sobota, 30 lipca 2016

Rozdzial 43 - dodatkowy (alternatywny)

Chcę tylko przypomnieć, że rozdział nie łączy się z rozdziałami 44+. Rozdział 43, który się łączy, dodam tradycyjnie za 2 tygodnie. Pomysł na ten rozdział autorka miała dużo wcześniej, niż napisała 42, 41 itp. i dlatego też natychmiast go napisała, nie chcąc marnować weny. Z czasem stwierdziła, że chce inaczej rozegrać akcję i napisała rozdział 43 od nowa. Nie chcąc marnować tak długiego rozdziału (najdłuższy do tej pory!), postanowiła, że opublikuje jako alternatywny. I ja również zapraszam Was do czytania, bo wszystko prezentuje się tutaj w wspaniały sposób.

Możecie włączyć sobie jakąś smutną muzykę. Chciałam ułożyć playlistę, ale nie mam do tego talentu. Możecie jednak skorzystać z gotowca. Stwierdziłam, że piosenki Trading Yesterday mogą jakoś pasować bo są...  refleksyjne

♫♫♫

~~~~~~

Nina’s POV

    Gdy zapytałam o Mark’a Hampton, pielęgniarka szybko sprawdziła listę i pokierowała mnie do odpowiedniej sali. Dotarłam na miejsce, a przed salą siedziała pewna kobieta. Nie była zdziwiona moim odświętnym ubiorem i zorientowałam się, że to musi być jego mama. Na jej twarzy, która była przepełniona bezsilnością, zajaśniał promyczek ulgi.
– Jesteś Nina, prawda? – zapytała, ledwo czekając na moje skinięcie, zanim kontynuowała – Dzięki Bogu, że jesteś. Bałam się, że nie będziesz chciała przyjść z własnej woli.
– Matko? – usłyszałam słaby głos zza drzwi – Kto to?
    Pani Hampton szybko wstała, ale pokazała dłonią, abym zaczekała.
– Chcę ciebie na to przygotować. On jest bardzo słaby. Jest na silnych lekach i chwilami nie myśli logicznie. I… – zniżyła ton, a jej głos zadrżał z następnymi słowami – On tego nie przetrwa. To są jego ostatnie godziny. Nie chciał tu nikogo, z wyjątkiem ciebie, ale to nie oznacza, że masz czekać do końca. Możesz wyjść, kiedy chcesz. Ja już się pożegnałam.

    W trakcie jej wytłumaczeń moja krew zamarła i słyszałam w uszach szum, którego nie było wcześniej. Z pustką w sercu przytaknęłam i nacisnęłam klamkę. 


Żadne słowa nie mogły przygotować mnie na to, co ujrzałam.

    Mark był nie do poznania. Jego twarz była śmiertelnie blada, kości wystawały w niewłaściwych miejscach. Worki pod jego oczami były czarne. Na jego wargach była krew i albo tego nie wiedział, albo był wobec tego obojętny.
    Najgorszy jednak był wyraz jego twarzy. Jego czujne, ostre spojrzenie nie było obecne; było zastąpione pustką i załamaniem, które mnie przerażało.

To był chyba najbliższy obraz śmierci, nie stając z nią twarzą w twarz.

– Nina? – zapytał z nutą nadziei w głosie – To ty? Wyglądasz inaczej.
Sięgnęłam po telefon, ale gdy tylko dotknęłam urządzenia, zawahałam się.


Nie, nie powinnam sprawiać mu dodatkowego kłopotu z przeczytaniem wiadomości, skoro mogę mówić


– T-tak – odparłam niepewnie – To ja. Dzisiaj był bal maskowy i to na nim dowiedziałam się o tym wszystkim i o twoim stanie.
– Ah, to minęło tak dużo czasu od imprezy? Straciłem tutaj poczucie czasu – zdawał się być zadowolony, że odezwałam się do niego – Przy okazji, pięknie wyglądasz. Chciałbym móc z tobą zatańczyć. Jakie to nie na miejscu…
– Już ze mną tańczyłeś – przypomniałam mu – Na imprezie, pamiętasz?
To nie zadowoliło go tak, jak fakt, że mówiłam.
– Tak, ale wolałbym nie pamiętać. Ta impreza była najgorszym wyborem w moim życiu. Mogłem zaprosić cię gdzie indziej, w przyjemniejsze miejsce… – kaszlnął, a chusteczka, którą trzymał przy ustach, przesiąknęła krwią – Nie chciałem ciebie upić i nie miałem pojęcia o narkotykach, ale po zjedzeniu tych ciastek, wyglądałaś tak swobodnie i tak radośnie, że nie miałem serca ciebie powstrzymywać, mimo że znałem konsekwencje. Przepraszam cię za wszystko.
– W porządku, Mark. Rozu…
– Nie, nie rozumiesz! Nikt nie wiedział, ale ty mogłaś. Zrozumiałabyś, gdybym ci powiedział, prawda?

Jego rozproszone, zamglone spojrzenie zaczęło powracać; logika zaczęła odpływać z jego umysłu.

– Nie wiem, ale mogę spróbować.
Zamknął powoli oczy
– Nie pamiętam, kiedy to się zaczęło. Nie pamiętam pierwszego razu, bo moja pamięć nie sięga tak daleko. Gdy wracam myślami do przeszłości, widzę ciemność i czuję ból. Zawsze staram się o tym zapomnieć, ignorując, że to sprawia, iż czuję się każdego dnia tak, jak on sprawiał, że się czułem.
– Kto? – zapytałam, podejrzewając już odpowiedź.
    Jego głos był delikatny i niósł w sobie dziecięcą niewinność, lecz z następnymi słowami, wypełnił się pustką.
– Mój ojciec. Lubi mnie krzywdzić. Czasem każdego dnia. W najlepszym przypadku, krzywdzi mnie słowami, ale to rzadkość. Najczęściej są to uderzenia i kopnięcia. Moja matka jest traktowana tak samo. Jesteśmy jego psami, z którymi robi co chce. Nienawidziłem go. Nienawidzę go, Boże, nienawidzę go z całego serca. Zawsze bałem się to powiedzieć, wiesz? Ale teraz już mnie nie skrzywdzi. Zostanie posadzony na wiele lat, a skoro umieram, nie będę musiał na niego patrzeć, gdy wyjdzie.
– Nie mów tak, są jeszcze szanse.
– Oboje wiemy, że tak nie jest. Spójrz na mnie, Nino – zrobiłam to – Ja umrę. Chcę umrzeć.
