeklarowała Mara, na tyle spokojnie, na ile było ją stać.
- Możesz też już wrócić. Pójdę za tobą - przytaknęła i odbiegła, zostawiając mnie i Ninę w półmroku. Zastanawiałem się, jak ją podnieść, nie sprawiając jej przy tym zbyt dużego bólu.
- Okay Nina, nie wiem czy zemdlałaś, czy może wymusiłaś utratę przytomności, ale jeśli mnie słyszysz, to będzie bolało - powiedziałem szybko, wtedy zaplotłem ramiona wokół jej drobnej sylwetki i podniosłem.

    Zajęczała z bólu i ten dźwięk wbił nóż w moje serce, ale nie odłożyłem jej. Zamiast tego, pośpiesznie zacząłem przedzierać się przez zarośla i drzewa, próbując jej nie trącać.
    Gdy zobaczyłem w oddali światła domu Anubisa, moje oczy wypełniły się łzami z ulgi.
Mick stał przy drzwiach i zauważył nas od razu gdy wyszliśmy z zarośli. Otworzył drzwi i krzyknął coś do wszystkich w środku. Wszedłem po stopniach, potem do salonu. Mieli przygotowane miejsce na dywanie, wyścielone jednym z starych obrusów.

    Wszyscy zaparli dech na widok Niny i sekundę po tym, jak ją położyłem, zrozumiałem dlaczego.
Teraz w pełnym świetle, widziałem każde zadraśnięcie. W jej skórze nadal tkwiły kolce - potwierdzając nasze przypuszczenia, że to przez jeżyny - i jestem pewien, że gdy trzymałem ją w ramionach, tylko sprawiłem, iż utkwiły one głębiej. Na jej twarzy był brud i krew, a jej  falowane włosy były całe rozczochrane; wplątane gałązki i błoto.
- Co ona mówi? - wyszeptała Mara - Nie wiem....
- Powtarza ciągle 'przepraszam' - odpowiedział Jerome.
Gdy doszedłem do tej samej odpowiedzi co on, ciarki przeszły wzdłuż mojego całego ciała. To był niekończący się cykl.

Przepraszam. Przepraszam. Przepraszam.

    Trudy uklękła przy niej i miała zamiar wziąć się za wyjmowanie kolców i oczyszczanie ran, ale powstrzymałem ją.
- Ona wpada w panię podczas dotyku, wiesz o tym. Ale ja mogę ją dotknąć. Sama dotknęła mnie wcześniej i to wiele razy. Najlepszym lekarstwem, jest utrzymanie ją spokojną jak tylko jest to możliwe, a jeśli się obudzi, wpadnie w panikę, jeśli ktoś inny będzie to robił. Pewnie spanikuje tak czy inaczej, ale ze mną nieco mniej. Wiem, że jest to przeciw zasadom, ale proszę, proszę, pozwól mi to zrobić - błagałem, spoglądając to na Ninę, to na nią.
Zawahała się, a potem odsunęła
- No to dalej.

    Odetchnąłem z ulgą. Obróciłem się do Niny i wyjąłem pierwszy kolec, tkwiący po wewnętrznej stronie jej dłoni. Potem kolejny i kolejny.
    Gdy wyciągnąłem czwarty kolec, Nina obudziła się, natychmiast siadając do pionu z zapartym tchem. Spojrzała na każdego po kolei, jej oczy wypełniał strach i nikt nie musiał nic mówić, by każdy wiedział, jak się czuła. Okrążona. Wszyscy oprócz Trudy, Amber i mnie, odsunęli się dalej.
- Nino, spróbuj zachować spokój - powiedziałem powoli, podnosząc ręce i pokazując jej iż nie chcę nic złego zrobić - Straciłaś przytomność w lesie, po tym jak się poraniłaś. Przyniosłem cię tutaj, ale w twojej skórze nadal tkwią kolce. Proszę, pozwolisz mi je wyciągnąć?

    Przyglądała się mi przez ułamek sekundy, a potem zaczęła potrząsać głową, cofając się lekko i sięgając, by wyciągnąć je samemu. Skrzywiła się z bólu poprzez sam ruch.
- Nino, pozwól mi to zrobić. Jeśli spróbujesz, poranisz siebie tylko mocnej - zawahałem się, a potem zniżyłem ton, upewniając się, by nikt inny nie słyszał moich kolejnych słów - Nie skrzywdzę cię z premedytacją. Nie jestem nim.
Zadrżała na tą wypowiedź, ale coś w jej oczach się zmieniło.

Przytaknęła.

   Ostrożnie chwyciłem jej rękę w miejscu, gdzie nie była poraniona. Wtedy wyostrzyłem wzrok w poszukiwaniu kolejnych kolców. Przyglądała się mojej dłoni wędrującej po jej skórze i ponownie skrzywiła się, gdy zatrzymałem ją nad znalezionym kolcem.
- Zamknij oczy - powiedziałem delikatnie. Wbiła we mnie mnie swój wzrok, wyraz jej twarzy mówił, że jej nie przekonam i westchnąłem.
- Najczęściej to myślenie o nadchodzącym bólu, boli najbardziej. Jeśli zamkniesz oczy, nie będziesz wiedzieć, kiedy nachodzi ten ból. Spróbuj zamknąć oczy i skupić się na moim głosie. Tylko na moim głosie.