W oczach zebrały mi się łzy.
– Nie chcę, abyś umierał. Gdybyś przyszedł do mnie z tym, powiedziałbyś co sprawia, że tak się zachowujesz, mogłabym pomóc. Pomagalibyśmy sobie. Mo… mogłabym zabrać Cię od niego, sprowadziłabym pomoc!
– Czy prosiłaś Ruttera o pomoc? Millington? Mogę się założyć, że nie. Oboje nie bylibyśmy w stanie prosić o pomoc. Nie chcieliśmy wciągać w to innych, prawda? Nie chcieliśmy ich narażać.

Nastąpiła chwila ciszy i zaczęłam się zastanawiać, czy traci przytomność. Czy odczuwa ból.

– Starałem się – wymamrotał niewyraźnie – Cholernie mocno starałem się być dobrym, ale nie wiedziałem co to dobro. Widziałem to w tobie i chciałem tego; twoje światło, ciebie. Sądziłem, że jestem w stanie zdobyć twoje zaufanie i byłem pełen nadziei, lecz gdy przychodziły na to szanse, zawodziłem. Zacząłem zdzierać z ciebie to światło, zamiast sprawiać, by było jaśniejsze. Jego… kontrola… nade mną – zaśmiał się i to w jaki sposób nawet jego śmiech się załamał, ukuło mnie w serce – Była znacznie silniejsza, niż sądziłem.
– Mark – starałam się, aby mój głos był delikatny, ale cały drżał – Nie wiem co powiedzieć…
Jego spojrzenie znów mnie przeszyło na wylot.
– Byłaś bita – jego słowa napełniły mnie dziwnym uczuciem – Znając efekty, szybko się zorientowałem, ale nie potrafiłem zrozumieć. Twoja przeszłość… zniszczyła cię; zamieniła w delikatną duszyczkę, bojącą się wszystkich i wszystkiego. Moja, nauczyła mnie agresji. Nie potrafię normalnie okazywać emocji. Stałem się sobowtórem swojego ojca. Moja pierwsza reakcja to przemoc. Szantażowałem innych, zamiast ich pytać, czy prosić. Tylko tego mnie nauczył, a byłem pojętnym uczniem – uśmiechnął się, lecz jego zęby lśniły krwią – Nadal nie wiem, która z naszych przemian jest gorsza.
– Powinnam była to dostrzec. Zobaczyć to, czego inni nie widzieli, ale nigdy nie dostrzegałam w tobie prawdy – odparłam – Sądziłam, że wybrałeś agresję z własnej woli. Nie potrafię wytłumaczyć, jak bardzo jest mi przykro. Przepraszam.
Przepraszam? – Jego bezwyrazowa twarz przebłysnęła grymasem – Przepraszasz? Boże, Nino, jak oddychasz z tym całym poczuciem winy za rzeczy, których nawet nie zrobiłaś? Ta lista nie ma końca; wypadek Fabiana, inni dowiadujący się o Twoim sekrecie. Cholera, pewnie winisz siebie za to, że wiatr wieje w złym kierunku. I wiem, że winisz siebie za to, co cię spotkało. 


    Zbladłam. Bezpośrednia forma tej rozmowy była szokująca. Nie owijał w bawełnę. Jednak, z drugiej strony, kto wie, ile mu zostało.
– O-oczywiście. Bije mnie, by wyzbyć się ze mnie zła, ale to moja wina, że postępuję źle.
– Wiem. Wiem, ponieważ przez długi czas sam tak uważałem. Byłem przekonany, że to wszystko moja wina. Za każdym razem, gdy płakałem, śmiałem się czy byłem nieposłuszny, bił mnie, aż stałem się jego chodzącą maszyną. Dopiero gdy poznałem ciebie, zrozumiałem, że byłem w błędzie. Ponieważ byłaś krzywdzona, Nino i po drobnym zerknięciu w twoje dokumenty, wiedziałem przez kogo, pewnie długo przed Fabianem. I wiedziałem, że nie zasłużyłaś na takie traktowanie…
-… więc dlaczego ty miałbyś zasługiwać – dokończyłam za niego. Zacisnęłam powieki i pozwoliłam kilku łzom spłynąć po mojej twarzy – Fabian już próbował przedstawić mi to w ten sposób, ale gdy ty to mówisz, gdy wstawiasz to w takim świetle… zdaje się to być prawdziwe. Już sama nie wiem co myśleć.
– Dowiesz się – powiedział delikatniej, niż sądziłam, że jest to możliwe z jego strony – I pewnego dnia, gdy staniesz z nim twarzą w twarz, będziesz walczyć. Widać to w twoich oczach, chociaż wątpię, że to czujesz. Masz w sobie odwagę; waleczną iskrę, która co jakiś czas ukazuje się światu. I gdy ten dzień nadejdzie… pokaż mu piekło.

    Znów zaczął kaszleć i trząść się mimowolnie. Krew pokryła pościel. Jak najszybciej podałam mu chusteczki. Przez pełną minutę jakby wypluwał z siebie płuca, a ja byłam śmiertelnie przerażona. Ostatecznie przestał i opadł spokojnie na łóżko.
– Trochę ironiczne – wymamrotał – Przez tyle miesięcy, marzyłem, abyś tak na mnie patrzyła. Ze zmartwieniem, troską w oczach. Oczywiście, muszę być na łożu śmierci, by się tego doczekać – wzdrygnęłam i szybko pożałował doboru swoich słów – Nie powinno Ci być przykro przez to, co mi się stało. Jak mówiłem, rozumiem, dlaczego zawsze mnie nienawidziłaś, bałaś się. Pogodziłem się z wszystkim kilka dni temu, a gdy teraz jesteś tutaj i przeprosiłem, pogodziłem się również ze swoją śmiercią. To jest dar. Mam nadzieję, że trafię do nieco lepszego miejsca niż piekło, a on z całą pewnością tam trafi, gdy nadejdzie jego koniec. Nareszcie jestem wolny.

    Maszyna monitorująca jego serce, przyspieszyła, a na twarzy zbladł jeszcze bardziej, o ile było to możliwe. Jego spojrzenie stało się bardziej przynaglające, ale miałam pytanie, które musiałam zadać.
– Dlaczego? Dlaczego byłam dla Ciebie taka ważna? Dlaczego na mnie czekałeś?


    Zrelaksował się lekko. Najwidoczniej chciał, abym do tego nawiązała. Pokazał ręką, abym przybliżyła się, więc wstałam z krzesła i usiadłam na łóżku. Szczęście w jego oczach, które zajaśniało przez ten drobny gest, poruszyło moją duszę.
– Nie kocham Cię. Nie znałem Cię wystarczająco długo. Nie spędziłem z Tobą nawet tyle czasu, ile chciałbym, ale wiem, że kocham Twoje światło – wyszeptał – Twoje światło prowadziło mnie tygodniami i nawet nie zdawałem sobie z tego sprawy. Dałaś mi pojednanie, Nino, gdy nikt inny nie był w stanie. Twoje światło doprowadziło mnie do mojego własnego. Obiecuj mi… – dostał kolejnego ataku kaszlu, jeszcze więcej krwi spłynęło po jego brodzie
– Wszystko Mark, obiecuję Ci wszystko.
– Obiecuj mi, że nigdy… go nie stracisz. Twojego światła. Nie… pozwól mu… odejść… Inni też zasługują, by go doznać, nie tylko ja.
Chwyciłam jego zakrwawioną dłoń bez zawahania i ścisnęłam mocno
– Obiecuję Mark. Masz moje słowo.
– Dziękuję – odetchnął. Maszyna zaczęła wydawać z siebie inny dźwięk. Do jego spojrzenia wdarł się strach. Przerażenie.
– Nie zostawiaj mnie s-samego. Nie chcę być sam gdy u-umrę. Zawsze mi mówił, że t-tak umrę. Proszę, zostań aż odejdę, Nino, prosze…
    Zaszlochałam i przerwałam mu, nie będąc pewna, ile jeszcze będzie w stanie powiedzieć
– Obiecuję. Nie zostawię cię, Mark. Nigdy. Nigdy nie będziesz samotny, nie zostawię cię. Będę tutaj – zrelaksował się, zamykając oczy. Zaczął przegrywać walkę w utrzymywaniu przytomności. Pochyliłam się nad nim i musnęłam ustami w skroń, pozwalając moim łzom spłynąć na jego włosy
– Gdziekolwiek będziesz, znajdź spokój.

    W tamtym momencie pielęgniarki wbiegły do sali, sprawdzając maszyny monitorujące prace serca. Ktoś chciał mnie od niego odciągnąć, ale wyszarpałam się, nawet na sekundę nie puszczając jego dłoni. Jedna z pielęgniarek wstrzyknęła coś przez wenflon i uśmiechnęła się do mnie smutno
– To morfina. Uśpi go, aż jego serce się podda. Odejdzie bezboleśnie.

Personel opuścił salę po jakimś czasie, a w ostatnich minutach, mama Mark’a przyszła, usiadła i chwyciła jego drugą dłoń, nie będąc w stanie trzymać żadnego dystansu.

Było to ciche czekanie.

    O godzinie 22:09, Mark Hampton zmarł. Miał 17 lat i kochał światło. Jego ostatni wdech był płytki, lecz wydech długi i wraz z nim, wyszedł z niego cały ból. Ktoś mógłby pomyśleć, że jego dusza również się ulotniła. W jego ostatnich chwilach, dwie kobiety były u jego boku. Jedna go kochała, a druga nie, lecz obie zaczęły płakać, gdy kreska na monitorze przestała rysować zygzaki w rytmie bicia jego serca.

I może jakoś Mark Hampton uśmiechnął się ze smutkiem i wkroczył do lepszego życia nie spoglądając do tyłu.

X

– Nie wierzę, że odszedł – wyszeptała pani Hampton. 


    Siedziałyśmy na ławce przed szpitalem, nie będąc w stanie znieść atmosfery w szpitalu, po tym, jak zabrali jego ciało. Pani Hampton z całą pewnością miała do wypełnienia sporo dokumentów, ale to mogło zaczekać. Chłodne powietrze oziębiało nasze ciała, lecz nawet nie myślałyśmy o tym, by ubrać się cieplej.
– Zdaje mi się, że za chwilę wyjdzie przez te drzwi, wiesz? Że zacznie się śmiać widząc nasze zszokowane twarze. Gdy dorastał, gdy był małym chłopcem, zawsze stawał ze swoim ojcem w twarz z ogromną odwagą. Gdy był spychany na ziemię, wstawał. Myśl o tym, że nie żyje… nie mogę tego pojąć – spojrzała na mnie pierwszy raz, odkąd przekroczyłam próg sali Mark’a – Jesteś zaproszona na pogrzeb. Planowałam wszystko z nim przez kilka dni; chciał być tego częścią. Będzie w następnym tygodniu o 17. Chciał, abyś przyszła.

Krótkie, otępiałe skinięcie było moją jedyną odpowiedzią, bo nie wiedziałam co powiedzieć. Może i takie słowa nie istniały na tę chwilę.

– Co stanie się z jego ojcem? – zapytałam, spoglądając ukradkiem na jej obrączkę.

     Podążyła za moim wzrokiem i wzdrygnęła. Zdjęła obrączkę z palca i rzuciła daleko przed siebie. Upadając, nie wydała z siebie żadnego dźwięku, nie zdradzając gdzie spadła. Gdy zniknęła w ciemności, pani Hampton rozluźniła się nieco.
– Pójdzie do więzienia. Zabił nieletnią osobę; własne dziecko z zimną krwią. Na dodatek, może uda mi się złożyć sprawę, w której potwierdzę, że krzywdził nas oboje przez całe lata. Będzie zatrzymany na wiele lat, możesz być tego pewna – Mimo jej oświadczenia, miałam wrażenie, że zapewnia bardziej samą siebie niż mnie. Przytaknęłam w ciszy.
– Mark powiedział mi, co działo się między wami… o tym, co podejrzewał, że cię spotkało w życiu – jej ton był delikatny, jakby ten temat miał mnie rozedrzeć na strzępy. Mimo to widocznie się spięłam,
– Chcę powiedzieć coś wprost. Poznałam mojego niedługo-już-byłego męża prawie 30 lat temu. Zaczął dręczyć mnie emocjonalnie i słownie, po 1,5 roku związku. Pół roku później, wzięliśmy ślub i wtedy zaczęła się przemoc fizyczna. Wytrzymywałam jego bicia przez 25 lat, Mark przez 14. Nalegam, musisz poprosić o pomoc. Poproś, zrób to, czego ja nie zrobiłam dla siebie i swojego dziecka. Skontaktuj się z policją, powiedz nauczycielowi, cokolwiek. Z tego, co powiedział mi Mark, przyjaciele których tu zdobyłaś, bardzo ci już pomogli, ale jak dokładnie wygląda twój plan po zakończeniu roku szkolnego?