Chwilę później, zamknęła oczy.

- A więc zacznę mówić o nic nie znaczących rzeczach i chcę abyś myślałam tylko o tym. Możesz to dla mnie zrobić - przytaknęła - To dobrze. Więc, nic nie znaczące rzeczy.... co jeśli opowiedziałbym ci nieco więcej o sobie, jak kilka dni temu? Zobaczmy... mój ulubiony kolor to pomarańczowy - Wyciągnięty kolec - Nie zwykła pomarańcz, tylko raczej kolor nieba tuż przed zachodem słońca.

    Dwa kolce za jednym razem. Chciała się wyrwać, ale stabilnie ją przytrzymałem, zanim spróbowałem prosić, aby pozwoliła mi kontynuować.
- Twój ulubiony kolor to szary, prawda? Przeczytałem to w twoim notesie, ale nie sądzę że to tylko szary - Kolec - Jest w tym coś więcej, tak? Nie czysty szary, coś innego - Kolec - Domyślam się, że będziesz mogła powiedzieć mi później, w porządku? - Kolec - Tak czy inaczej, wracając do mnie. Trzymam w sekrecie pamiętnik. Założę się, że nigdy byś tego nie przypuszczała - Kolec - Mam go schowane gdzieś w moim pokoju. Piszę w nim każdego wieczoru i tylko dla siebie. Drzemią tam moje najgłębsze i najmroczniejsze sekrety. Takie rzeczy jak zauroczenia.
Jak ty


    Wyciągnąłem ostatni kolec i westchnąłem z ulgą. Najgorsze dobiegło końca. Spojrzałem na Ninę, spodziewając się, że będzie miała zamknięte oczy.


    Zamiast tego, były one otwarte, wpatrzone prosto we mnie; łzy spływały po jej policzkach. Były nieco rozproszone i przyglądała się mi, jakbym był puzzlami których nie jest w stanie ułożyć.
- Nadal musimy otrzeć krew i użyć wody utlenionej, aby nie doszło do infekcji - powiedziała cicho Trudy, jakby przebijając bańkę mydlaną, która narastała z każdą sekundą tego momentu,
Gdyby Nina miała wystarczająco dużo krwi w żyłach i nie była na skraju omdlenia, myślę, że zarumieniłaby się.
- Ja otrę krew - zaoferowałem. Trudy podała dwa ręczniki; jeden mokry, a drugi suchy. Zacząłem oczyszczać krew z miejsc pomiędzy ranami tym mokrym, próbując zaoszczędzić jej dodatkowego bólu. Gdy skończyłem, ręcznik był prawie cały czerwony, na jej skórze pozostały tylko zadraśnięcia. Niektóre były lekkie i cienkie, a inne głębokie i szerokie.

    Wszyscy i tak skupiali wzrok na jej innych, białych bliznach, porozrzucanych na całej jej skórze.
- Czas na wodę utlenioną - ogłosiła Trudy niestabilnym głosem - Ja mam to zrobić, czy ty chcesz?
Miałem zamiar odpowiedzieć, że ja, ale Nina wyciągnęła swoją pokaleczoną dłoń, by podać jej butelkę
- Kochanie, nie jestem pewna, czy to dobry po...-
Nina sama chwyciła butelkę z podłogi, nawet nie wzdrygając, gdy jej poranione palce, weszły w kontakt z plastikiem.

    Zanim zdążyliśmy wszcząć kłótnię, Nina odkręciła butelkę i polała ciecz na rękę, trzymając ją nad wcześniej przyniesioną miską.
    Mimo, że nienawidziłem pieczenia wody utlenionej, zawsze byłem zafascynowany bąbelkami, jakie stwarzała. Dzisiaj nie było inaczej
    Nina patrzyła się na to, jakby nie było to nic szczególnego; jakby widziała to każdego dnia.
Myśl o tym, że może rzeczywiście widywała to każdego dnia, wpadła do mojego umysłu i fascynacja szybko zniknęła.

    Do czasu, w którym skończyła z obiema rękoma, większość poszła spać  - zrozumiałe, wiedząc, że jest prawie północ, a będziemy musieli wstać zaraz po świcie słońca. Trudy owinęła jej ramiona w gazę, próbując jej nie dotknąć, a ja nałożyłem na jej dłonie bandaż.
Nie wzdrygnęła ani razu, a ja poczułem dumę rosnącą w moim sercu, ponieważ nie bała się już tak bardzo mojego dotyku.

- Wszystko skończone - powiedziała Trudy, zbierając opatrunki z podłogi - Weź tabletkę przeciwbólową i idź prosto do łóżka, skarbie. Rano wyślę wiadomość do szkoły, tłumacząc, dlaczego nie będziesz mogła wykonywać większości prac na lekcji w poniedziałek, ale będziesz musiała iść. Odpocznij, w porządku?