– Um… Wrócę do mojego ojczyma i będę musiała to wytrzymać. Ma zbyt wiele asów pod rękawem. Wątpię, że uda się go aresztować. Gdybym spróbowała złożyć jakieś doniesienie, miałabym tylko większe problemy.
– I chcesz stracić wszystko, co tutaj osiągnęłaś? Zdajesz sobie sprawę, że to może urazić twoich przyjaciół lub ich narazić? Co, jeśli przylecą po ciebie do Ameryki?

Przeszył mnie strach i powietrze utknęło mi w gardle.
– N-nie chcę o tym rozmawiać już.
– W porządku – odpowiedziała delikatnie – Tylko pamiętaj, co powiedziałam.
    Zauważyłam zajeżdżającą na parking taksówkę i wstałam. Pani Hampton również wstała i położyła dłoń na moim ramieniu 

– Dziękuję za przyjście, Nino. Jestem przekonana, że Mark starałby się utrzymać przy życiu aż przyjdziesz, lub umarłby próbując z całych sił. Twoja wizyta była dla niego wszystkim.
    Z bólem w sercu i oczach, uśmiechnęłam się.
– Nie proszę pani, to ja dziękuje. I niech przyjmie pani moje kondolencje – obie skinęłyśmy i ruszyłyśmy w oddzielnych kierunkach. Pani Hampton do szpitala, a ja na parking. Moje nogi były niewyobrażalnie niestabilne i miałam wrażenie, jakby zaraz miały się zapaść, więc chwytałam się wszystkiego co mogłam po drodze, by utrzymać stabilność. Moje ręce również się trzęsły.

Cholernie mocno starałem się być dobrym, ale nie wiedziałem co to dobro.

Załkałam i nie byłam w stanie tego powstrzymać.

Boże, Nino, jak oddychasz z tym całym poczuciem winy za rzeczy, których nawet nie zrobiłaś?

Taksówka już była, ale nie wsiadłam do środka. Kierowcą był drobny, starszy pan. Zauważył, że się nie ruszyłam i wysiadł z samochodu.

I gdy ten dzień nadejdzie… pokaż mu piekło.

Gdy wzdrygnęłam na jego dotyk, usiłował doprowadzić mnie do pojazdu bez dotykania, uspokajając mnie. Usiadłam, natychmiast zwinęłam się na siedzeniu w kulkę i ledwo byłam w stanie podać karteczkę z adresem.

Obiecuj mi, że nigdy go nie stracisz. Twojego światła. Nie pozwól mu odejść. Inni też zasługują, by go doznać, nie tylko ja.

Droga powrotna zdawała się trwać kilka sekund. Chciałam zapłacić, ale kierowca odmówił, klepiąc mnie w dłoń tak lekko, że ledwo zareagowałam. Powiedział coś, że jest mu przykro z powodu mojej straty i kazał zatrzymać pieniądze. Wysiadłam i kilka sekund później, byłam przy drzwiach akademika. Moje łzy zastygły na twarzy, zostawiając jedynie ślady, lecz ciągle pociągałam nosem.

Nie zostawiaj mnie s-samego. Nie chcę być sam gdy u-umrę. Zawsze mi mówił, że t-tak umrę. Proszę, zostań aż odejdę, Nino, proszę…

Gdy już weszłam do środka i napotkałam się z twarzami wszystkich – wszyscy nadal byli w swoich ubiorach, lecz bez szpilek czy krawatów, a ze strapionym wyrazem twarzy – byłam inną osobą. Moje tęczówki były ciemniejsze, twarz zapadnięta, ale moja postawa była stabilna i silna.

I mimo wszystko, zdawało mi się, że moje serce również było nieco silniejsze.

X

    Następnego ranka, obudziłam się z włosami Fabiana w swojej buzi. W jakiś sposób, w czasie snu musiał zdecydować, że moja klatka piersiowa była przyzwoitą poduszką do oparcia policzka. Otworzyłam oczy z twarzą przy jego głowie, a zarazem włosach. Przełknęłam z trudnością ślinę i starałam się trochę przesunąć, próbując zachować przy tym spokój.
– Nuh uh – wymamrotał przez sen, obejmując mnie mocniej w talii, jakbym była jego ulubioną maskotką – Nie chcę iść do szkoły, mamo.
    Zaśmiałam się lekko. Wyglądał jak większa wersja Eddiego z ciemnymi włosami i jego grymas na twarzy tylko bardziej budował ten obrazek.
– Fabian, nie mamy szkoły i zdecydowane nie jestem twoją mamą.
– Zdecydowanie, a nie zdecydowane. Końcówkę mówi się jak słowo nie – Poprawia mnie przez sen. Co za nerd. Pomyślałam rozbawiona.
– Dobra, zdecydowanie. Zadowolony? A teraz zabierz ze mnie swoją twarz – to w końcu go sprowadziło na ziemię. Gdy tylko się zorientował, gdzie leżał, sturlał się z łóżka i z gracją upadł na podłogę. Usłyszałam z ziemi drobne przekleństwo i znów się zaśmiałam. Raczej nie miał zamiaru spadać z łóżka.
Zobaczyłam go, gdy uklęknął przy łóżku
– Dobrze widzieć, że się śmiejesz – oznajmił delikatnie – Szczególnie, no wiesz, po wczoraj.

Mój uśmiech szybko zniknął.

– Jeszcze nie przetworzyłam większości tego, co się wczoraj wydarzyło – mój głos zmienił się z wesołego na bezwyrazowy. 

    Zeszłego wieczoru, ignorowałam wszystkich prócz Fabiana i dosłownie zaciągnęłam go do pokoju, by móc iść spać. I tak wyglądał na zmęczonego, więc nie czułam się winna. Nie płakałam, ale musiał mnie wybudzać z koszmaru w środku nocy. Wtedy, abym znów zasnęła, śpiewał dla mnie, jak zdarzyło się to wcześniej.

Usiadł z powrotem na łóżku
– Chcesz mi powiedzieć, co się stało?
    Mój instynkt mówił, abym nie dzieliła się sekretem, który powierzył mi Mark, ale to toczyło walkę z moją lojalnością wobec Fabiana. Kompromis. Zdecydowałam.
– Był bity przez swojego ojca – powiedziałam cicho – Odkąd był mały, a jego mama była bita już długo wcześniej. Zamiast zamykając się w sobie, tak jak ja, wyrósł na sobowtóra swojego ojca. Znał prawdę o mnie długo przed tobą i chciał mnie lepiej poznać, ale osobowość, która była w niego wmuszana przez tak długo, niszczyła na to wszystkie szanse – moja dolna warga zaczęła drżeć, ale jeszcze byłam w stanie powstrzymać łzy – Utrzymywał siebie przy życiu aż przyszłam. Chciał przed śmiercią przeprosić. 


Zrobił to i znacznie więcej.

– Nino – odetchnął, biorąc mnie w swoje ramiona i przytrzymując blisko siebie – Tak bardzo jest mi przykro. Nawet nie potrafię sobie wyobrazić tego, jak musisz się teraz czuć. Chcesz... um, abym zostawił cię samą?
Automatycznie, schowałam twarz w jego ramieniu, zaciskając palce na jego koszulce.
– To w takim razie odpowiada na moje pytanie – powiedział, próbując rozluźnić atmosferę.
– Co, jeśli ja tak skończę? – zapytałam, z głosem przytłumionym przez jego koszulkę – Co jeśli on pewnego razu zajdzie za daleko i skończę w szpitalu? W grobie? Fabian, nie chcę umierać. Dopiero co zaczęłam żyć!

Zaczął przeczesywać palcami moje włosy i szeptać coś na uspokojenie.
– Oddychaj Nino. Nie pozwolę na to. Będziesz żyła 102 lata, a gdy umrzesz, nie będzie to przez niego, bo będzie on dawno zapomnianym wspomnieniem, które utrudniało młodzieńcze lata, jakie przezwyciężyłaś. Nie pozwolę, aby znów cię skrzywdził.
– Wiem – to słowo było wypowiedziane z wątpliwością, zawahaniem, ale wierzyłam w nie – Wiem.

Siedzieliśmy tak, aż poranne promienie słońca nie zaniknęły w oknie i rozpoczął się dzień.

X

    Nikt nie pytał o Mark’a przez cały ostatni tydzień, więc chyba zawdzięczam to Fabianowi. Nikt też nie obchodził się ze mną jak z jajkiem. Pozwalali mi ubolewać nad stratą przyjaciela, którego nie sądziłam, że miałam. Trudy dalej pozwalała Fabianowi na dzielenie ze mną łóżka - chwała jej za to - a Mara czasami zajmowała moje łóżko, aby Amber nie była sama. Wszystko było na swoim miejscu i obyło się bez potknięć. Nawet Jerome przestał sarkastycznie komentować moje nocowanie u Fabiana.

    Nadal każdej nocy miałam koszmary. Zazwyczaj dotyczyły Mark’a. Część z nich budziła Fabiana – Mick przesypiał wszystko chrapiąc – lecz starałam się uspokajać w ciszy. Źle się czułam z myślą, że za każdym razem budzę tym Fabiana, ponieważ też musi się wysypiać. Gdy nawiązałam do tego podczas jednej z rozmów, zapewnił mnie, że odkąd przeniosłam się do niego, śpi mu się lepiej niż kiedykolwiek wcześniej, a 15-minutowe przebudzenia nie przeszkadzały mu. Mimo to czułam się z tym wszystkim źle.

Życie ruszyło dalej i sprawy zaczęły się mieć lepiej.

Aż do dzisiaj

– Nie będzie mnie tylko przez kilka godzin – powiedziałam, ubierając płaszcz – Nic mi nie będzie.
Fabian westchnął i przytaknął.
– Skoro tak mówisz. Przepraszam, że nie mogę iść z tobą.
– Nie martw się tym. Pani Hampton zaprosiła tylko mnie, byłoby nie na miejscu, gdybyś przyszedł, a ja mam się z tym wszystkim dobrze. Będzie to cicha, spokojna ceremonia. Wszyscy będą w żałobie – Poklepałam jego ramię – Do zobaczenia później, tak? – wyszłam, po posłaniu mu promiennego uśmiechu, który za progiem opadł.

     Miał odbyć się pogrzeb Mark’a i nie byłam na to w żadnym stopniu przygotowana. Nie wiedziałam, jak będzie to przebiegać. Byłam już na pogrzebie, pewnie, ale miałam 4 lata i byłam tak rozproszona myślą, że moja mama już nigdy nie wróci, że cała ceremonia przeminęła bez zapamiętania. Podałam kartkę z adresem taksówkarzowi bez słów. To była najprostsza część z nadchodzących wydarzeń. Droga zdawała się być bardzo krótka. Stanęłam przed cmentarną kaplicą 30 minut przed rozpoczęciem ceremonii.

    Gdy weszłam do środka, natychmiast zauważyłam panią Hampton. Posłała mi delikatny uśmiech, który odwzajemniłam. Była otoczona różnymi ludźmi, wśród nich był chłopiec, wyglądający jak młodsza wersja Mark’a. Przylegał do niej niczym kot. Podążyła za moim wzrokiem i jej uśmiech zmył się z twarzy, a oczy wypełniło pewnego rodzaju otępienie. Czyli raczej członek rodziny. Może jej siostrzeniec czy bratanek?

    Przez niemal pół godziny rozglądałam się po kaplicy. Przyglądałam się witrażom i malowidłom na ścianach, które przedstawiały różne religijne sceny. Mój ojczym nie był wierzący, więc ja również nie byłam edukowana w kierunku religijnym, przez co nie wiedziałam, kogo przedstawia 99% malowideł.
– Nino – odezwała się delikatnie pani Hampton. Mimo to przestraszyłam się, ale wszystko, wraz z moją reakcją zdawało się być przybite poprzez panującą atmosferę – Zastanawiałaś się nad tym, co ci przekazałam?

    Wraz z zaproszeniem na pogrzeb, pani Hampton zostawiła mi na kartce wiadomość, która błądziła w moim umyśle, dręcząc zmysły przez godziny; Fabian nie wiedział o tym.
Podałam jej kartkę papieru
– Nie będę w stanie czytać przy wszystkich – wyszeptałam – Ale mam coś, co chciałabym aby ktoś przeczytał za mnie. 


    Zaczęła czytać to, co napisałam i dostrzegłam w jej oczach zbierające się łzy, ale tylko przytaknęła i odeszła. Krótko po tym, wszyscy zostali zawołani do zajęcia miejsc. Usiadłam w czwartym rzędzie, nie chcąc zajmować miejsc osobom, które były ważne dla Mark’a lub jego rodziny.