    Nina lekko się do niej uśmiechnęła i przytaknęła; Trudy wyszła, zostawiając nas samych.
Odwróciła ode mnie swój wzrok. Westchnąłem i sięgnąłem, by dotknąć jej policzka. W końcu znów na mnie spojrzała.
- Nino, powtórzę to jeszcze raz; nie jestem jak twój ojczym - wymamrotałem, wiedząc, że nie ma nikogo w pobliżu kto usłyszałby moje słowa. Mimo to, ona zaczęła panicznie rozglądać się po pokoju, jakby ktoś zaraz miał wyłonić się z cieni.

Jakby czekała, aż jej ojczym pojawi się znikąd.

- To nic między nami nie zmienia, nie dla mnie. Przyjdzie moment, w którym będę chciał zadać ci parę pytań, a ty masz pełne prawo, by nie odpowiedzieć. Nie będę zły - Chciałem zapytać się teraz, ale wiedziałem, że nie jest to odpowiednie miejsce ani czas.
- Ale obiecuję ci, że do czasu naszej rozmowy, nie powiem nikomu prawdy - nieco się uspokoiła, jednak wyciągnąłem drugą dłoń, by ją zatrzymać gestem - Chyba, że będziesz w śmiertelnym niebezpieczeństwie i ujawnienie te informacji będzie jedynym sposobem, abyś była bezpieczna.

    Zajęło jej to chwilę, ale ostatecznie westchnęła i odpuściła sobie. Zorientowałem się też, że nadal trzymałem dłoń na jej policzku i szybko ją odsunąłem, mimoz że moje serce pękło na tą utratę kontaktu.

    W moich odważnych myślach, zdawało mi się, że widziałem zawiedzenie w jej oczach również. Wtedy mrugnęła i wszystko zniknęło, zostało zastąpione zmęczeniem. Poklepałem ją po kolanie i wstałem.
- Śpij dobrze. Do zobaczenia rano.
Gdybym zdecydował patrzeć się na nią, nieco dłużej przed wyjściem, wyraźnie odczytałbym z jej ust 'dziękuję' i tęsknotę  w oczach. gdy wychodziłem.

***
*wbiega*

Późno trochę, wiem, ale jestem!
Mam wrażenie, że językowo, ten rozdział nie wyszedł najgorzej. I jest spokojne zakończenie! W następnym rozdziale... długa rozmowa, yep.
Dacie wiarę, że pierwsza piosenka z playlisty {Stone Cold}, to wersja na żywo w studio, bez przeróbki; autotune? No bo właśnie tak jest. Po prostu... wow.

Wiem, że dzień dobiega końca. ale dzisiaj [10/10/15] obchodzony jest Ogólnoświatowy Dzień Zdrowia Psychicznego. Myślę, że przy fabule Scarred, warto zwrócić na to uwagę. Nina tutaj ma anoreksję, fobię społeczną, wpadnie w lekką depresję i ma zaburzenia, których na chwilę obecną, nie potrafię nazwać. I co? Nikt nie uważa jej za kosmitkę, tylko próbują pomóc. Szkoda, że nie zawsze jest tak w realnym świecie. I przede wszystkim warto pamiętać - depresja, to nie jest ciągły smutek. Anoreksji nie da się wyleczyć "po prostu" jedzeniem. Fobii społecznej, nie da się zwalczyć konfrontacją z ludźmi. Bulimii nie pokona się bez terapii. Zaburzenia afektywne dwubiegunowe, to nie są zwykłe huśtawki nastrojów. Tak wiele osób nie ma pojęcia, na czym te zaburzenia polegają i oceniają. Przy najmniejszych zaburzeniach psychicznych, niektóre struktury mózgu są inne niż u osoby zdrowej, ale serce jest to same. Bije i może zostać zdruzgotane niewłaściwymi słowami. 
Scarred otworzyło mi szerzej oczy i jeśli dotrwacie ze mną do końca tej opowieści, mam nadzieję, że również tego doświadczycie.

Następny rozdział: 24/10/15

6/7 komentarzy = spojler
Proszę o komentarze, potrzebuję trochę motywacji, szkoła wysysa ze mnie wszystko, ew

Ily, Klaudia x

1 komentarz:

  1. Udało mi się znaleźć czas, żeby doczytać do końca. I jedyne co mogę powiedzieć to:
    to jest świetne!
    Końcówka trochę mnie rozjebała emocjonalnie, bo się rozryczałam. I to co napisałaś na końcu było piękne, Boziu.
    'Najczęściej to myślenie o nadchodzącym bólu, boli najbardziej.' ten tekst to życie >>>>>>>>>>>
    Nie mam pojęcia, co mam napisać to jest genialne!
    Czekam na kolejny rozdział.
    xx little A

    OdpowiedzUsuń

Komentarze są dla mnie ważną formą motywacji a także wyrazem uznania dla mojej pracy, jak i ogromnej pracy wspaniałej autorki tego fanfiction, która tu zagląda i tłumaczy sobie Wasze komentarze. Obie będziemy bardzo wdzięczne za opinię xx