    Większość ceremonii była dla mnie jakby zamazana. Pastor skierował do nas kilka słów, przeczytał coś, co musiało być tekstem z Biblii, znów skierował się do siedzących i na koniec wszystkiego, niektórzy płakali.

To, co zapamiętałam najlepiej, to opowiadane wspomnienia.

    Najwidoczniej dzielenie się historiami związanymi ze zmarłym, było dość częste. Ostatecznie, przez ambonę przewinęło się 5 osób. Pierwsza była pani Hampton, która z trudem wstrzymywała łzy i ze szczegółami wytłumaczyła co się wydarzyło. Opisywała Mark’a gdy był małym chłopcem, uroczym i niewinnym, aż po ostatni dzień jego krótkiego życia. Następny był niski chłopiec, na którego zwróciłam uwagę wcześniej. Zniżono dla niego mikrofon jak tylko było to możliwe, a i tak musiał stać na palcach.

– Cześć – zaczął niepewnie. Jego amerykański akcent był wyraźny już w pierwszym słowie – Jestem Levil Eller. Mark… Mark był moim bratem. 


    Większość osób była zaskoczona, wraz ze mną i po kaplicy zaczęły roznosić się szepty. Mimo że poznałam Mark’a i jego mamę bardzo blisko przez ostatnie wydarzenia, jego brat nigdy nie był wspomniany. Moje zdezorientowanie związane z jego obecnością zostało zaspokojone, ale stworzyło kolejne pytania. Reakcja zebranych zdawała się zestresować chłopca jeszcze bardziej.
– Tak, byliśmy braćmi, ale nigdy się nie spotkaliśmy. Moja mama; biologiczna mama, urodziła mnie, gdy Mark miał 4 lata. Pan Hampton nie chciał mnie w swoim życiu. Nie chciał chyba drugiego dziecka, nie wiem. Wiec moja biologiczna mama, pani Hampton, nie chciała mnie na-narażać – jego głos stał się mniej stabilny, ale kontynuował – Więc oddała mojej mamie, tej, która mnie wychowała. Mama i tata zawsze chcieli mieć dziecko, ale nie mogli, więc pani Hampton mnie oddała.

    W zaistniałej ciszy można było usłyszeć upadającą szpilkę. Wszyscy byli zahipnotyzowani historią chłopca. 


– Chciałbym, um, podziękować pani Hampton za oddanie mnie. Uszczęśliwiła moich rodziców i dała mi lepsze życie, na które Mark również zasługiwał. Żałuję, że nie poznałem Mark’a i nigdy nie mogłem nazwać go swoim bratem. Nigdy nie dowiedział się o mnie. Powiedziano mu chyba, że urodziłem się martwy. Chciałbym móc go spotkać, chociaż raz – Po jego policzkach spłynęły łzy, które szybko otarł – Wiem, że byłby dobrym bratem. Był dobrą osobą. I może gdy umrę i pójdę do nieba… – spojrzał na zdjęcie Mark’a, postawione wśród kwiatów – Może w niebie będziemy mogli być braćmi. Chciałbym tego.

    Przyszedł czas na kolejne wspomnienia – jedno od siostry pani Hampton, a drugie od kolegi Mark’a. Widziałam go raz lub dwa razy w szkole, ale nigdy w towarzystwie Mark’a i zaskoczyło mnie to, jak zdawali się być sobie bliscy.

Josh i inni, z którymi trzymał się Mark nie odezwali się.
Nie było ich nawet na pogrzebie.

– To nie jest moje – odezwała się ponownie pani Hampton, zwracając na siebie moją uwagę – To są wspomnienia kogoś innego, o które poprosiłam. Nie chciała wystąpić publicznie, więc robię to za nią. 

    Wbiłam się w krzesło obite materiałem tak mocno, że poczułam ból w plecach. Dobrze, że nikt nie siedział obok mnie.

    Wzięła głęboki wdech, potem powoli wypuściła powietrze z płuc i zaczęła czytać
– Poznałam Mark’a poprzez pocałunek. Dotyk ust, o który nigdy nie prosiłam, którego nigdy nie chciałam. W rezultacie został zawieszony na 15 dni szkolnych, czyli coś, czego teraz żałuję, gdy wiem, co prawdopodobnie działo się z nim przez te dni. Było pewnie to coś podobnego do tego, co sama musiałam znosić w czasie wolnych dni w szkole podstawowej, a nawet wcześniej. Były to niemal 3 tygodnie z wzmożoną przemocą, więcej obelg i mniej kontroli ze strony jego ojca, ponieważ Mark nie musiał pokazywać się publicznie. Wiem to – Jej głos zadrżał z następnymi słowami – Bo również byłam ofiarą brutalnej przemocy

Wszyscy w pomieszczeniu mieli wzrok wbity w stojącą osobę pani Hampton.

– Po tym, zniknął z mojego życia na jakiś czas. Zniknął z moich myśli; nadal byłam nieświadoma prawdy. Minęły tygodnie i przeprosił, oferując randkę. Gdy odmówiłam, zaproszenie stało się przymusem. Jaki miałam wybór? Możecie widzieć inne rozwiązania niż ja miałam przed sobą w tamtym momencie, ale żyłam pod przymusami i groźbami, które były zawsze bezwzględnie wypełniane. Zgodziłam się, bo widziałam w nim potwora, który wtrącił całe moje życie do ciemności. Gdy na niego spoglądałam, widziałam osobę, na którą się wykreował, będąc kompletnym przeciwieństwem osoby, którą był od serca. Randka okazała się porażką. Zmusił mnie do kolejnej, która niemal zdarła z jego twarzy maskę, za którą się ukrywał i doprowadziła do ostatniej randki. Przed drugą randką, widziałam w nim tylko okrucieństwo, niewytłumaczalną chęć bycia w moim towarzystwie, pożądanie. Tamtego wieczoru, zobaczyłam jego smutek, zawiedzenie, a nawet iskierkę bólu. Ta iskierka nie dawała mi spokoju przez wiele długich dni.

Pani Hampton przewróciła stronę i zorientowałam się, że był to jedyny odgłos, który zaistniał, odkąd zaczęła czytać. Zaczęłam się rozglądać; wszyscy mieli wkuty w nią wzrok…

Ktoś spojrzał mi prosto w oczy.


Zamarłam. Był to kolega Mark’a, który wygłaszał wcześniej przemówienie. Gdy spuścił głowę, dotarło to do mnie.

On wiedział, że to ja.

– Trzecia i ostatnia randka zniszczyła wszystko. Była to impreza w domu Isis i tam, jego tak zwani przyjaciele, zmanipulowali go do złych rzeczy. Może to i ja jako pierwsza z nieświadomością sięgnęłam po jedzenie nafaszerowane narkotykami, ale gdy dowiedział się, co w tym jest, nie powstrzymał mnie. Za sprawą swojego przyjaciela, podał mi alkohol, który przedstawił jako energy drink, ale byłam już daleko poza logicznym myśleniem, by się zorientować. Impreza zakończyła się interwencją policji i zatrzymaniem Mark’a. Przez następne kilka dni, nie słyszałam nic na jego temat. Jak dowiedziałam się później, został odebrany z aresztu przez swojego ojca, który pobił go nie do poznania. Jedno złamane i trzy pęknięte żebra, zapadnięte płuco, złamana noga, nieprzytomność, ale przede wszystkim, załamanie psychiczne. 15 minut, które spędziłam biegnąc do szpitala w sukni balowej, były najdłuższymi minutami w moim życiu. Wszystkie teorie, które snułam i przypuszczenia, znalazły swoje utwierdzenie w naszej rozmowie. Nie powtórzę słów, którymi wymieniliśmy się w szpitalu, ale ta godzina zmieniła moje życie i nie zapomnę tego. Jego śmierć i prawda o jego przeszłości pozostawiła mnie z wieloma pytaniami. Jak, opinia na czyiś temat, może zmienić się o 180 stopni jednego dnia? Jak mogłam przejść z nienawidzenia go, do tego czegoś teraz, czego nie jestem w stanie nazwać w ciągu kilku godzin? Jak mogłam nie dostrzec wcześniej prawdy? – przy ostatnim słowie, głos pani Hampton załamał się – Ale ostatecznie, najważniejsze jest to, że przy jego śmierci, u jego boku były osoby, które troszczyły się o niego i nie umarł w samotności. Podsumowując. Mój kontakt z Mark’em był znikomy i w długich odstępach czasowych, ale nigdy o nim nie zapomnę. Był chłopakiem, który nauczył mnie znacznie więcej niż ktokolwiek inny.

I doprawdy, tylko to mogłabym powiedzieć na koniec.

X

– Jesteś Nina Martin, prawda? Niemowa?

    Komentarz został zignorowany przez wszystkich dookoła prócz mnie. Podczas gdy wszyscy zaczęli się krzątać w drodze do wyjścia, powstało zamieszanie. Ludzie zmierzali na cmentarz, gdzie po kilku słowach ze strony pastora, miało nastąpić ostateczne pożegnanie.
    Obróciłam się i stanęłam twarzą w twarz z chłopakiem ze szkoły. Wyglądał na niepewnego, ale zdeterminowanego do rozmowy ze mną. Nie potrafiłam powstrzymać strachu, który włączył w moim umyśle alarm. Gdy nie odpowiedziałam, zarumienił się lekko.
– To znaczy, wiem, że odezwałaś się okazyjnie i nie chciałem cię obrazić, tylko... – przerwał i wypuścił ze świstem powietrze z płuc – Mogę tylko z tobą porozmawiać?
    W odpowiedzi przytaknęłam powoli. Wyszliśmy razem z tłumem z kaplicy, lecz zboczyliśmy z chodnika na trawę.
– Proszę – powiedział, wyciągając jakieś pudełko owinięte w pewnego rodzaju świąteczny papier. Żywe kolory pudełka, na tle czerni żałoby, wyglądały wręcz niestosownie – Oczywiście nie jest to ode mnie. Mark zapakował to dla ciebie już tygodnie temu i stwierdziłem, że mimo jego odejścia, powinnaś to dostać. Nie wiem co to jest, ale mam nadzieję, że spodoba ci się. 


    Chwyciłam prezent, a chłopak uśmiechnął się lekko. Otworzyłam usta, aby coś powiedzieć, ale zawahałam się. Otworzyłam ponownie
– Dziękuję – wyszeptałam tak cicho, że musiał się pochylić, by dobrze usłyszeć – Byłeś jego przyjacielem?
– Dzieliliśmy razem pokój i raczej byłem najbliższym materiałem na przyjaciela. Nikt jednak nie spodziewałby się tego, bo typowe zachowanie Mark’a bardziej pasowało do Josha, niż do mojej spokojnej natury – potrząsnął powoli głową – To było dla mnie zaskakujące, jak potrafił szybko zmienić swoją postawę. W jednej chwili, wraz z Joshem rzucał obelgami i chamsko komentował innych, a gdy wchodził do pokoju i byliśmy sami, uśmiechał się, był miły i prowadziliśmy spokojne rozmowy. Chyba przez długi czas nie wiedział nawet, że to robi.
– Wiedziałeś?
Nie udawał, że nie miał pojęcia, o co pytam
– Nie, ale podejrzewałem, jednak byłem zbyt tchórzliwy, by do tego nawiązać podczas rozmowy. Głupio z mojej strony, ale już nie mogę cofnąć czasu i tego zmienić, prawda? – westchnął powoli, a na jego twarzy pojawiła się lekka rozpacz – Nie mogę uwierzyć, że naprawdę odszedł.
– Przykro mi z powodu twojej straty.
– Dziękuję – z kaplicy wyszła ostatnia grupka osób i chłopak skierował się ku chodnikowi – Powinienem już iść. Nie chcę zostać w tyle – zawahał się z następnymi słowami – Myślę, że powinnaś być świadoma… jeśli zacznie się więcej mówić o tym, co się wydarzyło, cóż, więcej niż mówi się teraz teraz, ludzie mogą mieć do ciebie jakieś pretensje, więc pamiętaj tylko, że nie zrobiłaś nic złego – spuścił głowę – Miłego dnia, Nino.

Chłopak zmieszał się z idącym tłumem.
Gdy zorientowałam się, że nawet nie zapytałam o jego imię, był poza zasięgiem mojego wzroku.



~~~~
*przypomnijmy sobie, że Mark'a odgrywa Grant Gustin*
Chyba nie będę dużo tutaj komentować. Zostawię to Wam. Czekam na Wasze przemyślenia w komentarzach; uwielbiam je czytać.
Teraz pewnie nie macie problemu z zorientowaniem się, co będzie w rzeczywistym rozdziale 43. Ale na wszelki wypadek, nie będę Wam nic zdradzać ☺

Weny jak nie było, tak nie ma. Jednak nie czuję już frustracji. Muszę po prostu zaczekać. 

Rzeczywisty rozdział 43 - 13/08/16

Tak zwani sąsiedzi zza płotu od strony ogrodu wynajmują parter jakiemuś niedorozwiniętemu towarzystwu. Nie dość, że klną jak diabli, drą się, to jeszcze puszczają muzykę - głownie polskie rapsy i disco polo - na cały regulator. Więc pozdrawiam siedząc w pokoju i nie słysząc własnych myśli... Także wybaczcie błędy, które mogłam przeoczyć podczas poprawiania.

4 komentarze:

  1. Coś, co sobie uświadomiłam dwa rozdziały temu, ale zapomniałam wspomnieć o tym:
    Tak sobie patrze na nowy nagłówek i zakładkę "bohaterowie" i stwierdzam, że skądś kojarzę tego aktora odgrywającego Marka. No i już wiem. Już wiem.
    FLASH! Wybacz, zboczenie zawodowe, ale no. Już nigdy nie będę patrzeć (czytać o nim?) na Marka tak samo, ze względu na Flasha i tą wersję alternatywną.
    OESU, swoimi słowami sprzed trzech rozdziałów czuję, jakbym zabiła nam Marka. Chociaż to nie ja. Zaczęłam go lubić po tej alternatywnej wersji i dobrze, że jest ona alternatywna, bo bym zdechła. Ale i tak mi smutno.
    To było takie słodkie. To było po prostu...ech...no, nie umiem tego wyrazić. I ten braciszek, jeny. Moje serce się łamię, nawet słyszę ten trzask. I piosenki Trading Yesterday (w tym moje ukochane Shattered) doskonale do tego pasują. Mówiłam już, że kocham Cię za tak genialne tłumaczenie i ogółem za wszystko?
    Współczuję "sąsiadów". To nie sąsiedzi, to demony. Disco polo - masakra, osobiście nienawidzę i aż mi się przypomniała wycieczka szkolna, gdy w autokarze "koledzy" puszczali głośno disco polo. Moje uszu. Moje uszy. A mój telefon się wtedy rozładował.
    Och, i laski z tyłu busa śpiewały piosenkę z Pszczółki Mai, jakby nałykały się jakiś proszków szczęścia (czyt. narkotyków czy innego gówna).
    No to tego, to było cudne, a ja idę płakać do kąta czy coś. Ale jak to dobrze, że autorka nie tak rozwiązała kwestie Marka i w ogóle. Wtedy to bym chyba wyła na całego. No to Mark, przekonałeś mnie do siebie.
    Tak teraz pomyślałam i mnie zaczęła przerażać odrobinkę jedna myśl. Kto wie, czy ktoś w naszym otoczeniu właśnie nie jest jak Nina albo Mark? Czasami takie odłamy wyraźnie widać albo w ogóle nie widać, bo często ludzie z kłopotami większymi od "mam złamany paznokieć!" to ukrywają i są zazwyczaj tymi "najweselszymi". Myśli się potem o takim człowieku i z czasem zaczyna uświadamiać, że nie wie o nim nic, co dawałoby wyraźny zarys jego życia. To mnie nieco wytrąca z pionu.
    Ten komentarz zrobił się zbyt płaczliwy i filozoficzny, a ja nie żyję na tym świecie, aby filozofować, więc na tym zakończę moje wywody.
    Trzymaj się, dużo powodzenia w tłumaczeniu dalszych rozdziałów i miłych wakacji!
    Pozdrawiam! ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Brawo! Pragnę jednak poinformować, że Mark nie będzie już zawsze święty, milusi i tak dalej, ale będzie lepiej, więc możesz lubić go dalej ☺
      Współczuję kolegów i koleżanek z autokaru. Ja założyłabym słuchawki i puściła na maxa najgłośniejsze kawałki jakie lubię, to jeszcze na drugim końcu autokaru by to słyszeli z słuchawek, pff.
      Też się cieszę, że autorka tak to rozegrała. Gdyby uśmierciła Mark'a, nie pojawiłaby się <> nowa postać, którą uwielbiam nad życie i to więcej niż z jednego powodu. A, że w rozdziałach nad którymi pracuję obecnie, wątek Niny i Fabiana to chwilowy śmiech na sali, to moją motywacją są sceny z właśnie tą nową postacią.
      Co do kwestii filozofowania, to idzie ci dobrze, więc spokojnie! I myślę, że o to chodziło autorce - aby otworzyć swoim czytelnikom oczy na niewidzialne krzywdy. Nie tylko takie brutalne jak Niny czy Mark'a, ale także te nieco mniejsze; nawet na choroby psychiczne typu depresja czy ChAD - a co do tego drugiego, to sądząc po zachowaniu Mark'a, może on na to chorować. I sama wcześniej zastanawiałam się nad tym wszystkim i możemy tylko głęboko wierzyć, że jest jak najmniej osób cierpiących tak jak Nina i Mark (o Mark'u jeszcze dowiesz się więcej w innych rozdziałach)
      Tak czy siak, przebrnęłam przez rozdział 51 i jestem na początku 52, a skoro nie mam nic lepszego do roboty (przyjaciółka w pracy, książki do poczytania dopiero w drodze do mnie), to zmykam i spróbuję dać sobie radę :)

      Wykorzystaj ostatnie 23 dni wakacji (omg) jak najlepiej, kochana ♥

      Usuń
  2. To było.... Po prostu brak mi słów, a przez łzy ledwo widzę litery. Nie wiem jaki jest prawdziwy rozdział 43, ale ten.... Ja nie wiem co mam na to wszystko powiedzieć. Jestem po prostu w szoku. Po ostatnim rozdziale byłam pewna, że Mark przechodzi to co Nina, ale przeczytanie tego rozbiło mnie wewnętrznie.
    Moje odczucia aktualnie są dziwne bo nie lubię czytać takich rozdziałów, bo rozrywają mnie wewnętrznie ale zarazem je kocham bo wiele pokazują. To w jaki sposób Mark reagował na przemoc, to że Nina w pewnym stopniu uświadomiła sobie że nie jest jedyna i że może żyć inaczej. Takie rozdziały w pewnym stopniu mogą być także nauką dla nas.
    Pewnie wyżej napisałam totalne głupoty, ale ciągle widzę przed oczami słowa Marka. Do tego jestem ciekawa co jego współlokator dał Ninie i ciągle mam łzy w oczach.
    To ja lepiej już pójdę i zostawię ten komentarz taki jaki już jest
    Pozdrawiam i życzę spokoju :)
    Karen

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kilka dni później: *podaje chusteczki*
      Prawda, ten rozdział ma w sobie coś niesamowitego. Ja osobiście chyba nigdy nie płakałam przy jakimkolwiek rozdziale Scarred, ale pamiętam, że przy finałowych rozdziałach strasznie trzęsły mi się ręce. Mam nadzieję, że nie oznacza to, że mam serce z kamienia, bo łzy zapewniają, że jest przeciwnie...
      Co do rzeczywistego rozdziału 43 to... nie potrafię się wystarczająco powstrzymać, więc powiem, że będzie napisany tak jak ten. Większość dialogów, scen będzie taka sama. Prawie niczym kopiuj-wklej, jednak nastąpi kluczowa zmiana, która obróci wątek o 180 stopni, także...
      A co do prezentu od Mark'a, to na szczęście dowiemy się co to jest w jednym z przyszłych rozdziałów ☺

      Dziękuję, trzymaj się mocno ♥

      Usuń

Komentarze są dla mnie ważną formą motywacji a także wyrazem uznania dla mojej pracy, jak i ogromnej pracy wspaniałej autorki tego fanfiction, która tu zagląda i tłumaczy sobie Wasze komentarze. Obie będziemy bardzo wdzięczne za opinię xx